MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 23 grudnia 2008

POD SWOIM NIEBEM

I wreszcie w domu - w Krakowie.
z przygodami, ale za to na dłużej, niż się spodziewałam. nie wiem, od czego zacząć, bo tyle sie działo.
ja to jednak boje się latania, a start to dla mnie jakiś koszmar. tylko siłą woli powstrzymałam odruch 'worka przede mną'. cały samolot Polaków, nieliczni Rosjanie raczej wolą siedzieć cicho, bo komentarze nie są zbyt prorosyjskie.
czekanie na samolot w stolycy ciągneło się w nieskończoność - 3h , a ja chciałam krzyczeć. a w Krakowie, koło 2 w nocy - mieliśmy spóźnienie - okazało się, że w sumie powinnam. okazało się, że okradli mi walizkę. całe szczęście, tylko karton papierosów, ale nie zmienia to faktu, że kurcze, ktoś grzebał w moich rzeczach!!!!!! banda zlodziei. ja sobie kupie taką kłódkę, że im w pięty pójdzie!!!!! i tak oto powitała mnie ojczyzna po 3 miesiącach na obczyźnie. grrrrr!!!!
eh, w sumie, to nie jest najważniejszy problem. gorzej z moją wizą... określenie czeski film w 100% pasuje do tego, co się wyprawia z wizami. ręce z majtkami opadają.

piątek, 19 grudnia 2008

mrozny Plac Czerwony = brrrrrrrrrr!!!!



brrr, jak zimno!!! ale za to caly dzien swiecilo slonce :))) - cudowne uczucie obudzic sie i zobaczyc niebieskie niebo.
dzis wreszcie sie wygadalam - przyjechala Tania i polazilysmy po Placu Czerwonym i po sklepach. w obu przypadkach bylo to wzrokowe ;). jedyny lokal w ktorym mnie stac na kawe to ...McDonalds :>. super, nie? ale z drugiej strony kawa za 30 zl to jednak mrozi krew w zylach, a nie rozgrzewa ;).
powoli sie pakuje (brrrr!!!!) i jutro o tej porze bede juz na lotnisku pewnie. ehhh, jak szybko mija czas- dopiero przyjechalam, a juz Swieta.
cholera- wcale nie czuje atmosfery - moze to wina kraju w ktorym jestem? nie wiem...
ok - ide gotowac kolacje ;)))))))))))))))))))

czwartek, 18 grudnia 2008

ЕНОТ ;)







uFFF - posprzatalam, wytarlam, umylam i wyprasowalam. jak jakas kura domowa - bez urazy :) a czeka mnie jeszcze gotowanie i ..zakupy. tym razem nie ciuchy (:(((), a jedzenie.
zastanawiam sie wlasnie nad tym, jak czasem los sie dziwnie uklada. i pomyslec, ze w podstawowce bylam przekonanan, ze swiat sie konczy na K. w liceum 'wytrzezwialam' i zadurzylam sie - wtedy nazywalam to wielka miloscia - w K. hahahahaha!!!! co jeden to lepszy!!! na pierwszym roku studiow 'bylam' z T. (a raczej Sz.) - heh, ale bylismy dziecmi. i znowu jakies pretensje, klamstwa i klamstewka. a potem M. :) - eh, jak ja wtedy cierpialam!! no koniec swiata normalnie. i szybka decyzja- jade na Lotwe. ale wtedy to ja juz bylam z L (nie mam polskich liter)... a raczej z L. zabawne.. to byl pierwszy facet, dla ktorego chcialam wszystko rzucic. a on ... fajnie sie bawil - ujmijmy to tak. i Erasmus jako lekarstwo na to cale zlo. niezle nawet trzeba przyznac :). potem platoniczna 'sygnalkowa' milostka z S. - to nawet bylo urocze. i wreszcie najgorsze ze wszystkich wariantow - J. i kolejna decyzja o wyjezdzie, tym razem dalej, jeszcze dalej - Moskwa. i dobrze. po co sie grzebac w takim g...?
naszczescie moja bajka trwa. moja 'russkaya skazka' z moim przeznaczeniem.a to oznacza, ze kazda decyzja podjeta w zyciu ma swoj konsekwencje. przeciez ja po LO nawet nie wiedzialam co ze soba robic, czyz nie? ruska filologia? czemu nie? upor, lzy i ... szczescie :) wiem, jak to brzmi. czasem sama jeszcze w to nie wierze. ale jednak - sny i marzenia sie spelniaja.
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa zupa wykipiala!!!!



