MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 31 grudnia 2010

HAPPY NEW YEAR/ С наступающим!

jako że Święta minęły zbyt szybko i nie zdążyłam wszystkiego ogarnąć, a bloga zaniedbałam - chciałabym życzyć wszystkim Czytelnikom w 2011 Roku pogody ducha, zdrowia oraz tego, byście zawsze znajdowali się w dobrym miejscu o właściwym czasie.

postanowienia noworoczne?
hm...............................................

nie zaniedbywać. niczego. w szeroko pojętym znaczeniu tej kwestii.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

gdzieś między Berlinem, a Moskwą

dobiega końca kolejny już etap 'Moskwa'. tym razem sama nie wiem, kiedy i jak mijały mi dni - niby wszystkie takie same, ale jednak jeden do drugiego niepodobny. nawet nie miałam czasu zatęsknić, ponarzekać na samotność - Wiewiór nie dał mi się nudzić. krótkie chwile jej dziennego snu poświęcałam najpierw na ćwiczenia i roboty sprzątaniowo-kuchenne, ale potem w moje ręce wpadł "Wiedźmin' Sapkowskiego. o ironio - po rosyjsku. od razu mówię - tłumaczenie jest kiepskie, ale wciągające. tak więc zdradziłam bloga i nieco zaniedbałam (o zgrozo!) obowiązki domowe z Wiedźminem.
jutro ostatni dzień, czas zbierać graty i dopinać walizkę. i niczego nie zapomnieć.
chciałabym powiedzieć, że ten wyjazd pozytywnie odmienił mój obraz Moskwy.... hmmmm. tak - jest inaczej - to prawda. ale może dlatego, że nie mam czasu na łażenie, przyglądanie się, słuchanie. zawsze na spacer i do domu. czasem - rzadko - do sklepu (głównie po ukochane paluszki Tlimaka). moja 'mała Moskwa' to plac zabaw. tutaj obcokrajowcy wszelkiej maści trzymają się razem. Rosjanki, a szczególnie te z Moskwy (Moskwiczki? Moskwianki?) z nami - NIEtubylcami - nie gadają. to przykre, ale tak jest. dla nich wschód czy zachód - co za różnica - gadasz z akcentem - spadaj.
dobra - bo spali mi się kolacja. nie jestem pewna, czy jutro uda mi się pobawić w pisanie. jeśli nie - następne wydanie 'Masha in Rasha' już z PoLandu...

czwartek, 16 grudnia 2010

kokainowy królik

plan był taki: Wiewiór śpi, a ja piszę pozytywnego posta, o tym, jak to cudownie jest każdego dnia przyglądać się jak dziecko się rozwija, jest coraz bardziej 'człowiekopodobne'. niestety mały ludź nie usnął i aktywnie przeszkadza mi w wypełnieniu owego planu. teraz np. wali łapkami w świecące się na obudowie laptopa jabłko. no rewelacja.
że też nie zainteresuje się ... kokainowym króliczkiem. spokojnie - on tylko śmieje się, jakby było na haju, jest perwersyjnie różowy i przywiózł go nam Tata Mishy. choć jeśli mam być szczera los zająca dzielą wszystkie zabawki - o wiele bardziej zajmujące są łyżki, garnki, wałek i pokrywki. a już szczytem marzeń Aleksy jest kopanie w ... koszu na śmieci. oczywiście jej na to nie pozwalamy, ale aż strach się bać, co by było, gdyby... z perspektywy takiego dziecka świat jest taki pasjonujący, a niczego nie wolno. nie dotykaj, nie ruszaj, zostaw, odejdź, chodź tu natychmiast itd.
zapomniałabym o moim 'ulubionym' i powtarzanym do znudzenia' NIE BIERZ DO BUZI!!!!!'. zwariować można.

piątek, 10 grudnia 2010

sleeping beauty

dziś chyba pierwszy raz od urodzenia Wiewióra przespałam całą noc. nikt, kto tego nie przechodził, nie wie, o czym mówię. wow. aż dech zapiera - zero poprawiania smoka, przykrywania i odkrywania itd. chciałabym wierzyć, że będzie to tendencja stała, ale wolę nie obudzić się z - hahaha - ręką w nocniku.
to taki miły akcent po wczorajszej wizycie z Ambasadzie PL w Moskwie. cóż - do europejskich standardów jeszcze trochę tam brakuje. a 'trochę' robi wielką różnicę. tak więc pracownikom tej instytucji dziękujemy za stanie na mrozie i obsługę na ulicy przez okienko. grunt to perspektywa - punkt widzenia zależy od miejsca, w którym się siedzi, prawda?
a za oknem zamiast białej kołderki - mokre plamy kałuż. оттепель!

wtorek, 7 grudnia 2010

медвежата







Miedwiediew w Polsce, ja w Moskwie. taka mała zamiana miejsc. i on i ja budujemy stosunki RF- PL, każdy na swoim poziomie. mam tylko nadzieję, że on nie odwiedza polskich demotów, bo mógłby się poczuć dotknięty ;)

dziś dla odmiany - zamiast słów - obrazy.
cosik nie ładuje jak trzeba - jutro ponowię próbę :)

piątek, 3 grudnia 2010

new horizon

w Rosji zima pełną gębą - standardowo ok. 25 stopni na minusie. od czasów Łotwy prawie już zapomniałam, jak to jest, kiedy nie da się wytrzymać na polu więcej niż 10 minut. jeszcze dobrze, kiedy świeci słońce, ale zazwyczaj go nawet nie widać spoza grubej warstwy dymu, smogu i chmur. jak okiem sięgnąć kominy, bloki i miasto ciągnące się bez końca, za horyzont. tak więc życie rozgrywa się głównie w czterech ścianach, ciepłych i własnych ( będąc dokładnym: mojej szwagierki).
nie wiem, czy kiedykolwiek się przyzwyczaję do tutejszego - nazwijmy to tak - stylu bycia. zero 'dzień dobry', 'proszę', 'dziękuję', czyli jak to mawiał Timon - kindersztuby. nie, żebym była jakaś nadwrażliwa, czy coś, ale w PL rzadziej sama znoszę wózek po schodach - tu faceci tylko się gapią. jeśli ktoś się do Ciebie uśmiecha na ulicy, to:
a) jest to obcokrajowiec z zachodu!!! - dotyczy centrum miasta
b) właśnie podrywa Cię jeden z przedstawicieli ludów Kaukazu
c) uważaj, bo z tyłu ktoś Cię okrada,
d) mogłam pominąć wariant zwyczajny, typu 'śmiesznie się ubrałam', gdyż nieco by mi uwłaczał...chociaż, czy ja wiem?

chciałabym móc zobrazować czasem coś zdjęciem, ale niestety kabel został w krk, a Mac nie ma czytnika kart. tak więc póki co -słowa, słowa, słowa.

niedziela, 28 listopada 2010

люблю тебя, красавица Москва

W weekendy wrażenia mnożą się jak króliki.
a to rodzinne wyjście do Parku Sokolniki (Сокольники), gdzie właśnie w tym samym czasie odbywa się festyn z okazji jakiegoś strażackiego święta - gra rosyjskie disco-polo i milicjantów jest więcej, niż odwiedzających. a to próba kupna kożucha, zakończona fiaskiem ze względów estetyczno - moralnych (ad.1 ja się na kicz dla 60'ciolatek namówić nie dam, ad.2 jestem z zasady przeciwna zabijaniu zwierząt dla futer).
w niedzielę (dziś!) z kolei wizyta na Placu Czerwonym. mróź, Lenin i my. a tak serio, to naprawdę jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie - piszę to będąc w pełni władz umysłowych.tak. Krasnaya ma swój niepowtarzalny urok - rozmach i ... no właśnie -coś, czego nie da się opisać słowami. według mnie Moskwę powinno się zwiedzać właśnie zimą, w trzaskający mróz, kiedy każdy oddech boli, a twarz czerwienieje od wiatru. wtedy właśnie ... zamarzają aparaty fotograficzne i inny sprzęt elektroniczny. i o TO chodzi. bo Plac Czerwony trzeba ZOBACZYĆ NA WŁASNE OCZY, a nie oczami obiektywu. i zakochać się ...w kopułach Wasyla, Kremlu i GUM' ie.
jednym słowem - gdy wyjdzie słońce, nawet tutaj da się żyć.

czwartek, 25 listopada 2010

kup pan cegłę

Są takie dni, kiedy 'pisze' do mnie tylko spam i Orange (obecnie Beeline). jak ja to lubię. czekam na wiadomość, jest sygnał, a tu znowu: 'Dziwi nas, że nie zgłaszasz się po swoją nagrodę gwarantowaną....' lub jeszcze lepiej - 'zamień sygnał oczekiwania na hicior'. to nawet mój faworyt w kategorii "Pisze do mnie tylko sieć'. gdybym za każdym razem odpisywała to miałabym już ze 6 aut i sporo kasy, a każdy dzwoniący miałby okazję odsłuchać coś w stylu Calvi & Remi (wersja soft ;) ).
głowa mi pęka. to cena za słońce - nie było go ze 4 dni...
zaraz, zaraz - coś za cicho w tej łazience. lecę sprawdzić co też tym razem wykombinował Wiewiór - cisza nie wróży niczego dobrego.

środa, 24 listopada 2010

madMAN

znów mam te dni, kiedy wszystko- dosłownie wszystko - doprowadza mnie do szału. a jako, że prawie cały czas jestem sama z Wiewiórem, to najczęściej dostaje się jemu. są takie momenty, kiedy przypominam stare prześcieradło - drę się bez przerwy, a moje i tak znikome pokłady cierpliwości nieuchronnie się wyczerpują.
najgorsze jest to, że Aleksa dostała jakiejś koszmarnej alergii pokarmowej na tutejsze wszystko. ręce z majtkami opadają - już nie wiem, co jej dawać do jedzenia, bo pupsko ma czerwone jak pawian. spodziewałam się każdej reakcji na wyjazd: bezsenności itd, ale nie takiej.

później:
dla odmiany zamiast śniegu -deszcz, a raczej ulewa. czy tu w ogóle bywa dobra pogoda? tak - dla bogaczy...

poniedziałek, 22 listopada 2010

moich sąsiadów sny

nie muszę się wcale bardzo wysilać, żeby słyszeć co właśnie robią moi sąsiedzi. piorą, wyrzucają śmieci do zsypu, słuchają metalu (chyba, bo nie jestem ekspertem od ilości łup-łupów gitarowych), drą się na dzieci/siebie/psa. jak w mrowisku. nawet w ciągu dnia. jakby ściany były z papieru - zero funkcji tłumiąco-wyciszajacych. człowiek nigdy nie jest sam - jak na podsłuchu, albo big brother'rze, tylko bez efektów wizualnych. jak dla mnie bomba. zegarowa.
a za szybą mróz. szczypie i maluje na czerwono policzki dzieci, a nosy dorosłym (głównie mężczyznom - ciekawe dlaczego :>). Wiewiór wytrzymał dziś na polu 30 minut, po czym zastrajkował na środku chodnika. bez wózka ani rusz - małe nóżki szybko się męczą.
duże też, tylko nikt ich o zdanie nie pyta.

niedziela, 21 listopada 2010

X -mas rehab

u nas na wschodzie już prawie noc. siedzę z nosem przyklejonym do ekranu lapa i udaję, że wcale nie jestem uzależniona od internetu. bolą mnie już oczy, nie bardzo mam gdzie jeszcze wchodzić, ale twardo nie daję za wygraną. może to dlatego, że jutro znów zostanę sama ze wszystkim na cały dzień? sama nie wiem.
za oknem znów zima i śnieg. jakby czas stał w miejscu - zawsze jestem w Moskwie o tej porze roku. pewnie dlatego nie darzę jej zbyt wielką sympatią. rano ciemno do 8,30, po 15'tej też już szaro, buro i ponuro. w tym miejscu pasowało by również dodać 'głodno, chłodno i do domu daleko', ale aż tak źle nie jest ;).
za ścianą spokojnie (puk puk w niemalowane) śpi Stworzonko, które dziś pierwszy raz w życiu było w Starbuck'sie. tak - lans musi być - w dzisiejszych czasach dzieci zaczynają wcześniej. najbardziej podobały się Wiewiórowi .... bożonarodzeniowe kubki. tak - nie wiem, jak w PL, ale tutaj coraz częściej wypełzają na światło dzienne bombki, śnieżynki, lampki choinkowe i Św. Mikołaj zwany w tych stronach Dziadkiem Mrozem. tylko czekać, kiedy RMF zagra 'Last Christmas'......

piątek, 19 listopada 2010

кот с колёсами

dziś oczy same mi się zamykają. to jeden z tych dni, kiedy prawie modlisz się, żeby wieczór przyszedł jak najwcześniej, a czas jak na złość ciągnie się jak guma od majtek.
powoli dochodzi do mnie, że najpiękniejsze, co można obserowawć, to zabawa dziecka. nic go nie ogranicza, niczym się nie przejmuje, robi co chce. kiedy nie wie, że ktoś mu się przygląda... nie udaje. a jak mu się coś nie podoba, potrafi to jasno i wyraźnie zamanifestować.
kot na kółkach? nonsens!!! mamo, tato, co wy mi tu dajecie?!!!?

