MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 2 lipca 2013

You used to say live and let live

ostatnio na prawie każdym kroku znajduję potwierdzenie faktu, że jestem już (no raczej) stara.
od urodzenia Wiewióra cierpię na katastrofalną sklerozę. jeśli nie chcę o czymś zapomnieć, to muszę zapisać to w kapowniku. przed wyjściem do sklepu sporządzam mozolnie listę zakupów. wszystkie rzeczy staram się odkładać na miejsce natychmiast po ich użyciu. jak mam zrobić coś pilnego, to najlepiej natychmiast - póki jeszcze pamiętam. w sytuacjach kryzysowych zapisuję sobie zadania na ... grzbiecie dłoni. 
i co? no i figa z makiem.
do kalendarza nie zaglądam. listę sprawunków zazwyczaj zostawiam w domu, a jak już wezmę, to gubię gdzieś w ferworze walki. sprzątam, ale tak, że potem za cholerę nie jestem w stanie przypomnieć sobie, gdzie jest 'to konkretne' miejsce. a moje bazgroły na rękach są już na naszym placu zabaw (Mordor) nieomal kultowe. dziewczyny się ze mnie śmieją: 'co dziś? telefon? data?'.
obawiam się, że to już nieuleczalne i raczej nie ma co się spodziewać poprawy. i pomyśleć, że człowiek się kiedyś do egzaminów uczył i nawet je zdawał!