POZNIEJ:



:) romantyczna kolacja wypadla super - jak zwykle niepotrzebnie sie balam, ze cos bedzie nie tak z jedzeniem ( jak sie domyslacie gotowalam ja).



jutro pakowanie, wpada Tania- dziewczyna Wysokiego Mishy, wieczorem jakies kino i :))) sobota!! dom!!!! juuupiiii!!!!



jestem chyba najszczesliwsza dziewczyna na swiecie, ale strasznie chce do domu :)... czyli heh, nic nowego ;P



mam tylko nadzieje, ze jutro bedzie cieplej - to nie jest zabawne.

środa, 17 grudnia 2008

zima, zima, zima, a tu sniegu ni mo ;)

a wlasnie, nie- pomalutku sobie teraz pada i zakrywa brud ulic. i slonce, kotrego nie widzialam juz dobre dwa tygodnie ;///
w sobote pojdziemy do tutejszego urzedu stanu cywilnego dowiedziec sie, jakie nam sa potrzebne papeiry do slubu. brrr- jak ja nienawidze formalnosci!!!!:)

no ale -powiedzialo sie TAK, to trza cierpiec ;)

poniedziałek, 15 grudnia 2008

BLOG II - REAKTYWACJA ;)

jak sie zaczyna pisac po tak dlugiej przerwie? heh, nie bardzo mam pojecie :)
lazac po necie ( a konkretnie czekajac na kolejne newsy na Pudlu - zenujace, co?), przypomnialam sobie, ze ja kiedys - dawnoo dawno temu - pisalam bloga. i nawet mi sie to podobalo :) - Wam chyba tez. i tak sobie pomyslalam,ze kurcze- czemu by nie sprobowac jeszcze raz?
najzabawniejsze jest to, ze to wlasnie ja - ta, ktora za skarby swiata nie chciala TU byc, teraz TU mieszka i nie zanosi sie na szybkie zmiany :)... czy cos sie zmienilo? hmmm.. nie mieszkam juz na Bielyaevo (ufffffffffff), nie jestem studentka (jesli nie liczyc kursow dizajnu wnetrz) i codziennie mierze sie z rzeczywistoscia tzw BYCIA Z KIMS. jak mi idzie? jak w zyciu :) czyli roznie.
zima przyszla do nas wczoraj. ale jakas taka dziwna - bez sniegu, meczaca, ciemna. dzis nie wyszlam nawet z domu - jakos tak nastroju nie mialam :)
odliczam wlasciwie godziny do odlotu do domu :) cholera, czeka mnie 3 godzinne czekanie w Wawie na lotnisku, ale za to mam szanse zdazyc w razie opoznienia (tfu tfu, a po polsku puk puk w niemalowane). i bede w KRK o ... polnocy - jak milo.

hehe- kto by pomyslal w zeszlym roku, ze bede prac, sprzatac, gotowac i ..planowac slub :) czyzby najlepszy rok w moim zyciu? dlaczego nie? :) czasem tylko mnie przeraza,ze jestem tu tak naprawde sama. .. nie mam do kogo zadzwonic, wygadac sie, wyplakac. po polsku. czasem trzeba zacisnac zeby i .... powiedziec sobie - czy aby napewno w Krk bylo by mi teraz lepiej? przeciez- sama to zawsze powtarzam - nic w zyciu sie nie dzieje przypadkiem.
a w 2009 tyle zmian!!!

czwartek, 19 czerwca 2008

The gods may throw a dice > JEDZIEMY DO DOMU, czyli bye bye love



zdjecie jeszcze z Pitiera - ale super odzwierciedla nasz nastroj - CHCEMY DO DOMU!!!! od dwoch dni siedzimy na walizkach, zabawne, co? :)
zaraz ide ostatni raz polazic po Moskwie, zrobic ostatnie zakupy - walowe na droge i cos na obiad i .... och, czemu chce mi sie plakac?
czyzby to byl koniec mojej bajki?