środa, 17 listopada 2010

like sugar & spice

dzisiejszej nocy nie mogę niestety zaliczyć do udanych. wszystko przez wiewiórze zębiska, które nie dawały o sobie zapomnieć nawet po lekach przeciwbólowych. tak się właśnie zastanawiam czemu dzieci rodzą się bez zębów? oczywiste odpowiedzi mnie nie interesują. są zbyt banalne ;).
z rzeczy miłych, to usłyszałam dziś naprawdę super komplement - podobno mówię bez akcentu. haha. jeśli by tak było naprawdę to umarłabym ze szczęścia.
coś wena mi kuleje - pewnie ze zmęczenia. ale przecież sprawy oczywiste mnie nie interesują, prawda?
słowo się rzekło, kobyłka u płota.

wtorek, 16 listopada 2010

lunatycy otaczają mnie

Konkretnie chodzi mi o jednego lunatyka. kochanego, uroczego - mojego - ale jednak, kurcze, deko wkurzającego.
niby wszyscy i kobiety i mężczyźni, patrzymy na to samo, ale widzimy zupełnie inne rzeczy. to, co dla nas jest ważne, dla facetów to nic nie znaczący szczegół, drobnostka. a przecież świat składa się z detali, prawda? no dobra - są i wielkie zadania, ale to nie jest 100%. eh, już to kiedyś pisałam, ale powtórzę się dla idei - oni są stworzenie do rzeczy wielkich. nam - jakże szlachetnie - pozostawili tzw. real i stąpanie po ziemi. kontakt jest, ale czasem po prostu trzeba wrzasnąć 'HALLLLO!!!!! ZIEMIA!', żeby o tą naszą podłogę sobie nosa nie rozbić i nie zaharować się po kokardy.

z teori to by było na tyle.

wracam na ziemię ;)

poniedziałek, 15 listopada 2010

wake me up

Wiewiór śpi (puk puk). padł po długiej walce, która praktycznie mnie wykończyła. psychicznie i fizycznie. Boshe, czemu tak jest, że jedni mogą spać, a nie chcą, a inni chcą, a nie mogą (patrz: ja)? no czemu?!!!!???
dziś pierwszy dzień w mojej karierze mamy, kiedy byłam z Turkuciem całkiem sama cały czas. sama się sobie zazdroszczę - wkurzyłam się tylko raz!!!! no to chyba nieźle mi poszło, co? to nic, że nawet do ubikacji ciągnie za mną postękujące stworzenie. można wytrzymać. tylko jakoś tak Mamy brak... ale nie myślmy o tym.

pozytywne myślenie
pozytywne myślenie
pozytywne myślenie

poniedziałek, 8 listopada 2010

i'm back

sama nie sądziłam, że tak się z tego ucieszę - wróciłam na bloga!!!! przymusową przerwę zafundował mi nasz dostawca internetu, pozostawiając nas bez sieci na weekend. za takie rzeczy powinno się w dzisiejszych czasach wsadzać do paki za wysoką szkodliwość moralną czynu. wiem, wiem - nieco przesadzam. ale bez dostępu do netu czułam się jak bez ręki - tyle myśli w głowie, a tu taki klops. nie czuję się co prawda uzależniona od publicznego wywnętrzania się, ale czasem lubię coś po prostu na blogu napisać.
moje dziecko ma już rok. tylko tyle i aż tyle. a ja jeszcze żyję! hurrrra!!! i coraz więcej rzeczy mnie cieszy. być może dorastam. życiowo i do roli mamy. поживем - увидим.

wtorek, 2 listopada 2010

say it isn't so

zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie wisi nade mną 'fatum podróżowe'(forma językowa nieistniejąca, stworzona na własne potrzeby autorki). gdziekolwiek bym się w tym roku nie wybierała - daleko, czy blisko - szlag wszytko trafiał. a to pamiętny lot do Gdańska zakończony finalnie w punkcie wyjścia (krk), a to wyjazd na ślub M&M, który dzięki polskim drogowcom i objazdom zakończył się histerią i rozmazanym makijażem w jakiejś zabitej dechami wiosze. powiecie -bywa. taaaak. dwa razy - ok. ale żeby już trzy?
Moskwa oddala się poprzez widmo idących zębów. jak w tanim horrorze klasy B.

niedziela, 31 października 2010

no speak Americano

wena jest. chęć pisania również. tylko - standardowo - czasu brak.
K. zapytała mnie ostatnio jaki tort piekę na 1-wsze urodziny Wiewióra. ha!! jaki ku..cze tort? ona robi dyniowy, ja - dla odmiany - zamawiam. zamawiam walizkę. 5'tego zabieramy Alejandrę na wschód. podróż jako bliski zamiennik tradycyjnej świeczki. znak czasów? czy ja wiem?
sama się sobie dziwię, ale jeszcze się nie denerwuję. przeżyłam poród - przeżyję wszystko. i absolutnie nie straszę tu żadnej z Czytelniczek. po prostu są rzeczy, które trzeba mieć za sobą i nikt ich za nas nie zrobi.
właśnie przeżyłam szok dzięki fb. nie, to nie szok, to zniesmaczenie. ale z drugiej strony - nie mój cyrk, nie moje małpy. przecież każdy żyje swoim życiem, prawda?

niedziela, 24 października 2010

jestem (z) Bogiem

moja ulubiona pora dnia, to te 2-3 godziny, kiedy Aleksa zasypia po wieczornej kaszce. kiedy mam jeszcze nadzieję na dobrą noc (patrz: przespaną) i mogę wreszcie wyciągnąć nogi (dosłownie, nie w przenośni - daj Boże). dziś zamiast wina popijam Theraflue w ramach akcji nie dajemy się jesieni i usiłuję ogarnąć temat, co jednak średnio mi wychodzi. mam sporządzić listę rzeczy do:
a) zabrania
b)kupienia w Moskwie, bo nie opłaca się wozić (ach te limity bagażu!!!).
tempo mam zawrotne, bo zapisałam już.... NIC. no właśnie - znów odwlekam, bo to przybliża mnie do wyjazdu, a jak widać na załączonym obrazku/szkicu, nie bardzo mi się tam śpieszy. ale taka już moja francowata natura - zawsze na opak. jak siedzę w domu, to narzekam, że inni to mają fajnie, bo podróżują. jak wyjazd za kilka dni - posiedziałabym jeszcze w krk jakieś .... 100 lat, bo przecież wszędzie dobrze, ale..itd. gdyby ta historia nie była o mnie, to bym się nawet pośmiała, a tak - powstrzymam się od kąśliwej autoironicznej uwagi.yeah!

piątek, 22 października 2010

destination anywhere

motyw przewodni dnia dzisiejszego to bezsenność Wiewióra i kawa z Anusiakiem. dwa światy - ten obecny i ten z czasów, kiedy nie wyrósł mi jeszcze wózek. a na ścianie w kawiarni - a jakże - Moskwa! czuję się 'dopadnięta' (tu kajam się za niegramatyczność itd.) tym tematem.
i znów powtórka z rozrywki - najważniejsze decyzje trzeba podejmować samemu. a potem ponosić ich konsekwencje. wiem - nie powiedziałam tu nic nowego - tak. ale czasem trzeba przecież wygłosić jakiś banał. tak dla spokoju sumienia.
powiało chłodem - czyżby mały survival przed Domem 2?

i jeszcze jedno 'czyżby': czyżby wróciła wena?

środa, 13 października 2010

like a zombie

no i proszę. wczoraj Turkuć sam przeszedł pół ulicy ( w sensie po chodniku oczywiście ;)). przypominało to nieco pierwsze kroki człowieka na księżycu, ale było wzruszające i kochane. czyli kolejny etap za nami i nowy rozdział otwarty. a żeby tradycji stało się zadość, spacer zakończył się spektakularnym upadkiem. muszę jednak przyznać, że moja córeczka dzielnie go zniosła i nawet nie zapłakała! ha!
a ja się sobie dziwię, że minął już prawie rok, a ja jeszcze żyję. ba - nawet nieźle się mam.

piątek, 8 października 2010

don't get fool again

próbuję jakoś ogarnąć rzeczywistość. policzyć, zmierzyć - spisuję w głowie plusy i minusy. i myślę (naprawdę proszę się nie śmiać). czasem przypominam sama sobie Dr House'a (tutaj sobie słodzę) i od nadmiaru tych myśli chyba oszaleję. albo zwariuję, co na jedno wychodzi.
w jednym tylko jestem monotematyczna - marzę o jednej przespanej nocy. jednej. tylko i aż jednej. na ten moment to raczej nie w tym życiu. ale dobrze mieć jednak marzenia, prawda.
dzięki Konradowi wróciły wspomnienia i Łotwa. o tym już kiedyś było, ale historia i ja lubimy się powtarzać - minęły 3 lata, a ja mam wrażenie, że to lata świetlne. tyle się zmieniło. .... tu chciałam napisać jakąś mądrą refleksję... -ŁAM - czas przeszły.... sssspać!!!!

piątek, 1 października 2010

you can pass me by

już październik.
jak dziwnie to brzmi. na blogu pojawił się zaraz po sierpniu... czary normalnie. ale z magii to by to było na tyle, bo proza życia skutecznie sprowadziła mnie a ziemię. padłam ofiarą własnej nieostrożności (żeby nie powiedzieć głupoty) i masz. podwiało mnie tak, że poruszam się z prędkością procesji w Boże Ciało, a schylić to się nie mogę wcale. i tak uroczo kuleję (jeśli można uroczo kuleć). jest jeden plus: wreszcie dotrzymuję tempa Aleksandrze, która chodzi jak Robocop.
oby tylko sprawdziło się powiedzenie 'do wesela się zagoi", bo w następną sobotę ślub M.i M.

piątek, 27 sierpnia 2010

city jungle

każdy mój włos stoi (lub raczej : kręcie się) w inna stronę, co może oznaczać tylko jedno - nadchodzi jesień. deszcze, wilgoć i ... coraz krótsze dni.
lato minęło niepostrzeżenie, jakoś tak za szybko. wydaje mi się, że dopiero co cieszyłam się z perspektywy ciepłych dni, a tu już zieleń liści ustępuje jesiennej gamie kolorów. słowem - jak co roku za szybko.
chciałabym napisać to w bardziej poetycki sposób, ale nie mam aż na tyle weny, żeby się z tym zmierzyć. a więc prosto z mostu. na początku listopada obieramy na kilka miesięcy kierunek wschód. już bardziej oddalić tego nie mogę, więc będę musiała jakoś to zaakceptować i próbować nie porównywać. pewnie i tak nie będę miała czasu na myślenie - zostanę ze wszystkim sama - a to cieszy. w pewnym masochistycznym sensie, ale jednak.
grrrr... już mi się szklą oczy, a to dopiero początek.

[przerwa techniczna: zamglenie pola widzenia]

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

duch (i mrok)

są sytuacje i ludzie, o których chciałoby się zapomnieć na zawsze. wymazać, zetrzeć - wywabić to, co z nimi związane. ale albo się mylę (oby), albo nikt jeszcze nie wpadł na to, jak to zrobić raz, a dobrze.
możliwe, że przesadzam, ale jak tak naprawdę mam. nie muszę nawet spotykać takiej osoby- ktoś np. rzuci jej imię w rozmowie - a już mam ochotę uciekać. wszystkie cięte riposty ulatniają się z mojej głowy i zostaje tylko głupi wyraz twarzy (przynajmniej wg mnie ), mylony często z wyniosłością (how? - nic bardziej mylnego). i stoję sobie jak ten słup soli, wewnątrz tocząc walkę o godne wyjście z impasu. grrrrrrrrrrrr!!!! jak ja tego nienawidzę. i już sama nie wiem, kogo mam większą ochotę utopić w łyżce wody: delikwenta-postrach, czy siebie za niedojrzałość.
na całe szczęście takich kandydatów do zapomnienia na wieki wieków jest baaardzo niewielu. ale i to wystarczy.

sobota, 21 sierpnia 2010

jutro będę ideałem

choćbym nie wiem jak bardzo chciała ludzie się jednak nie zmieniają. mogą chwilowo przywdziać maskę (patrz: Jarek Kaczyński), ale i tak nadal pozostają tacy, jacy byli. w większości przypadków oczywiście - nie śmiem generalizować. szkoda tylko, że sami czasem nie widzą, że przecież powinni. tu jednak pojawia się pytanie, czy być sobą za wszelką cenę i wbrew innym, czy mieć jednak wzgląd na bliźniego. pewnie - heh - na pewno - nie mnie sądzić. albo powinnam spojrzeć na sprawę z drugiej strony: może to ja nie powinnam oczekiwać, że ktoś będzie robił/zachowywał się tak, jak mnie wygodniej.
zamieszałam.
ogólnie rzecz ujmując powinnam była zmądrzeć już dawno.i nie liczyć a cud. osioł nigdy nie będzie koniem wyścigowym. czy jakoś tak.

środa, 18 sierpnia 2010

my choice

czasem zastanawiam się jak bardzo bezgraniczna jest ludzka głupota. wynik przemyśleń nie nastraja optymistycznie. bo czy warto wszystko tak upubliczniać, prać brudy na oczach innych? i czy potem się żałuje?
wczoraj po raz setny pokazywali w TV film 'Jerry Magiure' i po raz enty się poryczałam. sentymentalna się zrobiłam, co? a może po prostu dopiero wieczorem mam nieco czasu, żeby myśleć nie jak mama, a jak kobieta, żona? cholerna romantyczka. chyba się stęskniłam za Mishą....

niedziela, 15 sierpnia 2010

to se netoperek

ostatnio prawie nie piszę. i nie siadam. staram się zrozumieć dziecko można by rzec - głównie włóczę się po podłodze za raczkującym Turkuciem. i przeważnie jestem z tyłu. brak mi kondycji? nie. raczej fantazji ;).
to już tydzień od mojej podróży. zapomniałam wtedy napisać, że w domu oprócz Aleksy czekało na mnie jeszcze coś. było małe, włochate i wystraszone. jednym słowem nietoperz. na lodówce. do dziś nie wiemy, jak udało mu się wlecieć do kuchni, nie ważne. gdyby nie Jerzy, to pewnie zauważyłybyśmy go z mamą rano. i z wrzaskiem. aż strach się bać, co zrobił by z nim Turki. ... bleeeeeeeeeee!!!!
tymczasem nadchodzi burza.

a ja może pozamykam szafki i pochowam kable. już raz zostaliśmy bez domowego (tel.) po przejściu Małego Tajfunu.

sobota, 7 sierpnia 2010

przygody słonia w tyłku mrówki, czyli prawie jak palcem po mapie



na foto - ja na tarczy -wracam do Krk.

tytuł mówi wszystko. jest trafnym podsumowaniem mojego romantycznego weekendu w Gdańsku, który .... no właśnie. chyba powinnam napisać prawdę - że nawet się nie zaczął, a już się skończył. a wszystkiemu winna - a jakże - pogoda.
dziś już się z tego śmieję, ale wczoraj wylewałam łzy w rękaw M. - oczywiście wirtualnie, bo przez telefon.
a wracając do sedna - lot do Wawy przebiegł planowo. i tu skończyły się pewniaki. ledwie przestąpiłam próg Okęcia, a zapadły egipskie ciemności i rozszalała się hiper burza. ponad dwie godziny. lotnisko nie wypuszcza i nie przyjmuje samolotów, zero informacji innych niż 'uprzejmie informujemy, że z przyczyn od nas niezależnych lot do ............ nie odbędzie się o czasie. następną informację podamy za półgodziny'. itd. a żeby było zabawniej, to gdyby samolot Mishy przyleciał bez opóźnienia (smog i dym pożarów skutecznie zatruwa życie w Moskwie), to nie lądowałby przymusowo w Poznaniu. tak. przeżyliśmy oboje coś a'la komedia romantyczna, z tym, że nie bardzo nam było do śmiechu. utknąć na lotnisku - bezcenne.
chociaż nie - niestety taki pat ma swoją wymierną cenę. linie lotnicze LOT nie gwarantują noclegu w takim przypadku i za hotel w razie odwołania rejsu trzeba zapłacić z własnej kieszeni. po informacji, że do 24'tej nie polecimy na bank, doszłam do wniosku, że zwijam manatki. wróciłam ostatnim pociągiem do Krakowa. wyszło taniej, niż hotel.
tak oto Mania vel. Masha zwiedziła Warszawę. a ściśle rzecz ujmując - Okęcie.
podróże kształcą.

