ostatnio na prawie każdym kroku znajduję potwierdzenie faktu, że jestem już (no raczej) stara.
od urodzenia Wiewióra cierpię na katastrofalną sklerozę. jeśli nie chcę o czymś zapomnieć, to muszę zapisać to w kapowniku. przed wyjściem do sklepu sporządzam mozolnie listę zakupów. wszystkie rzeczy staram się odkładać na miejsce natychmiast po ich użyciu. jak mam zrobić coś pilnego, to najlepiej natychmiast - póki jeszcze pamiętam. w sytuacjach kryzysowych zapisuję sobie zadania na ... grzbiecie dłoni.
i co? no i figa z makiem.
do kalendarza nie zaglądam. listę sprawunków zazwyczaj zostawiam w domu, a jak już wezmę, to gubię gdzieś w ferworze walki. sprzątam, ale tak, że potem za cholerę nie jestem w stanie przypomnieć sobie, gdzie jest 'to konkretne' miejsce. a moje bazgroły na rękach są już na naszym placu zabaw (Mordor) nieomal kultowe. dziewczyny się ze mnie śmieją: 'co dziś? telefon? data?'.
obawiam się, że to już nieuleczalne i raczej nie ma co się spodziewać poprawy. i pomyśleć, że człowiek się kiedyś do egzaminów uczył i nawet je zdawał!
od urodzenia Wiewióra cierpię na katastrofalną sklerozę. jeśli nie chcę o czymś zapomnieć, to muszę zapisać to w kapowniku. przed wyjściem do sklepu sporządzam mozolnie listę zakupów. wszystkie rzeczy staram się odkładać na miejsce natychmiast po ich użyciu. jak mam zrobić coś pilnego, to najlepiej natychmiast - póki jeszcze pamiętam. w sytuacjach kryzysowych zapisuję sobie zadania na ... grzbiecie dłoni.
i co? no i figa z makiem.
do kalendarza nie zaglądam. listę sprawunków zazwyczaj zostawiam w domu, a jak już wezmę, to gubię gdzieś w ferworze walki. sprzątam, ale tak, że potem za cholerę nie jestem w stanie przypomnieć sobie, gdzie jest 'to konkretne' miejsce. a moje bazgroły na rękach są już na naszym placu zabaw (Mordor) nieomal kultowe. dziewczyny się ze mnie śmieją: 'co dziś? telefon? data?'.
obawiam się, że to już nieuleczalne i raczej nie ma co się spodziewać poprawy. i pomyśleć, że człowiek się kiedyś do egzaminów uczył i nawet je zdawał!