I was in your arms
Thinking I belonged there


no to pozegnalam sie z Placem Czerwonym...nie tak romantycznie, jak bym chciala - w nocy. filmy dla Was. i dla mnie, ale za jakis czas :) wiem, ze powinnam czuc smutek i zal.. przeciez zostawiam tu Misze.... taaak.... tak. i pewnie bede jutro plakac na dworcu - do mnie jeszcze nie dociera, ze jutro widze go po raz ostatni TAK. potem trzeba bedzie podejmowac decyzje - jak dorosly czlowiek. dzieki Niemu jestem szczesliwa jak nigdy. ale to juz wiecie, nie ;)? patrze za okno i widze, jak Moskwa dlawi sie korkami...przede mna rzeka samochodow i morze domow.
czas na podsumowanie, prawda? to moj ostatni post... dodany w Moskwie. jutro ostatni raz pojade metrem, ale pewnie w szale wyjazdowym tego nawet nie zauwaze. dzis chce po kinie - Sex w wielkim miescie - chce isc na Cistyje Prudy. to moje ukochane miejsce... piekny bulwar. a o 10'tej wsiadziemy (oby!!!may taka kupe bagazu, ze nie wiem, jak sie zmiescimy..ale co tam!!) w pociag i odjedziemy z malowniczego Dworca Bialoruskiego do DOMU. do POLSKI. do mojego KRAKOWA. do MAMY!!! :)
to moje ostatnie 'wielkie wakacje'.... ciekawe, czy jeszcze kiedys bede czula taka beztroske?
...nie wierze, ze TO juz JUTRO :) 110 dni na wschodzie.
To moze maly bilans, tak na szybko:
- 4 strony magisterki (no comments!)
- Petersburg
- Moskwa (mimo wszystko ;P)
- dlugi (hehe.... tez bez komentarza, ok?)
- MISZA.. a moze od tego powinnam zaczac? ;)



tak wiec - DZIEKUJE WAM za to, ze byliscie tu ze mna czytajac bloga. dzieki za wsparcie w trudnych chwialch - nawet nie wiecie, ile to znaczy dla czlowieka, ktory nie jest w domu. mam nadzieje, ze Was nie zanudzilam :) i ze choc troche polubiliscie Moskwe. no i Petersburg ;)
3majcie kciuki za moj szczesliwy powrot - zeby panowie celnicy nie dlubali nam w walizkach, bo ja sie drugi raz tak nie spakuje ;).
a w sobote bede w Krakowie - puk puk (w niemalowane!!!) - z Wami.


wasza MASHA :)


środa, 18 czerwca 2008

zaliczylam to, czyli Jenot na Kreml'u :)
















i zeby nie bylo - Kreml zaliczony:))) dziekuje, dziekuje, autografy pozniej - mozecie na mnie liczyc. no to teraz wrazenia- yyyyyyyyyyyy, wiecie co? nudno tam. kupa turystow- o Japonczykach nie bede mowic, sami wiecie, co potrafia. i poszlam sama, bo Misza pracuje. wystalam sie w kolejcedo kasy, ale zaobserwowalam jedna prawidlowosc. po czym poznac Ruska? nie uzywa dezodorantu. za to jego zona przesadza mocno z perfumami. grrrr. jak szalec, to szalec ;) - obowiazkowo z metka D&G lub cos w tym guscie. tak wiec powloczylam sie po Kremlu, ladna pogoda.
tak wiec podsumujmy dzien - ksiazka sfotkana - na kolanach w kiblu, ale za to prawie cala. Kreml - zaliczony - HURRRA!!!! teatr - Biesy Dostojewskiego - niesamowite przezycie w 8 rzedzie... i zakochalam sie :) czy ja cos pominelam?