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

lato, lato, lato ach! to Ty :)

kalendarz nie kłamie - już sierpień.
wakacje. moje - te rodzinne - nie doszły do skutku przez mieszankę wybuchową pogoda/zepsute rury/'nie mam czasu'. nawet się nie dziwię, że jakoś z tego powodu nie płaczę. czasem lepiej nie forsować planów na siłę i przyjąć pozycję' poczekam i popatrzę'.
za to wakacje 'romantyczne' przed nami. w piątek Gdańsk. z jednej strony nie mogę się doczekać, bo ... wreszcie się wyśpię. sad but true. mało romantycznie? wiem .... ale przez Turkucia łóżko kojarzy mi się prawie wyłącznie ze spaniem. tak do rana, przez całą noc. bez wstawania, wypadających smoczków i bolącego brzuszyska. z drugiej - przecież ja będę tęsknić do mojego Diabełka Tasmańskiego... a co, jak dostanie histerii - kto ją utuli? buuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!!! tak źle i tak niedobrze.

sobota, 31 lipca 2010

finito

prawie w ogóle nie piszę. jest zbyt gorąco, lub zbyt zimno.... chyba, że po prostu nie ma o czym pisać?
a tyle się dzieje. tzw.codzienność. w międzyczasie zdążyłam 'zaliczyć' pierwszą gorączkę Ol'a, swoją anginę, totalny rozpad super-wózka i tuzin innych, mniej lub bardziej ważnych wydarzeń. tak ważnych, że już nie pamiętam jakich. жизнь.
palce coraz wolniej biegają po klawiaturze. oduczyłam się szybko pisać. za to potrafię zrobić tysiąc rzeczy jednocześnie: przewijać jedząc i gadając przez telefon (don't ask me how) itd. ja się nie chwalę. zastanawiam się tylko. na głos. publicznie.
a dziś dodatkowo mam ochotę wszystkich pozabijać i wszystko mnie denerwuje. bez kija nie podchodź... ciekawe, jaki wpływ ma na to konieczność przejścia na dietę...? ale najpierw wyjem czekoladę z muesli.

piątek, 23 lipca 2010

утомленные солнцем

miało spaść i nie spadło. znaczy woda w postaci deszczu z nieba. jedyne, co spadło, to walizka ubranek Aleksy 'na zaś'. na mnie.
bolało.
i trzeba było zmierzyć się z brutalną prawdą, że przesadziłam. dużo za dużo. nigdy więcej szmateksów.
yyyyyyyyyyyyyyyyyyyy nigdy nie mów nigdy?


hmmmmm. czemu czasem wystarczy jeno słowo, by przepadła wena? a może jestem przewrażliwiona?
może.
ale żeby drugi raz to samo?

piątek, 16 lipca 2010

hole in a head

przez ten upał zlasował mi się już chyba mózg - myślenie boli.
robię wszystko machinalnie i modlę się, żeby nie zawalić drobiazgów. wychodzę na spacery koło 9'tej i po 14'tej, żeby Turki pospał (strasznie się męczy biedna) i wieczorem nie czuję nóg. tak sobie pomyślałam(proces powolny, acz zachodzący jednak), że gdybym jakimś dziwnym trafem wszczepiła sobie licznik, to miałabym niezły wynik na koncie - strach się bać.
prawie się dziś zabiłam na upchniętych naprędce pod półką kaloszach. i dzięki temu przypomniałam sobie o ich istnieniu. zakup na czas, prawda? długo kombinowałam i mam! może w tym szaleństwie jest metoda - kupiłam gumiaki - leje się z nieba, ale żar.to może jak kupię sandały, to zacznie padać woda ---> deszcz? .......
no dobra- nich ktoś chociaż wyłączy to słońce!!!
chcę moRZa, a nie moŻe!!!!!!!

piątek, 9 lipca 2010

передозировка

odkąd urodził się Turkuć niby nic się nie dzieje, a czasu jak na lekarstwo. może dlatego, że jest podzielny karmieniami i jakoś tak wychodzi, że stale muszę być w domu. a to kaszka, a to zupa, a to deserek. czasem czuję się jak chodząca stołówka. mama mówi, żebym nie narzekała, bo teraz nie trzeba gotować mleka. i prać pieluch tetrowych. no jest w tym coś....
w tle Mundialu i Ośmiornicy USA i Rosja wymieniają szpiegów w Berlinie. wow. jak w filmie sensacyjnym -brakuje tylko Matta Damon'a z pistoletem w ręku. obie strony twierdzą, że to nie wpłynie na ich stosunki dyplomatyczne... hmmmmm. czy i tak wszyscy wiedzą, że ich miejsce zajmą inni wywiadowcy, tylko lepiej się zakonspirują tym razem?
a swoją drogą, skubana ta Ośmiornica. jak ona to robi? a może ... ktoś ją opłacił?????????? :DDDD


yyyy, ciekawe ile kosztuje wpełznięcie na flagę Holandii? nie, żebym w nich nie wierzyła, ale lepiej zabezpieczyć tyły :)

środa, 7 lipca 2010

sedno bezSENsu

Holandia w finale... pierwszy raz od ... baaardzo dawna (34 lata) i pewnie znów będzie miała pecha. nie chcę być złym prorokiem, ale czuję, że dziś Niemcy rozjadą Hiszpanię, jak motor kurę. mogę się mylić i oby tak było - łatwiej chyb ograć obecną drużynę Raula, niż Podolskiego. ha!! ależ ze mnie znawca piłki. szkoda tylko , że finał zobaczymy z Mishą nie przed jednym TV...
jakoś tym razem po jego wyjeździe nie mogę się pozbierać. zostawił kilka koszul i wcale mi to nie pomaga, bo są żywym (sic!) dowodem na to, że kolejne spotkanie za miesiąc...
...... nie klei mi się coś dziś pisanie. nie mogę dobrać słów, a stworzenie zdania z sensem graniczy z cudem....
przynajmniej budzę się w Polsce bez Jarka u steru.
mała rzecz, a cieszy.

sobota, 3 lipca 2010

every step you take

od piątku znów mam męża. fajnie, bo przynajmniej mogę złapać oddech... i przypomnieć sobie, jak to jest. znaczy być kobietą.
i nawet dałam się wyciągnąć na noc poza domem, choć cały czas walczyłam z wyrzutami sumienia, że ja sobie piję wino, a Aleks śpi sama. przesadzam oczywiście, bo nic jej nie jest/nie było/nie będzie złego, jeśli czasem gdzieś wyjdziemy. ... Kraków nocą - heh. już zapomniałam, jak to jest: ciepła noc, tłumy ludzi (i komarów)i coś z magii w powietrzu. aż w głowie się kręci ze szczęścia. i mecze, mecze, mecze....
chwilo trwaj!!!!
telefon A. sprowadza mnie na ziemię ...jak kubeł zimnej wody , bo szpital, strach, łzy i ulga, bo na szczęście to tylko chwilowa niedyspozycja...
a w głowie dzwoni myśl: byle nigdy u nas....!!! nie każdemu noc przynosi sen....


jawa.
dzięki Ci Boże.

niedziela, 27 czerwca 2010

moonDIAL

w dawnych czasach (proszę zauważyć znaczący postęp: nie piszę, że 'dobrych' ;P) byłam zagorzałym kibicem futbolu. mecz? ja zawsze na 'tak'. drużyny, składy, trenerzy, taktyka - żadnych tajemnic. teraz? tylko kiedy moja mama nakarmi na noc Turkucia i mogę się oderwać od butelek, zupek i innych kojców. ale zawsze wierna Holandii. od 1996 kiedy to z J. kupiliśmy sobie gazetkę o MŚ - składy itd. pierwsze spojrzenie i już. J.: 'ja jestem za Włochami'. a ja 'a ja będę za Holandią'. i tak już zostało.
ciekawe, czy zdążę jeszcze wypić kawę ..............??????????


a w myślach : 'oooooo, śpij Kochanie, śpij!!!'

piątek, 25 czerwca 2010

przezimować lato?

jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, trzeba to będzie jednak zrobić. zaszyć się w jakiejś ciepłej, puchatej norce i zasnąć snem typu 'zima w lecie' aż do ... no właśnie, do kiedy? na myśl nie przychodzi mi żadna konkretna data, więc pewnie zdam się na żywioł.
taaaaaaaaaaaaa. no - to sobie pomarzyłam na jawie, teraz back to reality.
muszę z przykrością donieść, że dziś - 25 czerwca - moje dziecko wychowywane w stylu 'zimny wychów', pojechało na spacer w ... kombinezonie Puchatku i pod kocykiem. i są na to dowody w postaci zdjęć - udostępnię chętnym mailowo. epoka lodowcowa w natarciu.
a w Moskwie jak na ironię rekordowe upały do 38 stopni i podobno asfalt się topi. pytanie tylko, czy ja chciałbym tam teraz być. ...

odpowiedź: jeśli pozwolą nam się przeprowadzić na stałe do klimatyzowanego biura Mishy.

czyli -> w tłumaczeniu z polskiego na polski: nie.

czwartek, 24 czerwca 2010

Waiting For A Star To Fall

pobożne życzenie: może spadnie coś innego, niż deszcz.



(tu zaklinam pogodę)

(czekam na efekty)

(a tak w międzyczasie)... chciałam zrobić mężowi niespodziankę na pierwszą -drugą rocznicę ślubu i przyjechać bez zapowiedzi do Domu 2. niestety pomysł był dobry, ale gorzej z wykonaniem. zapomniałam, że LOT liczy sobie wakacyjnie za taki drobiazg, jak bilety. i jeszcze wiza ... tak. aż tak dobrze, to nam się nie powodzi. mówiąc krótko - nie jadę, ale liczą się chęci, prawda? i nie zgadzam się z tezą, że piekło jest nimi wybrukowane!!!! ;)


(deszcz nadal leje - ale dajmy mu więcej czasu)

ale ale: dziś mecz Holandii!!!!! CHŁOPAKI, DO BOJU!!!!!!!

(zaklinanie się nie udało - sic!!!)

środa, 23 czerwca 2010

wiśniowy sad

ostatnio mam fazę na batony musli. nie potrafię przejść obok nich obojętnie, szczególnie kuszą mnie wiśniowe. mrrrrrrrrrrrrr!!! najlepiej z czekoladą. jestem niepoprawna. i gdyby tak jeszcze Aleksandra chciała na moment zasnąć to zrobiłabym sobie nawet kawę do pary. a tak ...
a tak siedzę zbulwersowana poziomem dyskusji politycznych, nie tylko w radio i TV, ale też na Facebook'u... komentarz sobie daruję. och, żeby tak było już po 4'tym lipca. i tylko boję się, że obudzę się 5'tego w dzikim kraju.

poniedziałek, 21 czerwca 2010

w krainie d(r)eszczowców

Jedynka (Polskie Radio pr 1) ogłosiła początek lata - wystartowało Lato z Radiem. dobrze, że ktoś wpadł na to, żeby choć w eterze było pond 20 stopni ciepła. real niestety znów straszy mżawką.
nastroju wcale nie poprawił wynik wyborów. nie, żebym spodziewała się miażdżącego zwycięstwa Komorowskiego, ale jednak strach się bać, bo Jarek depta po piętach. jeszcze dwa tygodnie i chyba za bardzo się upolitycznię, co wcale nie jest moim zamiarem. i dla odmiany zamiast o pogodzie, będę pisać o przygodach słonia w tyłku mrówki ->patrz:polska scena polityczna. brrrrrrrrrrrrr!!!!!!!!!!!
powinnam raczej zacząć planować nasz sierpniowy (!!!!) romantyczny wypad we woje na północ - niedaleką, ale zawsze.... czas dodać nieco magii do dziecięco-domowej codzienności.

piątek, 18 czerwca 2010

zakupoholiczka w akcji

cytując Wodeckiego 'przez wieś przebiegł dreszcz' - zaczął się sezon wyprzedaży letnich.
nie byłabym sobą, gdybym nie brała w tej szopce aktywnego udziału. w tempie TGV przemknęłam przez H&M i ... utknęłam w kolejce-gigancie do kasy. ale było warto - nie tylko ze względu na szmaty - poznałam przemiłą Joannę i jej córeczkę Helenkę. dokładnie w wieku mojej Alex. aż się ludzie na nas dziwnie patrzyli, tak gadałyśmy. ale już wolę tak entuzjastyczną reakcję na inną mamę z dzieckiem, niż podejrzliwe spojrzenie spode łba w odpowiedzi na zachęcający uśmiech. a tak niestety bywa częściej. ludzie boją się uśmiechnąć, zgadać, jakby to groziło co najmniej stałym kalectwem. pocieszam się tylko, że w Moscow jest jeszcze gorzej - no temperamentu południowców to oni nie mają. ha!!
a teraz zejdę na ziemię i ugotuję dziecku zupkę. f..k!!! zapomniałam kupić ziemniaków!

czwartek, 17 czerwca 2010

z głębokości wołam

wszędzie 'pełno' wyborów. aż się niedobrze od tego robi. tak, jakby coś naprawdę miało się zmienić. a najgorszy jest Kaczyński, który - jak dla mnie - to wilk w owczej skórze. chociaż mówiąc uczciwie, to Komorowski wcale nie jest lepszy z tymi swoimi ciapowatymi lapsusami - co jeden, to lepiej. czemu mamy wybierać mniejsze zło? bo jak zwykle głosować na kogo nie ma, a iść trzeba, żeby nie wygrał jakiś oszołom.
w głowie się kręci od tej obłudy wylewającej z radia i TV.
a gdzieś po cichu cierpią ludzie. dzieci wykorzystywane seksualnie (Newsweek), katowane zwierzęta (Magazyn Expresu Reporterów), powodzianie, którym woda zabrała nawet nadzieję (wszystkie media)....
20 czerwca to zwykły dzień. pójdę i zagłosuję. a że wolno pisać po karcie do głosowania, to wyleję swoje żale - niech sobie chociaż szanowna komisja poczyta.

środa, 16 czerwca 2010

i gotta stay true

od paru tygodni moje dziecko już siedzi i muszę powiedzieć, że to przełomowe wydarzenie nie tylko w jej życiu. w moim również. muszę stale sprawdzać, co wyprawia, bo zdążyła już nabić sobie siniaka na policzku i upadła niezliczoną ilość razy. wczoraj postanowiła, że ileż można siedzieć i zastałam ją, jak na kolanach wyciąga pampersy i waciki z podręcznego zapasu do przewijania. cudowny widok - krzątający się na klęczkach Turkuć wśród kupki obślinionych pampersów... mmmmmmmmmmm!!!!
tak - bycie mamą bywa ... inspirujące. nie ma sensu kupować zabawek - dziecko samo je sobie zrobi z worka, kubeczka po jogurcie i ... pustej butelki 0,33.
a że dziś pobudka nastąpiła o 5,50 to nieważne. po co spać, jeśli świat jest taki piękny? a już najpiękniejszy na rękach u mamy...

dzięki M. spełni się moje marzenie/zachcianka. idziemy mierzyć suknie ślubne (dla M.)!!!! pierwotnie miałam ściągnąć obrączkę, ale teraz plan jest taki, że bierzemy Ol'a i udajemy hajtające się lesbijki z dzieckiem. гулять так гулять!

piątek, 11 czerwca 2010

hot in here

wiem, wiem. stale narzekam - jak nie deszcz, to upał. zawsze źle. chyba jednak mam prawo się pożalić: jest po 14'tej a nie ma czym oddychać od 7 rano i pewnie jeszcze dłuuuuugo nie będzie czym. czuję się jak mysz pod soczewką skupiającą światło słoneczne. a w perspektywie ...
wyjście po oddany do naprawy wózek. cholerstwo zepsuło się po 10 dniach eksploatacji. epitetami sypałam wczoraj, dziś mam odebrać naprawiony. całe szczęście, bo miałam ochotę ich tam wczoraj roznieść na kawałki. ofiarą moich nerwów padała także butelka z mlekiem, która stopiła się przy (za)DŁUGIm podgrzewaniu -> patrz: zupełnie o niej zapomniałam. morał?

brak morału.

dziś zaczyna się Mundial. a więc zamiast morału - emocje.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

pani_przesadzająca.ru

tyle się naczekałam na słońce i ciepłe dni, że dziś postanowiłam... nie opuszczać domu minimum do września. po prostu stwierdziłam, że nie bałdzo jestem jeszcze w formie do pokazywania-się. przesadzam? przecież mieszczę się we wszystko z przed Turkucia... ba! nawet kupuję mniejsze rozmiary....
NIGDY WIĘCEJ CZEKOLADY!!!!!
I SERA ŻÓŁTEGO!!!!
....................................
....................................

????????


wiecie co? chyba już powinnam zamilknąć, bo gadam bez sensu.. ja bez czekolady? NO WAY!

sobota, 5 czerwca 2010

siedem

Ol skończył dziś siedem miesięcy! i z tej okazji wyszło słońce, prawda? i może wreszcie uda mi się ubrać ją w coś innego niż kombinezon/kurteczka + dżinsy. jest 5'ty czerwca, a ta sztuka udała mi się tylko kilka razy (do zliczenia na palcach).
chyba znów uzależniłam się od kawy - bez paru łyków nie jestem w stanie utrzymać powiek i normalnie funkcjonować. wersja 'ja' bez kawy przypomina zombie: karmiąc Turkucia z całych sił staram się nie upuścić butelki. niestety senność nie jest jednak zaraźliwa i nie przenosi się z matki na córkę. a szkoda. moje dziecko spało by jak ...jak niemowlę.

piątek, 4 czerwca 2010

klepsydra

aż sama w to nie wierzę: post dzień po dniu. jak za starych, dobrych czasów. ale te też w sumie nie są takie znów złe.
tak - pogodzenie się ze zmianami w życiu zajęło mi ponad pół roku. to trochę tak, jak z nauką języka obcego: najpierw czarna magia, a potem wraz ze żmudną pracą codzienną coraz lepiej.
i kto by pomyślał, że zamiast w kostiumie do pracy, będę chodzić w fartuchu do karmienia (ach ta łyżeczka!). zamiast kina - obserwowanie, jak Turkuć bawi się np. pluszowym krabem. czytanie? proszę bardzo: z dzieckiem na kolanach + podarte strony z ilustracjami. mogłabym tak wyliczać w nieskończoność.
mały tajfun właśnie się obudził.... karierę pisarską odłożę na później.

czwartek, 3 czerwca 2010

(napalona) kotka na gorącym blaszanym dachu

nie, to nie o mnie. no naprawdę! ja ten etap mam na razie w fazie uśpionej (oby). po prostu zastanawiam się skąd się biorą Panie, które po jednym wieczorze z facetem zamieniają się w takie kicie. a zresztą - nevermind. cóż mnie to w sumie? no chyba, że Mrucząca pojawia się na horyzoncie mojego brata... oooo!!! wtedy lepiej mi nie wchodzić w drogę.
tak patrzę na tytuł dzisiejszego posta i wydaje mi się nieco perwersyjny, jak na Boże Ciało. ale przecież sam Proboszcz (tak, ten od Gości z dalekiego Związku Radzieckiego -> patrz ślub) powiedział, że WSZYSTKO chwali Pana. wszystko to wszystko, tak? nawet niezadowolony Turkuć, którego dopadły wyjące sąsiadki.
zaraz będzie burza. a w Domu 2 podobno 30 stopni. PLUS. Zaczynam tęsknić za wschodem. chyba.... może za nieco bliższym jednak - dziś przypomniała mi się Łotwa. fajnie było... to już 3 lata.

bo chodzi po głowie :) (nie oglądajcie, posłuchajcie za zamkniętymi oczami ;)

środa, 26 maja 2010

zawsze jest ten pierwszy raz


jak powiedzieć 'kocham' bez słów - z przymrużeniem oka ;)


dziś mój pierwszy w karierze mamy Dzień Matki. od Turkucia dostałam najlepszy prezent, jaki mogłam: zjadła bez kapryszenia (rzadki obrazek niestety) i usnęła po śniadaniu na prawie dwie godziny !!!!! (obrazek jeszcze rzadszy).

WSZYSTKIM MAMOM ŻYCZĘ MIŁOŚCI I CIERPLIWOŚCI, ORAZ WIELE, WIELE UŚMIECHU.

poniedziałek, 24 maja 2010

bad romance

no dobra- przegięłam. trzeba współczuć wszystkim, a nie tylko mieszkańcom swojego regionu. w złym momencie włączył mi się patriotyzm lokalny. извиняюсь!!!
właśnie skończyłam się przekopywać przez ubranka dla Aleksandry, które są dosłownie wszędzie, bo jest ich tak dużo. tak - wiem, przesadziłam. ale skąd miałam wiedzieć, że będzie tak zimno???? nastawiłam się na upał i mam ...z 6 sukienek, bluzeczki na ramiączkach itd, a tu wieje chłodem ... ech!!! gdyby był prorokiem ...
ja też nie narzekam na braki w szafie i niestety sama doszłam do tego, że wszystko ma swoja granicę, a wielkość szafy nie jest pojęciem zmiennym. jak i kiedy mnie olśniło? wstyd się przyznać, ale prawie zabiła mnie torba z zakupami o których zapomniałam i upchnęłam siłą na półce.
refleksje?
próżna próżnia.
dosłownie i w przenośni.

i na koniec: aluzja do mojej kochanej M. :P

Młynarski dobry na wszystko

sobota, 22 maja 2010

szczyt ?

nie tylko K. ma wrażenie, że obsadzono nas jako statystów w kiepskim serialu: Smoleńsk, chmura pyłu wulkanicznego, teraz powódź. niezłe zagęszczenie wątków. a gdzieś między tym nasze normalne życie, które toczy się dalej.
ostatnio jedzenie zupki (łyżeczką!!:)) wypada nam na porę emisji Teleexpres'u. i czasem trudno nie doprawić jarzynowej Ol'a łzami. gdzieś obok nas są ludzie potrzebujący - nie tylko powodzianie, choć oni teraz najbardziej. nie mają nic... nie ma nawet gdzie usiąść, żeby płakać za tym, co było, lub nad tym, co jest. i w tym kontekście coś mnie zalewa, kiedy nadają relacje z 'oczekującej na falę Warszawy'. będę gryźć!!!!!! jest zagrożenie - rozumiem. ale halo! na południu fala miała 9, 57 !!!! i im dalej na północ, tym więcej czasu na przygotowanie.
jeśli przypadkiem czyta to ktoś z okolic Stolycy , to proszę o wyrozumiałość: świat nie kończy się na woj. Mazowieckim!!!!

niedziela, 16 maja 2010

paranoid

mam wrażenie, że popadam w paranoję.
zamiast maja za oknem zielony listOPAD i nie mogę się oprzeć myśli, że gdyby nie grudniowe temperatury, to Krk zmieniłby się w parną dżunglę od tej ilości wody.
i na człowieka, który próbuje w takich warunkach nie zwariować z bólu głowy, spada jeszcze wszechobecna polityka. tak tak , w czerwcu wybory. ...
ja naprawdę bardzo przeżyłam katastrofę w Smoleńsku, ale ... ale kiedy słyszę polityków z PiS, to coś się we mnie gotuje. uwielbiam wręcz kategoryczne stwierdzenia 'Tusk ma krew na rękach', albo 'To na pewno Ruscy zrobili zamach'. grrrrrrrrrrrrrrrr!!!
i wcale nie chodzi o to, że jestem osobiście zainteresowana (dobrymi)stosunkami z RF. jak w ogóle można rzucać na kogoś takie oskarżenia ????????!!?? kiedy słucha się pracowników Kancelarii Prezydenta, to ma się wrażenie, że Premier osobiście wpychał pasażerów do tego nieszczęsnego samolotu, a Komorowski trzymał ich na muszce, żeby przypadkiem nie pouciekali. a potem zadzwonili do Putina i powiedzieli 'zrobione, możecie ich zestrzelić'!!!!!!!!!!!!' wiem - to brzmi absurdalnie i komicznie, co wcale nie jet na miejscu, ale tak to wygląda. albo 'Klich jest winien tej katastrofy'. gdzie my żyjemy!!!!??????!!!!
jestem za PO, ale nie za Komorowskim. ale trudno - nie ma wyjścia. on albo ... naprawdę boję się, że wygra Kaczyński. bo na razie to mamy ruch wizowy z Rosją (boleśnie oboje go odczuwamy z Mishą), ale możemy mieć w ogóle zamknięte granice. i co wtedy? wybór 'ojczyzna czy miłość'? proszę - nie!!!

piątek, 14 maja 2010

on/off

sen jest towarem deficytowym przy modelu 'półroczne dziecko'. utrudnieniem jest fakt, że nie ma on/a przycisku off. i gdy Ty już masz serdecznie dość, on/o wykazuje niespożyte siły - coś jak słynny już króliczek Duracell ( czy jak się toto pisze). całe szczęście, że trafił mi się egzemplarz 'przesypiam noc', bo byłoby krucho z moim nadwątlonym już systemem nerwowym.
oprócz Ol'a przyczyniają się do tego pytania w stylu: 'o, jakie śliczne dziecko? a po kim to? pewnie po mężu' w mojej obecności. miłe, prawda? nie ma to jak takt. nie pozostaje mi więc nic innego, tylko ćwiczenie się w cnocie autoironii...
a nad opcją 'cierpliwość' muszę jeszcze popracować. i dziś. i jutro. zawsze?