jestesmy juz prawie spakowane - gdyby nie Misza, to wsiadlabym w pierwszy pociag do Polski. znow, gdy zamykam oczy, widze Krakow. nie moge uwierzyc w to, ze to koniec Moskwy. olbrzymiej, glosnej i tak bardzo innej od tego, do czego przywyklam. ale czy to zle? czemu zawsze boimy sie tego, co inne?


nigdy nie zapomne spacerow po Czistych Prudach, jazdy w przepelnionym metrze (cholera, ono serio jest niesamowite i jezdzi co 1 munute w godzinach szczytu!!! jak ja sie przerzuce na MPK? ;) ) i drinkow w klubie Solanka.


mam wrazenie, ze zaczelam sie juz zegnac z tym miastem - WDNH, plac Czerwony, Kreml. moje ulubione parki. dzis ostatni raz biblioteka. a jutro... moze w koncu Trjetjakovka, ale tym razem na serio, a nie w biegu. i tak wszytskiego nie zobaczylam.... mam wrazenie, ze jeszcze tu wroce. prosze sie nie usmiechac :) zabawne- czyzby los mial splatac mi takiego figla? przeciez ja zawsze mowilam, ze zwiazki na odleglosc nie maja sensu, a co dopiero z obcokrajowacami !!!a tu do tego Rosjanin. ciekawe, jakie jest zakonczenie tej mojej bajki....




a moj ksiaze przyjedzie (nie, nie na bialym koniu ;p) do Krakowa w lipcu. licze na Wasza pomoc w ustalaniu listy miejsc, ktore trzeba zobaczyc. taka tak - wiem, ze Wawel...; ) grr, ale czemu?


Marzena- przyjrzyj sie dobrze - na wszystkich zdjeciach jestem z Twoja torebka!! ;)

poniedziałek, 16 czerwca 2008

I follow the Moscva, down to Gorky Park







wlasnie ogladamy z Misza mecz Polska - Chorwacja i musze powiedziec, ze tutejsi komentatorzy sa.. do doopy. nasz Krzynoowek (nie mam polskich znakow) to dla nich Grzynowek. grrrrrrrrrrrrrrrr - czlowiek i tak teskni do domu. a kiedy graja hymn to az sie serce kraje.


polazilam sobie po centrum (hehe - to takie uogolnienie, duzawe ono jest, to centrum), a jutro zmusze sie do wizyty na Kremlu. no czas plynie, co?


Misza wlasnie skomentowal nasza fotke- jak mafia. co Wy na to?


jak zwykle chcialam tyle rzeczy opisac, tyle wrazen i.. nic.


bo ilez mozna o tym, ze fotografowalam ksiazke w kiblu? hehe, czego to sie czlowiek nie nauczy w takiej Moskwie. i czego to nie znajdzie... :)


aha- a Park Gorkiego to Park Kultury . .. hehe - za wstep do ktorego trzeba zaplacic.. 8 zl. no w stolicy jestem, nie?

mam nadzieje, ze uda mi sie jeszcze powloczyc z Ada, bez mapy, poprostu tak, na azymut ... tak jest najfajniej. nawet na dachu u Miszy Moskwa juz mnie znudzila. i ja mam tu zyc?