środa, 12 maja 2010

have you heard the news today?

po deszczowej nocy słoneczny poranek. to trochę jak metafora życia, prawda?
5'tego maja moje dziecko skończyło 1/2 roku. tak - jest już prawie dorosła... (prawie robi wielką różnicę ;)). z tej okazji zebrałam się w sobie i oddałam wreszcie zdjęcia do druku. tak więc to chyba normalne, że wyszło ich ...138. najwięcej jest tych, gdzie jest jeszcze malutka, z pierwszych 2 tygodni. taka Wiewiórcia. bo teraz to już Wiewiór pełną, choć nadal bezzębną gębą... eh, szkoda słów: lepiej ją po prostu schrupać ;)
a poza tym? myślałam, że istnieje dno dna, że dalej nic nie ma. ale wczoraj okazało się.... że z dołu ktoś puka. hm..... może zwyczajnie nie powinno się drażnić rekina? lub yyyyyyyyyyyyy... снежного человека? (tłumaczenie dostępne na życzenie).

wtorek, 4 maja 2010

matura 2003

daty nie kłamią: siedem ( liczbą: 7) lat temu zdawałam maturę. wow. aż nie chce się wierzyć.
taki kamień milowy, od którego wszystko się zaczyna. i trzeba mieć to za sobą, by zrozumieć, że na studiach czasem zwykłe kolokwium jest trudniejsze i bardziej stresujące. eh!!!!!! ale i tak pamięta się tylko te majowe dni. za naszej kadencji było upalnie i burzowo. i tak się stresowałam Jerzego pisemną z polskiego, że prawie zawaliłam swoją. a potem geografia i uczucie ulgi, że jest zestaw, który 'coś mi mówi'. teraz uśmiecham się na wspomnienie ściąg - skserowanych tablic geograficznych schowanych w chusteczkach i zapasowych ...10 długopisach 'tak na wszelki wypadek'.
a dziś codzienny egzamin z życia. dorosłe decyzje. czy wróciłabym do LO? hmmmm.... pewnie nie zdałabym matury. niestety. teraz trzeba myśleć zgodnie z kluczem. to chyba raczej nie 'myśleć', a odtwarzać wiedzę. nie dla mnie.

czwartek, 29 kwietnia 2010

witaj maj?

wiem, że po raz kolejny nie odkrywam Ameryki, ale jakoś niepostrzeżenie z kwietnia zrobił się prawie maj. czyli długi weekend. jakoś ten temat w tym roku chyba mnie nie dotyczy. nie mam planów i nigdzie nie jadę. przynajmniej na ten moment. Misha też nie przyjedzie, więc jakoś tak pusto będzie.
pusto, ale nie cicho: Ol przeżywa fascynację swoim głosem i głośno sobie śpiewa po swojemu. i odmawia picia z butelki, strojąc mega-super-Turkuciowe fochy.
a mnie uszy więdną od politycznego przerzucania się oskarżeniami. ludzie - dajcie nam żyć!!!!!!!!!

środa, 28 kwietnia 2010

w kropki




a oto moje odkrycie ostatnich dni: wisiorek-medalion. mieści dwa zdjęcia- ja za czasów czarno-białej fotografii... żeby mieć obraz ukochanej osoby nie tylko w sercu.

a poza tym? narzekam stale, ale żyję, więc krzywda mi się nie dzieje. i zielono mi ;)

niedziela, 25 kwietnia 2010

kawa i wspomnienie po mleku

pustka w głowie po dość niespokojnej nocy. turkuć postanowił popełzać w czasie snu, z tym, że robił to do ...tyłu. nie pytajcie mnie jak tego dokonał - podobno dzieci tak mają w tym wieku.
pierwsze marzenie - kaaaaaaaaaaaaaaaaaaaawy!!!!!!!!!!!!!! dużo!!!!
drugie - mimo wszystko - spać!!!!!!!!!!!!!!!
.........................................
podpieram powieki zapałkach.
............................................................................

piątek, 23 kwietnia 2010

миллион алых роз

będąc pod wrażeniem feerii barw za oknem, opowiedziałam Ol'owi o wiośnie. uśmiechała się, więc mam nadzieję, że zrozumiała.
bardzo się ciekawska zrobiła - wszystko musi zobaczyć, dotknąć i ...wsadzić do buzi. taki etap. złości się, kiedy musi poleżeć sama i uspokaja się tylko na rękach. a jest już co nosić - prawie 8 kg żywej wagi. ewentualnie łaskawie pozwoli się posadzić i piszczy wtedy radośnie.
małe dziecko jest lepsze, niż rybki: można na nie patrzeć godzinami i się nie znudzić. jak wszystko jest dla niego nowe, ciekawe, jak się uczy podstawowych czynności... jak pluje na odległość zupką, oblizuje się i mlaska jedząc deserki ze słoiczka. jak łapie się za stopy próbując je wsadzić do dzioba. ale najpiękniejsze są chwile, kiedy mnie zauważa i radośnie się śmieje od ucha do ucha. w takich momentach człowiek myśli "chwilo- trwaj wiecznie!".
jak to dobrze jest mieć takiego Turkucia i wiedzieć, że to właśnie jest życie, real. i puszczać mimo uszu głupoty wygadywane przez polityków i publicystów, ich 'mity' i inne kity.

piątek, 16 kwietnia 2010

who?

nie potrafię długo wytrzymać bez gadania. i pisania, jak widać.
milowymi krokami zbliża się 'epokowe' dla Krk wydarzenie: pogrzeb P. Kaczyńskich. nazywany 'największym wydarzeniem w historii miasta'.
hmmmmmm. może mnie się coś pomyliło, ale jest to lekka przesada. i ten cały hałas medialny. i pyskówki. przecież Kraków nie potrzebuje reklamy, a już na pewno nie takiej.
a tzw. real?
- mieszkańcy są wzywani przez władze miasta do pozostania na czas uroczystości w domach
- Stare Miasto ma być pozbawione łączności telefonicznej, radiostacje będą zakłócane.
- na trasie konduktu nie wolno otwierać okien pod groźbą zastrzelenia przez snajpera.
- kanalizacja jest drobiazgowo sprawdzana.
- auta mają być usunięte.
- nasze Balice mają przyjąć 80 samolotów (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!).
- potrzeba 200 limuzyn dla zaproszonych gości - nie każdy, jak Obama przywiezie swoją.
coś pominęłam?
pomysłodawca - nadal nieznany.
Kardynał Dziwisz umył dziś ręce i wskazał na rodzinę Zmarłych. Kaczyńscy zwalili na niego. podobno każdy sukces ma wielu ojców. czemu nikt się nie chce przyznać do autorstwa tego?
i jeszcze ta chmura wulkaniczna. znak?

środa, 14 kwietnia 2010

a miało być tak pięknie

i znów zaistniała sytuacja zmusiła mnie do przerwania mojej blogger'skiej ciszy.
na pewno wiecie o co chodzi. tak. o TO. o pomysł pochowania P. Kaczyńskich na Wawelu. hmmmm... mam tylko jedną refleksję: było dobrze przez 3 dni. tyle trzymaliśmy fason, a teraz znów się zacznie i to jeszcze nad trumnami.
tak, dorzucę swoje 3 gorsze: czuję niesmak. wielki niesmak. komu do głowy przyszedł ten kuriozalny pomysł? na Wawelu śpią snem wiecznym królowie. i Piłsudski. i Sikorski - ok. ale żeby.... przecież prezydenckie mogiły są w Wawie!!!!
i o ironio - ten 'najgorszy prezydent' spocznie na wzgórzu Wawelskim: ośmieszany, wykpiwany i opluwany z każdej strony. pożegnają go wszyscy wielcy tego świata, którzy jakoś za życia go nie zauważali, albo nie brali poważnie.

to jest moje zdanie. subiektywne i osobiste. i jakoś tak już mniej żałoby w sercu...czemu?

inna sprawa, że nikt o zdanie nie zapyta Nieboszczyków (chodzi mi tu o Lecha i Marię). czy oni by tego chcieli? szczerze wątpię. znów los zrobił im zły żart.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

w hołdzie Państwu K.

tak właściwie, to nie chciałam pisać postów do końca żałoby - oddać hołd milczeniem. bo słowa są zbędne i każdy z nas inaczej przeżywa tą wielką tragedię.
chciałabym jednak przyznać, że się myliłam, że byłam niesprawiedliwa. ale nie ja jedna.
otóż okazuje się, że Lech Kaczyński był człowiekiem. tak!!! Wielkim patriotą. miłośnikiem historii, literatury i poezji, wybitnym znawcą prawa pracy. zapalonym kibicem lekkoatletyki - znał na pamięć wszystkie wyniki. człowiekiem dobrym, ciepłym, dowcipnym i błyskotliwym. kochającym mężem, zatroskanym ojcem dla swoich współpracowników.
pytanie tylko dlaczego dowiadujemy się o tym dopiero teraz, kiedy doszło do tragedii? kiedy już go z nami nie ma... czemu media kreowały jego obraz jako śmiesznego, zaściankowego i mamroczącego karła, który nienawidzi Niemców, Rosjan i przeciwników politycznych?
czy trzeba było aż tak wielkiej ofiary, byśmy mogli oddać im należny szacunek i poznać ludzkie oblicze Pary Prezydenckiej? czy nie było innej drogi, by świat, a Rosja przede wszystkim, poznał tragedię Katyńską sprzed 70 lat i prawdę o niej?
nie zmarnujmy tego: nauczmy się widzieć Człowieka, a nie jego PR'owski wizerunek. to wielka lekcja historii, patriotyzmu i pokory.


ja osobiście chcę zapamiętać Lecha i Marię Kaczyńskich jako Pierwszą Parę. ludzi godnych tego miana w każdym aspekcie.
teraz wiem, że choć na Niego nie głosowałam, to był MÓJ PREZYDENT.

niedziela, 11 kwietnia 2010

1940 - 10.04.2010


gazeta.ru


Łatwopalni
Znam ludzi z kamienia,
Co będą wiecznie trwać
Znam ludzi z papieru,
Co rzucają się na wiatr


A my tak łatwopalni
Biegniemy w ogień,
By mocniej żyć
A my tak łatwopalni
Tak śmiesznie mali
Dosłowni zbyt

Wiem, że można inaczej żyć
Oszukać, odbić czas
Wiem jak zimno potrafi być
Gdy wszystko jest ze szkła



Świat między wierszami
Największy ukrył skarb
Wiesz - w to miejsce czasami
Odchodzi któryś z nas
Odchodzi któryś z nas
Odchodzi któryś z nas

czwartek, 8 kwietnia 2010

it's my life

DO NIEZADOWOLONEGO ANONIMA

Drogi Niezadowolony!
miałam nie reagować na Twój zaczepny komentarz, ale po namyśle postanowiłam tak tego nie zostawić.
nie dotknęło mnie to, że blog Ci się nie podoba- masz do tego prawo. uważam jednak, że obraża mnie porównanie do niedouczonego gimnazisty - z gramatyką i ortografią nie mam problemów i nigdy nie miałam. jeśli zdania są w 'dziwnym' szyku - takie było moje zamierzenie. jeśli liczyłeś na styl wysoki i poważne tematy, polecam lekturę książek.
i mam dla Ciebie dobrą radę - NIE CZYTAJ WIĘCEJ. oszczędź sobie - nie zamierzam zmieniać swojego stylu i nie zrezygnuję z pisania, bo to po prostu lubię.


słiiiiiiiiiiiiiiiiiiiitaśnie NIE pozdrawiam
bez urazy

autorka

środa, 7 kwietnia 2010

ocalić od zapomnienia

ten post miał być o Katyniu. i będzie, żebyśmy nie zapomnieli. jako naród i każdy z osobna. ale powinniśmy też żyć dalej i budować teraźniejszość i przyszłość bez ciągłego oglądania się wstecz. nie wińmy Rosjan, że nie widzą o mordach polskich oficerów - co 8 Polak również nie wie. to boli chyba bardziej, bo oni żyli (i chyba żyją nadal) w silnej propagandzie. musimy żyć na poziomie zwykłych ludzi, a nie polityki i polityków.
jakoś tak oficjalnie mi wyszło, ale mam nadzieję, że zrozumiecie to, co chcę powiedzieć. ... jakoś nie mogę znaleźć odpowiednich słów, więc lepiej zakończę, by nie przedobrzyć.

PAMIĘTAMY.

wtorek, 6 kwietnia 2010

dla zdrowia

w szufladzie rośnie mi stos(ik) deklaracji ZUS'owskich (->dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne). co miesiąc kartka A4 i stanie w kolejce do przybicia pieczątki. stanowisk 13, petentów obsługują 2, urzędniczki wyraźnie niezadowolone, że nie mogą pić spokojnie herbatki. no jakie te ludzie są, żeby zaraz po świętach prosto do urzędu, no!!
z wiosny pozostały tylko przebiśniegi i tulipany w ogródkach, a ja przeprosiłam się z kozakami. i rękawiczkami. za to Turkuć lepiej śpi. widocznie taki gatunek: Turkuć Syberyjski. lubi zimno. bardzo zimno.
Misha przywiózł fajną książkę по-русски, ale na czas wolny nie liczę. lepiej pooglądam sobie okładkę.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

zLANY poniedziałek


z zatyczką ;)

w telegraficznym skrócie:
- Święta Święta i po Świętach (jak to?!!!)
- mąż właśnie wraca на родину (chlip chlip)
- Turkuć Ol skończył dziś 5 miesięcy (wow)
- w lodówce piętrzy się góra smakołyków, a ja muszę ćwiczyć siłę woli, by wbić się w koszulkę od Mishy rozmiar S (hmmmmmmmmmmm, ja rozumiem, że chciał być szarmancki, ale...)
- na Olszańskiej zakwitły magnolie

sobota, 3 kwietnia 2010

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!!!!!



foto:zeberka.pl

tradycyjnie, jak co roku chciałabym życzyć wszystkim Czytelnikom
zdrowych, pełnych radości i nadziei
Świąt Zmartwychwstania Pańskiego.



dziękując za wsparcie duchowe obiecuję nie brać rozwodu z blogiem ;)

czwartek, 1 kwietnia 2010

tak czy siak

ostatnio poważnie się zastanawiam nad zakończeniem przygody z blogiem. kiedy mam lepszy dzień minusy mnie motywują i mam pełną głowę ciekawych pomysłów do-podzielenia-się. ale kiedy jest gorzej i coś nie gra to mam ochotę przestać pisać - bo po co? byłoby nieco łatwiej, gdyby autorzy minusów pisali w komentarzach za co je dają, ale to pewnie marzenie ściętej głowy - lepiej 'przywalić' anonimowo. no trudno - takie są prawa internetu.
dziś mam ochotę napisać 'odchodzę.dzięki za fajną przygodę', ale wiem, że będę tęsknić. a może wystarczy mam separacja? bo żeby od razu rozwód?

poniedziałek, 29 marca 2010

WTF?!



SCHEMAT METRA - zamachy były na czerwonej linii - Lubianka i Park Kultury


www.rmf24.pl :

Eksplozje w moskiewskim metrze.
Dzisiaj, 29 marca (06:26)

Co najmniej 35 osób zginęło w dwóch eksplozjach, do których doszło rano w moskiewskim metrze. W pierwszym wybuchu - na stacji Łubianka - zginęły 23 osoby, a 20 zostało rannych. Z kolei na stacji Park Kultury zginęło 12 osób, a 20 zostało rannych. Według Federalnej Służby Bezpieczeństwa zamachów dokonały dwie kobiety.