niedziela, 15 czerwca 2008

You better hurry up before the sprinklers come on


ostatnie dni in Moscow... prawie zapomnialam odebrac wizy tranzytowej (wracamy przez Bialorus.. yeah!). i zamiast po burzujusku poplywac statkiem po Moskwie, popedzilismy do ambasady. jeszcze piec dni...
wczoraj wyjechala Kama.. ja wiedzialam, ze najlepiej wyjechac pierwszym, a nie ostatnim... czemu ja zawsze mam racje? a wczoraj ogladalam z Misza zachod slonca na jego dachu. .. czyli komedii romantycznej cd.
czy to bedzie wielki obciach, jesli nie zdaze zwiedzic Kremla? grrrr, chyba tak. a wydawalo sie, ze mamy tyyyyle czasu. a doopa ;)
tak sie zastanawiam, co zrobic pierwsze w PL (ja nie moge - nie moge uwierzyc, ze jeszcze tylko 5 dni!!!) - isc na planty, poszwedac sie po Kazimierzu, jechac do Suchej czy sama juz nie wiem co. jerzy zalatwil mi prace - wiec spoko. jedno z glowy. za cos trzeba splacic dlugi, nie?
nie moge sie doczekac,zeby przytulic sie do mamy i zjesc normalny obiad. no dobra- na jedzenie nie moge narzekac - albo gotujemy u miszy, albo sie wloczymy po restauracjach ;)

sobota, 14 czerwca 2008

HOLANDIA RULES!!


Tak przezywam mecze Holandii, ze nie moge na nie patrzec. poprostu nie moge. wczoraj kazalam miszy wylaczyc telewizor - za duzo atakow Francji. a dzis prosze- okazalo sie, ze wygrali 4 - 1 !!! bravo!!
wczoraj dostalam maila od Csilli. i zaczelam sie zastanawiac, co dalej. przeciez bede w domu za 6 dni. i super. no dobra- mialam nie narzekac, prawda?
wczoraj poszlam z Misza popatrzyc, jak tanczy - pisalam Wam. on trenuje dla siebie taniec nowoczesny. i wiecie co? ja sie juz nie bede z niego zbijac - to niesamowite. ja bym tak nie mogla (brak koordynacji rak z nogami.. hehe). a dzis idziemy na Kreml i poplywac po rzece Moskwie na statku. u nas zrobilo sie cieplo i juz wiem, ze to jest nie do wytrzymania - dobrze,ze tylko kilka dni jeszcze!! to nie do zniesienia.
a na parapecie znowu stoja kwiaty ...... :)
a w tle sobotnia, poranna Moskwa i perspektywa fotografowania 400 stron ksiazki w bibliotecznym kiblu w pn... ;) taki kraj!
a'propos kibla - korzystalam wczoraj z takiego, ze do teraz jestem .. wstrzasnieta (nie zmieszana ;P) - widzieliscie kiedys babski kibel z kabinami bez.. drzwi? nawet nie probujcie sobie wyobrazac - boli!!!!
a fotka - jeszcze z kwietnia, ale wyraza moj nastrooj ;)

czwartek, 12 czerwca 2008

..a kiedy przyjdzie czas, a przyjdzie czas na Ciebie...











Dzis zaczal sie moj ostatni tydzien TUTAJ. w Moskwie. powinnam byc mega szczesliwa- wracam do domu w nastepna sobote. tyle, ze ...NIE jestem.

dzis, w parku WDNH (fotki zalaczylam pierwszy raz w kwietniu - pamietacie - koszmarek taki typowo ruski ..:>), kiedy zegnalismy sie z Przemkiem, doszlo do mnie, ze to juz prawie koniec. ze konczy sie najpiekniejszy czas w moim zyciu - czas beztroski i wolnosci. teraz przyjdzie czas pracy - pisanie magisterki i zyc

wyborów. boje sie wypowiedziec na glos te slowa, zeby nie zapeszyc. TAK, w moim zyciu pojawil sie TEN ON i to z nim widze moja przyszlosc. z tym, ze... .. nie weim, gdzie. gdzie bedzie moj dom? tutaj - in Moscow, czy w moim kochanym Krakowie. juz dzis plakalam w matrze..ciekawe, co bedzie za tydzien? czy TO ma szanse? przyszlosc? grrr... nienawidze niepewnosci.
a zaraz bedziemy ogladac mecz - twardo tu kibicujemy Pl - NASZYM. znaczy my w akademiku, reszta swiata ma to w ..nosie. ;) POLSKA, BIALO - CZERWONI!!!
I wiecie co? JESTEM SZCZESLIWA. TAK, JAK NIGDY W ZYCIU :) I BRAKUJE MI TYLKO.... KRAKOWA I WAS.