Pierwsza eksplozja na Łubiance

Do pierwszej eksplozji doszło o godz. 7.56 czasu moskiewskiego na stacji Łubianka w centrum rosyjskiej stolicy. Jak poinformowała rzeczniczka ministerstwa do spraw nadzwyczajnych Irina Andrianowa, wybuch nastąpił w drugim wagonie składu linii Sokolniczeskiej. Pożaru nie zaobserwowano. Obecnie na miejscu pracują strażacy i ratownicy moskiewskiego ministerstwa do spraw nadzwyczajnych - zaznaczyła.
Druga eksplozja na stacji Park Kultury

Do drugiej eksplozji doszło o godz. 8.37 na stacji Park Kultury na skrzyżowaniu linii Sokolniczeskiej i Okrężnej. Jak podała rosyjska telewizja Vesti, do eksplozji również doszło w drugim wagonie składu.

niedziela, 28 marca 2010

that girl is a bad girl

w ferworze walki nie zauważyłam, że mój blog ma już dwa lata. no proszę - moje pierwsze dziecko można by rzec. coś a'la pamiętnik, ale przecież się tu nie spowiadam i nie zwierzam ze wszystkiego. mam nawet wrażenie, że jak zacznę pisać wszystko to, co ciśnie mi się na usta/klawiaturę, to czytelnicy zwieją w popłochu lub będą popukiwać się w czoła z niedowierzaniem. taaaa.
tematyka mi się nieco zmieniła, fakt.
tak zwany 'real' czasem przytłacza.
ale uśmiech bezzębnych dziąsełek rekompensuje wszystko.
warto żyć.

piątek, 26 marca 2010

z lekką nutka dekadencji



coś mnie obsiadło ;)
jest stosunkowo wcześnie, a ja już umieram z bólu głowy. nawet mnie to nie dziwi - wieje halny, a więc standard. jedyny problem, to gdzie do chol... podział się ibuprom?!!! gdzieś tu musi być!! no!!!!
powoli do mnie dociera, że za tydzień Święta. porządki w naszym wykonaniu tegorocznym to wyścig z czasem - ile jeszcze pośpi Turki i ile zdążę wtedy zrobić. a babcia stale straszy "a macie serwetkę do koszyczka?"... nie ma to jak dobra motywacja.

środa, 24 marca 2010

осьминог

wraz z wiosną Turki odmówił spania na spacerach. niestety. woli plucie smoczkiem i ciumkanie pluszowej ośmiorniczki na zmianę z wyciem miarowym...
grrrrrrrrrr. dziś rano moim oczom ukazał się cudowny obrazek: głowa morskiej gadziny w buzi, wystają tylko nóżki. smacznego. będzie lubić owoce morza? może.
czy ja czekałam na wiosnę?
blip blip.......
nie pamiętam......

niedziela, 21 marca 2010

nd

pogoda dziś kapryśna, jak kobieta. raz słońce, raz deszcz. nie wiem, czy to z tego względu, czy powody były inne, ale w kościele byłam na raty. jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak słabo, jak rano. kochany Turki - całe szczęście, że był dziś grzeczny, bo z bólu pełzałam (dosłownie) po podłodze ;//////.
post jakiś taki nieskładny, prawda?
............................
aaaa, zapomniałabym: jeden warunek wiosny spełniony: brzoskwiniowe tenisówki zamiast kozaków!!!!!!!! yeah!!!!!

sobota, 20 marca 2010

biedroneczki są w kropeczki

po szybie majestatycznie, głową w dół, spaceruje sobie biedron'ka. czasem się zatrzymuje i wygrzewa kropki w słońcu. niektórzy (patrz: bierdon)to mają klawe życie. szyba - prawie jak plaża. ha!
korzystając z wolnej chwili czytam posty z tamtego roku. hmmmmmmmm... to moja pierwsza od 3 lat wiosna w PL. tak o tym marzyłam i mam. z Turkuciem, ale bez Mishy. coś za coś. aż się chce zanucić:
'Nic nie może przecież wiecznie trwać (...)
Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić...'.
no i do roboty: wiosenne porządki czas zacząć.
yyyyyyyyyy... odłóżmy to - Turki się obudził.

piątek, 19 marca 2010

wiatr odnowy wiał..................

moje dziecko zaczęło nam się budzić na spacerach. to wielka nowość, bo do tej pory zawsze smacznie sobie spało. czyżby więc wiosna przyszła? podobno jeszcze nie przyleciały do nas bociany ... ale Turkucie już są ;) zwarte i gotowe do poznawania świata. w kombinezonie a'la Kubuś Puchatek od cioci Oli.
a ja w cienkiej kurtce (no nie przesadzajmy ;)), w szaliku w groszki... i wielkich białych okularach - jesteśmy gotowi do wiosny!!!

wtorek, 16 marca 2010

szare po niebieskim

powinni mi przyznać oprócz Oskara (za brak spódnicy)jakąś nagrodę za tempo. to ja jestem najszybszym człowiekiem świata!!! czy ktoś jeszcze potrafi w 30 minut, gdy Turkuć śpi umyć włosy, zjeść śniadanie, umyć butelki, potem kibel, pościelić łóżko i sprawdzić pocztę i plotki w necie? raczej nie. no chyba, że inna mama innego turkucia ;)....
spać!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
nie, tego nie zdążyłam.
niestety.

poniedziałek, 15 marca 2010

sing sing

moje dziecko mnie zaskakuje, a dziś nad ranem nawet mnie przestraszyło. śpię sobie (w miarę) spokojnie, a tu nagle do mojej świadomości dochodzi miarowe 'stuk stuk stuk stuk'. zrywam się na równe nogi, a tu ... Turki śpi na pleckach (układałam ją na bok, ale mniejsza o to)i spełzła tak nisko, że nogi ma pod przewijakiem i .... podnosi go nóżkami do góry!!!!!!!!!!!! we śnie !!!!!!!!!!! ludzie, czyżby nowy Paudzian? hmmmmmm, czego oni dodają do tego mleka w proszku?


przypis: dla mniej zorientowanych ;)
przewijak to taka jakby eeeeeeee rynienka, na którą kładzie się malucha do przewijania (jak sama nazwa wskazuje) i można ją położyć gdzie się chce. moja leży na łóżeczku w nogach Alex, w poprzek.eh, dodam foto jutro - tak będzie prościej ;)

niedziela, 14 marca 2010

nie kłam, że kochasz mnie..........

od rana mam podły humor i jestem zołzą. wredną zołzą. mam ochotę gryźć, drapać i wyć - bez kija nie podchodź. skąd się to bierze?
w poszukiwaniu odp. gapię się tempo na ściany, szafę, stołki itd., a potem mój wzrok pada na / za okno i ...mamy winowajcę. jak fajnie znów zwalić na pogodę. mam pretensje, że wieje i leje i jaka szkoda, że to nie Hiszpania. taaaaaaaaak.
może powinnam zainwestować w dobre tabletki na uspokojenie?
вот вопрос.

sobota, 13 marca 2010

bip bip bzzzzzzzzz

pogodę skomentuję jednym słowem: deszcz. leje. jak.z . cebra.
no dobra - to więcej niż jedno słowo, ale jestem usparwiedliwiona - wróciłam ze spaceru namoknięta, jak gąbka. za oknem nasza Białucha przeszła metamorfozę z miejscowego scieku w spieniony rynsztok. malowniczo, prawda?
a ja mam fazę na czekoladę.
i ciężkie stają się nie tylko mysli.
grrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!!!!!!!!!!!!!

piątek, 12 marca 2010

sweet dream / beautiful nightmare

chyba stracę nadzieję na wiosnę. a raczej na rychłe jej nadejście. mam przemożną ochotę zapaść w sen zimowy, ale w moim przypadku to mrzonka, lub jak kto woli, fikcja. i lepiej nie nakręcać się na krótką drzemkę, bo trzeba trzymać fason do końca, czyli do 22'giej, kiedy Turki łaskawie zapada w sen.
na parapecie piętrzy się sterta zakurzonych rosyjskich gazet (w tym boski Harper's Bazar), filmy i takie tam. gdzie te czasy, kiedy czytałam książki, sprzątałam (ekhem!) i robiłam inne rzeczy, które wydają się oczywiste, ale przy dziecku nabierają innego wymiaru?
a na poczcie kolejka, jak za komuny. wszyscy źli, zimno, ale oblewa człowieka gorący pot z nerwów.
ważne, że dzieciaki nam rosną i oby do wiosny!!! (tak do rymu ;))

środa, 10 marca 2010

o Wiśle i o przemyśle

czasem tak sobie myślę, że dobrze, że tyle się dzieje, że roboty jest po kokardy. inaczej chyba umarłabym z tęsknoty do Mishusia.... tyle, że z drugiej strony... a, nieważne! dobrze tam, gdzie nas nie ma - stara prawda.
no i czekam ciepłe dni. chciałabym w końcu zamienić walonki na tenisówki, a ..... gondolę na spacerówkę ;)

niedziela, 7 marca 2010

pani zapominalska

jakby na sprawę nie spojrzeć, dziś przeszłam samą siebie. ba! nawet przeskoczyłam można rzec.
czy kiedykolwiek zdarzyło się komuś, oprócz mnie, wyjść z domu bez ... no właśnie. byłam tak zaaferowana karmieniem i przewijaniem, oraz faktem, że Misha jest obok (czytaj: w Krk), że .... PROSZĘ SIĘ NIE ŚMIAĆ ... zapomniałam ubrać spódnicy. to nie jest śmieszne. ani ze względu na mróz (sic!), ani na widoki, które sprezentowałam innym gościom restauracji. byłam zmuszona zasłaniać się (żeby nie użyć słowa 'obciągałam')swetrem i udawać, że to tak miało być. ufffffffffff!!!!!!
wrażenia?
bezcenne.


ale numer jest zdecydowanie jednorazowy Panowie. i Panie.

piątek, 5 marca 2010

trzy CZTERY!

i proszę: mamy już 4 m-ce. nic nowego, ale jak ten czas leci. i pomyśleć, że rok temu jeszcze nie wiedzieliśmy o Turkuciu, a on się już 'instalował' u mamy.... i jakie zmiany w życiu. na zawsze.
ale żeby stąpać twardo po ziemi, a nie bujać w obłokach, to nasza zdychająca od dawna pralka wreszcie ostatecznie padła i trza kupić nową. pytanie tylko kiedy?
jakieś propozycje?
hmmmmm..................
lepiej dziś, bo od jutra do wtorku znów będę żoną!!!!!!!!! ha!!!!

poniedziałek, 1 marca 2010

halny = >

wieje halny, ale jakoś zimno się znów zrobiło. brrrr!!!
hmmmm, nie mam chyba nic konstruktywnego do powiedzenia, więc... pogratuluję tylko Kubie i Ani zaręczyn :))))))))))))
i już się rozmarzyłam, jak to będziemy się bawić... a panowie będą moczyć krawaty w rosole! ach ach!!

niedziela, 28 lutego 2010

wspomnień ....czar?

korzystając z obecności J. w domu, postanowiłam nieco się ogarnąć - patrz: uporządkować papiery i zetrzeć kurz.
a oto co znalazłam:
- zestaw pocztówek z Moskwy, który brutalnie przypomniał mi, że powinnam patrzeć na wschód
- słowniczek łotewsko -rosyjski i zdjęcia z D-pils... tak, wydaje się, że Erasmus był wieki temu, czyli dawno i nieprawda...
- stosik płyt od p. Mariana z czasów Ergo, czyli 'powiedz mi czego słuchasz, a powiem Ci kim jesteś'
- zaproszenie na ślub Szwagra, czyli no comments
a potem rzut oka na szafę i ... back to reality, czyli czas najwyższy kąpać Groszka.

piątek, 26 lutego 2010

deszczowa piosenka

wczoraj była wiosna. była. dziś znów mamy dzień a'la listopad we wszystkich odcieniach szarości. i ten deszcz!!!! skąd? dlaczego? po co? rozochocona wiosną chyba zapomniałam, że koniec końców jest luty i ma jeszcze spaść śnieg. ha!
od kilku dni moim marzeniem jest ... ciepła woda. towar deficytowy w naszych blokach. grrr!!! ktoś coś schrzanił i kilkaset/naście osób ma do wyboru:
a) mycie w warunkach survival'u: wodą lekko schłodzoną
b) podejście luzackie - częste mycie skraca życie
c) grzanie wody w garnkach
taaaaaaaaaaaaak. oczy same mi się kleją, a końca dnia nie widać. ale słychać i czuć: Turkuć kaprysi i chyba trzeba go przewinąć.
a Krejzol twierdzi, że seksownie wyglądam. taaaaaaa. chyba po ciemku i w kątowni.

wtorek, 23 lutego 2010

przeciąganie na przeciągu

i znów stan standardowy: Mania w Krk, Misha w Moskwie. małżeństwo korespondencyjno - weekendowe.
u nas wiosna pełną gębą, a tam... rekordowe opady śniegu. dwie godziny samolotem i wita całkiem inny świat. dziś nawet nieśmiało wychynęły pierwsze odważne w szpilkach i balerinach. taaaaaaaaaaak. definitywnie czas przewietrzyć mole ...eeeee, znaczy szafę.
a na parapecie bukiet białych tulipanów przypomina mi, że za dwa tygodnie znów się zobaczymy z Mishą.....

poniedziałek, 22 lutego 2010

starDUST

czas na wiosenne porządki. nie tylko w szafie mojej i Ol'a, ale także w ... głowie. przyszedł czas na podejmowanie decyzji 'co', 'gdzie', 'kiedy',czyli tych z serii 'życiowe'. odkładane coraz dalej i głębiej w zakamarki podświadomości, wyrwały się teraz na pierwszy plan.
Mish bawi się właśnie z Turkuciem, a ja staram się nie przeżywać już jutrzejszego pożegnania. i tego dziwnego uczucia, że znów jestem z wszystkim sama. a to nieprawda.
wiem - jestem silna, dam radę. wiem. wiem. wiem....
tak sobie myślę, że jest jednak coś, czego mi brakuje. to tupet. bo pochlebiam sobie, że tzw. 'jaja' mam. chciałabym umieć nie peszyć się, gdy trzeba coś trudniejszego załatwić. nie być taką cholernie poprawną. i heh... powiedzieć wszystko, to, co sobie zaplanowałam bezczelnej babie z 'Venezii', a nie tylko połowę i to prawie pod nosem.
co niniejszym uczyniłam na blogu.

niedziela, 21 lutego 2010

taka Warszawa

i znów jestem mężatką. jak co miesiąc zresztą. cóż -powiedziało się 'a' (a raczej 'da'), to musi być i 'b'. tak więc nasi mężczyźni są w domu w komplecie. Jerzy przymusowo (80-cio minutowe opóźnienie pociągu do Wawy).
o kobietach nie piszę, bo są w liczebnej przewadze.
a ja dodam do tego koktajlu jeszcze słońce świecące wiosennie, nieśmiały śpiew ptaków, płynące ulice, romantycznie zaległy obiad na Kazimierzu i smacznie śpiącego na balkonie Turkucia. i rodzinny obrazek gotowy.
chwilo, trwaj wiecznie!!!!!!!!!!!!!!!