niedziela, 8 czerwca 2008

Moskwa z Euro 2008 w tle :)

a dzis mecz PL -Niemcy. tutaj, w Rosji, nazywaja go najwazniejszym wydarzeniem w eliminacjach naszej grupy. nie bardzo mnie to dziwi. Misza mi powiedzial o jakims skandalu ze zdjeciem i sama nie wiem, co mam o tym myslec.
a' propos myslenia - jestem bardzo nudna. caly czas mysle o powrocie. ze jeszcze tylko 12 dni!!! i chyba umre ze szczescia. ..chociaz dobrze wiem, ze bede bardzo tesknic za Nim, za Miszá, bo za miastem raczej nie.
teraz nerwowo latam po muzeach jak juz pisalam. wczoraj zaliczylam muzemu Zwyciestwa. taka pompatyczna instytucja, slawiaca zwyciestwo Rosji. koszamrek taki. i jeszcze mi kazali zaplacic 7 zlotych za ta 'przyjemnosc'. grrrr. pani pilnujaca sal zapytala mnie dlaczego tak szybko wszytsko ogladam. co mialam jej powiedziec? ze to jakas farsa - Trjetjakovka to to nie jest. ale ugryzlam sie w jezyk. powiedzialam, ze mam malo czasu, bo wyjezdzam. a pani sie rozplynela w zachwytach, jaka to ja jestem piekna (????!!!!!????) i jak super, ze tak dobrze mowie po rusku. ale oczywiscie musiala dodac, ze Rosjanie nas uratowali w 45'tym. taaaaaaaaaaaaaaak. zwialam w podskokach - nie bede sie klocic z mila starsza pania, to nie jej wina, ze nikt nie zna tutaj prawdziwej historii. w Rosji jest rosyjska wersja wydarzen i tego sie 3majmy.
a wieczorem bylismy na 'Wisniowym sadzie' z Misza. bylo cudownie..pomijajac fakt, ze bylam zmeczona jak jenot i zasypialam na siedzaco po 3 kubkach kawy. to wlasnie cala Moskwa - sama jazda metrem wykancza. a ja sie wczoraj najedzilam za wszystkie czasy.
zazdroszcze Wam slonca i ciepla. tautaj jest od 10 do 17'tu i wczoraj, wracajac z teatru w sukience przeklinalam pod nosem rosyjski czerwiec.

sobota, 7 czerwca 2008

jenot i ja :)

za oknem piekna pogoda, slonce, ale nie za cieplo, a ja biegam jak kot z pecherzem po galeriach i muzeach - nie ma to , jak obudzic sie z reka w nocniku i stwierdzic, ze nic sie nie zobaczylo przez 3 miesiace. a robienie dwoch albo trzech muzeow w jeden dzien to zabojstwo.
wiecie, ze za 13 dni wracam? :P zaraz rusza, dalej .. ale na Kremlu jeszcze nie bylam :)


It's a beautiful day
Sky falls, you feel like
It's a beautiful day
Don't let it get away