(to powiedziałam ja - naprawdę!!!!!!)

sobota, 20 lutego 2010

światełko w szambie

ten cytat z "Rancza" świetnie pasuje do obecnych realiów życia M. m jak mojego.
a czymże owo światełko jest? ano Rosjanie mają podobno uprościć procedury wizowe dla 'niebędących obywatelami RF współmałżonków obywateli RF', czyli w skrócie, dla takich, jak ja. ha!!! i niby od teraz, zaraz, bo Duma przyjęła ten projekt ustawy.
radość krótkotrwała...przecież to oznacza wyjazd. na ten moment przekładany coraz dalej (ulewania Ol'a), ale realnie majaczący w tunelu (szambie, jak kto woli).
no i wreszcie przysłali mi debetówkę. i dobrze - czas zamrozić (dosłownie!) kredytową, bo nie czuję się aż tak pewnie i światowo, by wydawać 'wirtualnie moją' kasę. długi trzeba oddawać.
zebrało mi się na moralizatorstwo, a tu mąż w nocy przylatuje. jak ten czas leci (sic!)!

środa, 17 lutego 2010

Дуся агрегат

wow. pierwsza w życiu wizyta na siłowni już za mną (wczoraj). lokal na kolana nie powala, ale jak słusznie zauważa J., tam się ćwiczy, a nie podziwia wnętrza. ha! ale można, a nawet trzeba, się wylansować. ale tylko dla własnego ego, bo panowie (w zdecydowanej większości) i tak tego nie zauważą. oni po prostu pożerają wzrokiem (bez względu na opakowanie). a wrażenia sportowe? ćwiczę od 10 lat na domowej podłodze, więc nie było aż tak źle. ale i tak dziś czuję każdy mięsień pleców. ale trzeba nieco pocierpieć, żeby w lecie nie chować się w wory pokutne. i mieć siły do pod/noszenia Turkucia - ciężar gatunkowy Ol'a coraz większy.
w końcu może zacząć jeść gotowane ziemniaki. tyle, że jej mina mówi: 'co mi tu dajcie? gdzie mlekooooooooooooooooooooo?'

niedziela, 14 lutego 2010

w sidłach fb

no i wpadłam. zaraziłam się Facebookiem. nieco mnie to martwi w kontekście braku czasu, ale co tam!! ta niepewność 'ktoś napisał, czy nie?'.eh!!! jak za czasów zabawy w n-k. tyle, że światowo.
nie jestem plotkarą, ale fajnie od czasu do czasu 'zobaczyć' co u znajomych, jak sobie życie układają... ale tak na chwilkę, bez wchodzenia w ich życie z butami.
a dziś Walentynki...
i Ol dostał pierwszą propozycję matrymonialną - od Krzysia Kasi M. :) patrzcie, jak wcześnie dziś dzieci zaczynają!!! ;)

sobota, 13 lutego 2010

(NIE)wNAstroju

gdzieś tam, za oknem, jest świat do którego czasem rozpaczliwie tęsknię. tam ma się czas i znajomych. tam nie ma śliniaczków, płaczu, na który nie zna się lekarstwa i wracania w podskokach spod drzwi, bo jednak nie śpi.
kiedyś zastanawiałam się, ile trwają 'trudne początki'. 3 m-ce? to tylko plotki. a w realu? różnie to bywa. czasem trzeba silnie zaciskać pięści, żeby ręce nie opadły. a czasem aż się dziwisz, że jest aż tak dobrze, ale to trochę rzadziej.
grrrrrrrrr!!!!nienawidzę 'trudnych dni'. wszystko wkurza, łzy same płyną z byle powodu i jakoś wszystko złośliwie leci z rąk. i każdy drobiazg urasta do rangi światowego problemu.
miałam piękne plany na dziś. czas przeszły.
jak nie dziś, to jutro.
pojutrze....
kiedyś.

piątek, 12 lutego 2010

z ciszy poczęte

zima sobie o nas przypomniała, a ja o blogu.
tyle się dzieje, a jednocześnie nic nowego - codzienność, o co. plus senność z dnia na dzień większa, bo nie zaspokojona. dni tygodnia wyznaczane rytmem karmienia i spacerów. to tu to tam. lub dostawami dziecięcych ubranek do ciucholandów. eh!! można tam wydać majątek. serio. bo jak tu nie kupić śpioszków z biedronkami na stopach, lub jeans'owych ogrodniczków na lato?!!!
oooooooooo, chyba nasz Bierdon się budzi.bywa.

poniedziałek, 8 lutego 2010

zabawki dla dziewczyn

wczoraj udało mi się wieczorem załapać na kawałek dosyć kretyńskiego amerykańskiego filmu 'Ta jedyna', wałkującego do znudzenia temat sex'u. ogólnie mówiąc 'ble'. ale jak tak nieco pomyśleć, dodać dwa do dwóch i użyć współczesnego języka, to... jako kobieta naszych czasów zamieniłam (na jakiś czas) zabawki nowoczesnej kobiety - komórkę, laptop (zgodnie z trendami i klimatem filmu powinnam dopisać i wibrator, ale takowego nie posiadam) i kartę płatniczą (nie czepiać się: za 10 dni mi przyślą nową, ha!), na pampersy, pieluchy i grzechotkę. to z kolei z duchem życiowego prądu.
a zmiany nie tylko u mnie... tak - odkryłam Amerykę, nie?
konkluzja? rozmnażamy się moi państwo... mimo mrozów, odległości i barku bocianów pod ręką. nie mówiąc już o kapuście.

sobota, 6 lutego 2010

papierowo

czas wspomnień. luty to dla nas ważny miesiąc. a więc to już rok temu był nasz cywil. i znów nie wierzę, że czas tak pędzi. a dzień prawie taki sam - mróz i przenikliwy wiatr.
i proszę - piszą, że pierwsza rocznica ślubu nazywa się papierowa. no dobra. nawet nie sprawdzam dalej, bo wolę mieć dobrą zabawę co rok (oby nie było odliczania od nowa!). hmmm, tak sobie myślę, że i tak będzie wesoło: dwie rocznice w każdym roku. cywila i kościelnego. lucky us.
Jerzy robi pizzę, a ja modlę się, żeby Ol spał na balkonie jak najdłużej.i może zobaczę odcinek Нашей Раши.

piątek, 5 lutego 2010

aparat do bani

uffffffffff.
no w końcu nadszedł 5'ty lutego i nasze 3 miesiące skończone. aż się wierzyć nie chce, że już ok.90 dni temu pomyliłam skurcze porodowe z bólem kręgosłupa. taaaaaa.. a o 8,55 Aleksandra wydała swój pierwszy okrzyk i zażądała jedzenia.
nadal jednak czasem patrząc na nią nie wierzę, że to wszystko prawda. i że ta mała lalka to żywa istota, ze swoim charakterem i potrzebami. i że nie jest zabawką do przebierania i zabawy w mamę.
z olbrzymimi oczyskami, malinowymi ustami jak z reklamy i bujną nadal, choć już bardzo przerzedzoną czuprynką. i z całą piąstką w buzi ostatnio ;). nie ma to, jak własne palce- smacznego. no i gwóźdź programu - dołeczek w brodzie. i to cudowne 'aja aja' ze smoczkiem w buzi, gdy jest głodna. rozmowna się zrobił zresztą. prawdziwa z niej babka.
chociaż .... heh, ksiądz (spowiedź babci) zapytał, czy to on czy ona. heh, bywa.

czwartek, 4 lutego 2010

TE dni, trudne dni

i moje i Ola i naszej pediatry.
co nas różni? heh. Ol idzie w stronę coraz lepszych dni. ja? ja się staram nie być zołzą. i czasem mi wychodzi ;). a pani pediatra? gorsze dni to u niej constans. nie podoba jej się wszystko. chociaż sama przyznaje, że nie ma się do czego przyczepić. i mam dziwne wrażenie, że gdyby nie ewidentna uroda Turkucia, nie zdobyła by się nawet na uśmiech. wymuszony, ale jednak. przykre.
a ja powinnam dostać Oscara za mieszankę melodramatu i komedii z czeskim filmem. jestem tak rozkojarzona, że zostawiłam kartę płatniczą w sklepie, a kiedy po 5 minutach wróciłam, okazało się, że ... procedury nakazują jej przecięcie i odesłanie do mojego banku. a więc lipa: jestem odcięta od źródełka na dwa tygodnie...!!!! i to w czasie wyprzedaży. ja - skażona nieco (czyżby?)zakupoholizmem. taaaaaaaaaaaaaaaaaa. normalnie sama się sobie zazdroszczę.
ale jakie to ma znaczenie, jeśli Ol kończy jutro 3 miesiące!!!!!!!!!! hurrrrrrrrrra!!
i słońce zaświeciło. i nawet się dziś wyspałam. i mój mąż nie jest lepszy, bo zgubił czapkę - też w Zarze (sic!!)..i...
i pękły mi kalosze.

środa, 3 lutego 2010

wtorek, 2 lutego 2010

to be united

od połowy soboty do połowy poniedziałku (wow!) byłam nie tylko mamą, ale i żoną. tak - zgadza się, Misha wpadł z wizytą. dosłownie wpadł.
nawet nie zdążyłam przeżyć szoku 'przyzwyczajeniowego', czego niestety nie można powiedzieć o Olu. nasze wyjście do restauracji w celu poprawienia stosunków damsko - męskich w naszym małżeństwie, zakończyło się ekspresowym powrotem do zanoszącego się płaczem Turkucia. a plany były hm... inne. chociaż czemuż ja się dziwię? nie pamiętam przecież posiłku nie jedzonego w pośpiechu, lub z dzieckiem na ręku.
i jeszcze znaleźć czas na dentystę (już wiem, co czują maluchy, gdy ząbkują, za sprawą chol... ósemek!), odnalezienie działającego bankomatu i spacer. nie mówiąc już o odpoczynku. chyba, że w nocy, kiedy Turkuć naprawdę śpi dłuuuugo. z tym, że nad ranem -ok. 5'tej- zaczyna się kokosić, co oznacza, że będę się przewracać na łóżku z 1,5 h, zanim znów uśnie. a potem zaspana włożę do pralki spodnie z paczką chusteczek w kieszeni ....

czwartek, 28 stycznia 2010

bo świat się pomylił

czyżby odwilż? tak nagle? nie chce się wierzyć, ale wszystko na to wskazuje. przemoczone buty, katar i ból głowy. cóż - nie ma co narzekać, tego przecież chciałam: zwiastunów wiosny.
wczorajsze obchody rocznicy wyzwolenia Auschwitz przypomniały mi wszystko, co czytałam na temat obozu. i wizytę w III klasie L.O... właśnie w taką pogodę. no - może bez śniegu. widok rampy i wieży strażniczej. przenikliwy wiatr i poczucie, że Bóg kiedyś zapomniał o tym miejscu, które stało się cmentarzem miliona. a świat wiedział i milczał. a teraz też łatwiej nie wiedzieć i utrzymywać, że to Polski obóz. grrrrrrrrrr!!!! ależ mnie denerwuje używanie słowa 'Oświęcim', jako nazwy obozu. to nie Oświęcim, to Auschwitz- Birkenau!!!!!!!
i naprawdę nie wiem jaki chory umysł jest autorem idei kradzieży napisu Arbeit....jak bardzo trzeba być pewnym siebie, by się na coś takiego poważyć. kolekcjoner? ekscentryk (tak nazywa się przecież bogatych wariatów)? - to mnie przeraża.
ale czemu ja się dziwię? podobno na Haiti porywają dzieci do prac niewolniczych. czy ludzie niczego się nie nauczyli? dalej tworzymy obozy? nadal są rasy lepsze i gorsze?
tak więc mam wyrzuty sumienia, że cieszę się ze skończonych 12'stu tygodni Aleksandry... moje dziecko ma żyć w tym/ takim świecie?