środa, 4 czerwca 2008

z RMF'em w tle :) > po Petersburgu























































DODALAM FILMY DO POSTA Z MECZU :) MILEGO OGLADANIA :)
03.05...06. 2008-06-03

O kurcze, mamy już czerwiec, prawda? A ja w ferworze walki jakoś zupełnie tego nie zauważyłam. Czy to przez Petersburg, czy przez temperaturę – w Rosji jest zimno. Nie ma więcej niż 15 stopni... no tak – w Moskwie – w P. było bardzo ciepło (nawet się opaliłam).
Ale po kolei – PETERSBURG JEST WSPANIAŁY!!! CUDOWNY, KLIMATYCZNY I ... EUROPEJSKI!!! Od razu zaznaczam, że lepsze zdjęcia z P. umieszczę na blogu, jak tylko wezmę je od Mariusza i Kingi. Moje to tylko taka mała próbka tego, co Was czeka ;).
Tyle mamy wrażeń, że nie wiadomo od czego zacząć. Od podróży? Czemu nie ;). Tak więc jechaliśmy od 22’giej do 6’tej rano w nowym pociągu i bardzo fajnie ma się jechało. O 6’tej rano w Petersburgu jest zupełnie jasno, jak w południe u nas. Mega. Ulice szerokie, prostopadłe, zabudowa niska – czuje się przestrzeń. Zakochałam się w tym mieście od pierwszego wejrzenia.
Kiedy dobrnęliśmy – po jakiejś godzinie – do naszych kwater ( super pokoje w klasztorze katolickim) z naszymi plecakami, ogarnęliśmy się i w miasto. Świeciło słońce, więc pojechaliśmy do Peterhoffu – cudownej letniej rezydencji carskiej położonej 15 km od P. Kiedy zobaczyłam park, prawie umarłam ze szczęścia, a to był dopiero początek. Pałac też robi wrażenie, ale ja tam nie lubię kapiącego złota, sami wiecie. Za to liczne fontanny – cudo! W takim miejscu, kiedy świeci słońce jest po prostu magicznie. Ale najlepsze było to, że ogrody wychodziły na...morze!!!!!!!!!!! kiedy tylko zobaczyłam fale i wodę po horyzont, nie chciałam się ruszyć z miejsca... taak. Jak w bajce. Dziwi mnie, że ci ludzie - carowie- byli tak nieszczęśliwi – w takim miejscu nie da się nie odpoczywać. No tak – patrzenie na ogród to nie jedyne zadanie cara... eh!
Po powrocie z Peterhoffu rozdzieliliśmy się- my z Kingą poszłyśmy zwiedzać, a reszta poszła odpocząć. Chodzenie po ulicach Pitiera to niesamowita przyjemność, jeśli dodać do tego liczne mosty na Mojce i Fontance – aż dech zapiera. Nie będę opisywać soborów – ich zdjęcia możecie zobaczyć na blogu później, ok.? (jakoś mnie nie kręcą, sorry ;P). nogi nas tak bolały, że o 23’ciej poszłyśmy spać. Druga ekipa buszowała do późna.
Dzień drugi to Pietropawłowskaja Krjepost (Twierdza Pietropawłowska) – od samego rana piekna pogoda, słońce. Nawet zjadłyśmy drugie śniadanie na plaży pod ścianami, mając przed oczami widok na Newę i Pałac Zimowy (Zimnij Dworjec) którym mieści się muzeum Ermitaż. Sama twierdza- nic takiego. Nieco się zawiodłam. Jedyna ciekawa rzecz tam, to grób Piotra I. Kiedy szliśmy – już całą ekipą – wzdłuż murów oglądać panoramę Newy, zaczął lać deszcz. Nie chciałam wierzyć, że pogoda w tym mieści zmienia się z godziny na godzinę, ale to prawda. Rano – upał, w południe strugi deszczu, zimno, po 15’tej znowu upał i potem znowu deszcz. Pogoda kapryśna, jak baba (ja tego nie napisałam;) ). Później poszliśmy obejrzeć słynną Aurorę (niewtajemniczonych odsyłam do czytania historii Rosji, a konkretnie – do początków Rewolucji 1917). p
Kolejne dni to Ermitaz i Carskie Siolo. niestety nie udalo nam sie zobaczyc Bursztynowej Komnaty, gdyz tego samego dnia mial przyjechac Putin i wszystko bylo zamkniete dla turystow. nie ma to, jak miec szczescie, nie? :) w nocy poszlismy ogladac podnoszenie mostow- super widok, pelno ludzi. aha - BIALE NOCE. jeszcze nie calkiem, ale do 1 jest jasno - cos niesamowitego!
podsumowujac - miasto magiczne, europejskie i mam nadzieje, ze jeszcze kiedys uda mi sie tam wrocic :) jak myslicie? podobno jak sie czegos bardzo chce, to sie spelnia :).
a teraz znowu pisze posta zamiast pisac magisterke - super bilaans- w ciagu pobytu w Moskwie splodzilam ..uwaga... 4 strony. bravo Masha, bravo :>. oby tak dalej.