środa, 27 stycznia 2010

żona modna

to o mnie - pobożne życzenie.
zimno, szaro, buro i ponuro, więc najlepiej teraz zaopatrzyć się na cieplejsze dni. np w dżinsowe szorty. nawet, jeśli nie bardzo widać oznaki wiosny, a co dopiero lata. byłam nimi zachwycona do momentu wyjścia ze sklepu - 'wariatka' pomyślałam. ale w porę przypomniałam sobie Krejzola, który już w grudniu chwalił się zapasami koszulek na lato, więc nie jest ze mną tak najgorzej :)
takimi kategoriami teraz myślę: pozbyć się kurtek i czapek, oraz 'co Ol będzie już umiał i ile będzie miał miesięcy/ tygodni/dni'... Nieśmiałe myśli o pracy na razie mogę włożyć między bajki. nie tylko ze względu na Ola. pytanie główne brzmi: gdzie? i co? Moskwa? Krk? a może jeszcze inna lokalizacja? a więc wschód, czy zachód? i jako kto? aaaaa!!!!
idąc za radą niektórych czytelników 'Mani ... ', powinnam zająć się pisaniem na serio. bardzo bym chciała. uwielbiam to. tyle, że poważne myślenie o ...książce (lub czymś w ten deseń)po prostu wydaje się nierealne. swoje myśli przelane na papier wydają pisarze, a nie ... ja. tak? nie? a może trzeba spróbować?

wtorek, 26 stycznia 2010

golf kontra ramiączka, czyli sen na jawie

od wczoraj tęsknię do wiosny - do słońca, które grzeje, a nie tylko roztapia lód. takiego, jak w Egipcie. nie to, żebym jakoś się tam pchała - wspomnienia o zatruciu pokarmowym nadal żywe - ale chętnie bym zrzuciła te tony ciepłych ubrań i walonki (tak Misha nazwał moje podróby Emu). ale za nic w świecie nie wyszłabym teraz bez czapki i ciepłych galotów. i trochę mnie dziwi, że niektórzy (a raczej niektóre) biegają w kusych, cienkich kurteczkach, z gołymi głowami i bez rękawiczek. a może to ja jestem nienormalna i wiecznie zmarznięta? ha.
w taki mróz, jak obecnie, zazdroszczę Turkuciowi ślicznego kombinezonu - śpiworka. też bym tak chciała: leżeć w ciepełku i spać i żeby mnie w wózeczku wozili ... i tylko Misha brutalnie się ze mnie śmieje, że w takim razie odda mnie do domu starców.
zaraz zaraz - czy ja nie miałam przypadkiem iść po paszport Ola? hmmm... yyyyy...czyżby i skleroza mnie dopadała?

poniedziałek, 25 stycznia 2010

tyle tego

Turkuć śpi/marznie (mam jednak nadzieję, że to drugie nie) na balkonie. to jedyne miejsce, gdzie chce spać w ciągu dnia, jeśli nie idziemy na spacer (patrz: mrozy). naprawdę. owinięta w 4 kocyki i ciepły kombinezon, śpi jak... niemowlę. no właśnie. to nieco nietrafione porównanie. nie wszystkie dzieci są 'podręcznikowe' - tzn.jedzą i śpią. moje Maleństwo takie nie jest. no - nie zawsze. a więc korzystam z pewnych trick'ów i nie mam wyrzutów sumienia. jest zdrowa i pięknie sobie rośnie - po co to zmieniać?
nie zważając na temperaturę - w takim klimacie żyjemy - pobiegłam po drobiazgi dla Wiewióra. hmmm, biegłam to określenie eufemistyczne, gdyż nie wszyscy odśnieżają chodniki. cóż. nie każdy się przecież wywróci i połamie na czymś takim, więc może się uda? (staram się myśleć, jak właściciel posesji). tyle, że wyjść z wózkiem dziecięcym to już jest trudniej, gdyż zwykły spacer zamienia się w jazdę po muldach (sport ekstremalny, jakby na sprawę nie spojrzeć) lub bobsleje w wersji 'city'.
przeglądam zdjęcia z lata.... i pomyśleć, że piłeczka, którą nosiłam ze sobą 9 m-cy jest już z nami prawie 3 m-ce jako samodzielna Istota.
myślami jestem gdzieś w okolicach maja...czyli jednak Moscow city....a jeszcze na razie mróz maluje policzki na czerwono - prawdziwa ze mnie Krakowianka.

sobota, 23 stycznia 2010

na raz, na dwa, świat za uszy dziś złap

wstawanie nocne uczy. np. tego, że moja dzielnica chyba wymiera. nigdzie o 6 rano nie świeci się światło. a może to przez ferie? hmmmm .... i ten mróz!!!! minus 25 na liczniku. zmieniamy się w biegun zimna chyba.
takie temperatury przypominają mi pobyt na Łotwie. Boshe, jak to dawno było!!! już 3 lata temu. ha! pamiętam to, jak dziś: w Krk około zera. wjeżdżamy do Rygi (po dobie podróży bez kibla ;>), a tu ...minus 18! a potem tylko zimniej. ubierałyśmy na siebie z Anusiakiem wszystko, co się dało, a i tak było chol...-przepraszam - strasznie - zimno. mówiąc niedelikatnie nawet śpiki zamarzały. tak tak. ale nic nie da się porównać ze skrzypieniem śniegu pod nogami w mroźny (ok.-25), słoneczny dzień. i Mustafa (jeden z naszych cudownych Turków) w tenisówkach - lans przede wszystkim. taaaaaak. dobrze mieć takie wspomnienia. świetnie się sprawdzają jako bliski zamiennik herbaty z prądem ;).

piątek, 22 stycznia 2010

teoria spiskowa

Już wszystko wiem. zmowa istnieje! ha!! zmowa lekarzy: nie ma ulewających dzieci. są tylko przekarmiające matki. naprawdę. a to, że istnieje specjalne gęstsze mleko dla takich maluchów - drobiazg. problemu nie ma. eh!!! dobrych rad i życzliwości można oczekiwać tylko od innych matek... gdy by nie rozmowy z M. i J. już dawno bym upadła na duchu i uważała, że ja to dopiero mam przechlapane i najgorzej. a tak - wymiana myśli (i doświadczeń) zawsze pomaga. i te słowa 'A próbowałaś tego.....? !!!!
Wiewiór śpi. to jakiś cud: zaczęła pięknie jeść (puk puk w niemalowane!)i nawet po ulaniu zasypia. a wieczorami zaczyna poznawać świat: karuzela się kręci, żółwik z lusterkiem stoi obok, Kubuś Puchatek od Wujka Pythona też. wszystko to takie pasjonujące, kolorowe. i koniecznie trzeba z nimi porozmawiać i kopać nóżkami ze szczęścia. a przy choince z migającymi lampkami nawet smoczek z buzi wypada: takie cuda się dzieją ;).
ps: czas na zmiany. postanowiłam nieco zmienić wygląd bloga, przecież nieco się zmienił tematycznie. i już nie jest o Mani w Moskwie, ale o Wiewiórze głównie. do Rosji wracamy w kwietniu (tzn.takie są plany), a teraz żyjemy chwilą.

wtorek, 19 stycznia 2010

skrzypy i inne tworzonka

moje maleństwo znów przespało całą noc. wierciło się nieco, ale zawsze to kosmiczny plus - bez nocnego karmienia. było nam to obu potrzebne po ciężkim dniu wczorajszym. Skrzypaczka (czasem wydaje odgłosy skrzypiącej szafy- naprawdę!!!) przepłakała całe popołudnie skarżąc się na ból brzuszka. jak to dobrze, że nie pamięta się tego najwcześniejszego okresu życia.
taki zanoszący się płaczem maluch to 'Tworzonko' - jest tak biedny, że nawet nie ma 's' w nazwie. i nie zawsze wiadomo, jak pomóc. wg pediatry to po prostu musi samo przejść. jak nie po 3'ech (sic!), to po 6'ciu m-cach. my już prawie w połowie tej drogi jesteśmy.
a w realu? Justyna i jej chłopaq otwarli Hostel we Lwowie. to ich strona, jeśli macie ochotę na wypad za wschodnią granicę.
www.cshostel.com (mail: cshostel@gmail.com ). nie działa mi opcja dodawania adresów www, ale polecam spróbować.
może ja też się skuszę? jestem na 'tak'. ciekawe, co na to powie Turkuć. hmmmmmmmmmmmm.......

poniedziałek, 18 stycznia 2010

róża z kolcami

sławetne 3 miesiące, po których ma być o niebo lepiej (żeby nie powiedzieć 'z górki') miną niedługo. a u nas jakby zastój (żeby nie powiedzieć krok wstecz). każde karmienie wywołuje we mnie niecenzuralne myśli. od paru dni to nieustanna walka, kto kogo. ręce z majtkami opadają. jak tak dalej pójdzie, to wyląduję w dębowej jesionce.

czwartek, 14 stycznia 2010

love kills

miłość zabija. zarówna ta małpia, jak i ta, która nie do końca rozumie i nie do końca chce zrozumieć.
czy to o mnie? tak. jestem małpą. nie mam za grosz cierpliwości i chyba jednak pomyślunku. czas pomodlić się o rozum. gorliwie i długo.
moja wina, moja wina, moja ....

a więc dolne stany wód średnich.

wtorek, 12 stycznia 2010

stany przejściowe

i znów, kiedy właśnie się przyzwyczaiłam do męża w domu...on wyjeżdża. i to o dzień wcześniej, niż planował: zima zaskoczyła. tym razem kolejarzy dla odmiany. i kto będzie mi butelki mył? i wstawał ze mną w nocy? no trudno. damy radę. dobry turkuć nie jest zły. z tym, że niekiedy zamienia się z Podjadka na Niejadka, a ja z kolei przechodzę ekspresową metamorfozę z kochającej mamusi we wredną matkę. tak tak - nerwy nie są ze stali... i pęcherz z gumy. po prostu też mam swoje (nawet najbanalniejsze i przyziemne) potrzeby.
oczy mi się same zamykają, a tu jeszcze ze dwa karmienia (przy dobrych wiatrach) przed nami. już nie wiem, co robić najpierw: spać, jeść, odciągać pokarm, czy się ogarnąć w szeroko rozumianym pojęciu.
cóż nam pozostaje: coco jumbo i do przodu.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

XXL

80 dkg w 3 tygodnie. taki przyrost cieszy. i to przy nieustannej walce z kapryszeniem, ulewaniem i takimi tam. jak tak dalej pójdzie, zmienię się w kobietę-pudziana. toż To trzeba podnieść...a to tylko waga Turkiego w skarpetkach samych. i dziwi się czlowiek, że wieczorem plecy bolą.
ale nawet ból nie przeszkodził mi w maleńkim buszowaniu po wyprzedażach. co prawda w tym roku gorzej mi poszło, ale nie tragicznie. smutne jednak, że Zara postanowiła w tym roku z nas zakpić: wystawili na wyprzedaży jakiś chłam. nie ma nic z rzeczy, które sobie upatrzyłam i chciałam nabyć drogą kupna taniej. ale ludzie (głownie panie ;))chyba się nie kapnęli, bo kolejki i tak były nieziemskie. bilans? nie ma fajnych jeans'oof i wszędzie dzikie tłumy anorektycznych nastolatek w stylu emo lub 'mała-stara'.
a gdzie plasuję się ja? hmmmm... że zacytuję Wodeckiego : 'jest gdzieś, lecz nie wiadomo gdzieeeeeeeeee!!!!!'

niedziela, 10 stycznia 2010

I kissed the girl ... I liked it

dziś kolejny finał WOŚP. wszystko fajnie, ale akcja prowadzona w dobrej sprawie - pomoc dzieciom - pozostawi lekki niesmak. chodzi mi o o, że wolontariusze wręcz rzucają się na każdego przechodnia. nie ma się nawet chwili na wyjęcie portfela. tak się nie robi. przecież i tak każdy (no, prawie każdy)pomoże. i tak co roku. szkoda.
dobrze czasem zobaczyć się ze znajomymi, powspominać, pośmiać się. jakoś tak się lżej na sercu robi. nawet, jeśli zgłaszają swoje 'ale' co do bloga ;). ja wcale nie narzekam. blog to taki mój 'wentyl bezpieczeństwa'. a że brzmi, jak yyyyy..nazwijmy to po imieniu - mendzenie - no cóż. wybaczcie. postaram się cosik z tym fantem zrobić.
i hmmmm... Misha ma szczęście, że nie wszystko rozumie po polsku. choć z drugiej strony ... mnie np. do łez rozbawiła rozmowa córki (nastoletniej) z ojcem. problemy życiowe: daj na kosmetyki ('na twarzy mam jeden trądzik') i buty ('jakbyś mi dał wtedy na skórkowe, to bym nie potrzebowała nowych'). skąd ja to znam? ;)tyle, że adresatem próśb było... moje własne konto.

czwartek, 7 stycznia 2010

mega-przeszkadzacz

WIADOMOŚCI:
1. Joasi i Filipowi gratulujemy powiększenia rodziny ;))))))))))))
2. Wiewiór będzie miała jednak paszport
3. zmienili rosyjskiego konsula w krk :)))))))))))))))))))))) (tak tak, tego piiiiiiiiiiii - /cenzura)
4. mega-przeszkadzacz na razie śpi (puk puk w niemalowane drewno)

poniedziałek, 4 stycznia 2010

'to nie dla mnie- niech wszysto będzie tak jak dawnej'

w 2010 rok weszliśmy z przytupem. jak przystało na karnawał -prawie bez snu. tylko okoliczności nieco/prawie inne. a jak wiemy, prawie robi wielką różnicę.
do tego Misha urlopuje się w Pradze, a ja chodzę jak chmura gradowa. ja też tak chcę!!!! wiem- jestem niesprawiedliwa. bo to nie tak. bo i tak nie potrafiłabym już żyć bez Wiewióra, nie wstać,gdy płacze, oddać ją komuś do karmienia. haha.
zrzucam skórę egoistki? ....nie wiem... szkoda, że cierpliwości mi nie starcza. wytrwałości. rozumu - bo kto ma myśleć w duecie ' ja i Wredny'?


coś o mnie......... - polecam.

Ania Dąbrowska
Nigy nie mów nigdy
nie pyta czy masz na nią czas
nagle staje w twoich drzwiach
ukryc się przed nią nie możesz
ustąpił przy niej cały strach
choć kiedyś skończy się to i tak dziś nie chcesz wiedzieć nic więcej
bronie się ciągle mówię nie
to nie dla mnie niech wszytko będzie tak jak dawniej
zostaw mnie odejdź tam gdzie chcesz niech na zawsze wszystko będzie tak jak dawniej
chce zapamiętać cię tak dobry sen dzisiaj proszę nie budź mnie
teraz gdy jesteś tu wiem jakich użyć słów nigdy nie mów nigdy już

umknęło mi zbyt wiele dni była pewna że ta historia nie jest o mnie
dziś wiem w tym złudzeniu tkwię od zawsze napraw wszystko jeśli umiesz

chce zapamiętać cię tak dobry sen dzisiaj proszę nie budź mnie
teraz gdy jesteś tu wiem jakich użyć słów nigdy nie mów nigdy już

sobota, 2 stycznia 2010

o_rok_strasi

właśnie miałam uszczęśliwić szeroko pojętych wszystkich nowym postem i ... Nowy Roczeq zaczyna się budzić. no cóż - chyba jeszcze chwilę wytrzymacie bez moich złotych myśli.
no idę, już idę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!