wtorek, 27 maja 2008

Pitier FM :P







27.06
Muszę się pochwalić – napisałam dziś stronę z hakiem do magisterki i posiedziałam w bibliotece 4 godziny. Od tej ilości wiedzy zachciało mi się spać i 2 godziny spałam jak zabita. A teraz zjadłam obiado - kolację (sałatka i lawasz) i znowu męczę się nad lapem.
O 20’tej idę się pożegnać z Csillą.. jaka szkoda, że ona już jedzie! A wydawało się, że 28 maja jest tak daleko! A to już jutro. Zaczęłam się zastanawiać, co będzie dalej z tymi naszymi znajomościami. Czy to ma szanse przetrwać? Czy wymiana maili gwarantuje, że kiedyś spotka się tego człowieka w realu?
A Misza jest zazdrosny o każdą moja minutę tutaj. Ja wiem, że zostało mi/ nam bardzo mało czasu, ale bez przesady. Ja nienawidzę ‘klatek’ i zaczynam mieć ochotę zwiać gdzie pieprz rośnie. Dobrze, że jedziemy do tego Pitiera. Będę miała czas na przemyślenia. A potem jeszcze tylko 3 tygodnie i .... J grrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr, spać!! Co się ze mną dzieje?
26.05
Dziś dzień Matki. Dobrze, że chociaż on jest zaznaczony w moim super kalendarzu Cosmopolitan. Wiecie, nie żebym się dziwiła, że zaznaczyli Boże Ciało. Ale czemu o 3 dni później? Dobre pytanie. Za to dobrze jest zaznaczony ‘dzień orgazmu’ – cholera, człowiek w wieku 2_ lat dowiaduje się, że żył tyle czasu (a właściwie całe życie) w nieświadomości, a powinien hucznie obchodzić .... Eee, zapomniałam który dzień ;).
Tak – piszę znowu posta, zamiast magisterki, ale nie bądźmy zbyt wymagający- udało mi się dodać dziś całe 3 zdania i dwa przypisy. Tak , zgadzam się, powinnam to oblać. Tylko czym? Jest tak zimno, że na samą myśl o piwie mam gęsią skórkę. Kawą? Świetny pomysł, tylko jest mały problem – Asia wypiła całą. Herbata? Yyyyyyyyyy w asortymencie jest tylko zielona lub zielona z jaśminem. Lub ‘gorący kubek’ ;). Wybieram bramkę numer trzy ;).
Właśnie sobie uświadomiłam, że zostało mi tu bardzo mało czasu. Za mało, by napisać magisterke do rzeczy i za mało, by pozwiedzać tzw. Wszystko. Grrr.
Czy ja się cieszę z wyjazdu do Petersburga? Nie wiem sama. Z jednej strony tak i to bardzo. Z drugiej – wolałabym siedzieć nad ..no dobra, nie okłamujmy się, nie nad magisterką. Pojechać z Miszą do jakiegoś parku. Hehe J nic nowego, co?

niedziela, 25 maja 2008

koniak w parku i slowo na .. L.

siedze sobie u M. i korzystam na chama z netu - straszna jestem, prawda? ;) wiem wiem. ale Wy nie wiecie, jak to jest, kiedy nie masz dostepu do wiadomosci kiedy masz na to ochote.. i juz nie mowie o tym, kto wylecial z Tanca z gwiazdami ;P. a kto?

a wiecie, ze Dima Bilan wygral Eurowizje? bo ja wiem - to jest Rosjanin i wszyscy tu o tym trabiá. polecam klip ... mozna siue niezle posmiac - niezly patos.

aaaa. nacisnelam cos nie tak ...grrrr
tak, u nas zima, a my poszlismy do muzeum. zabawne, ze to bylo muzeum sztuki europejskiej i wejscie kosztowalo mnie moje ostatnie 150 rubli (15zl). bo baba w kasie mnie rozgryzla - nie jestem Rosjanka. kiedy bileterka sie zdziwila, ze tak duzo zaplacilam- przeciez jestm rosyjska studentkja, z duma (bo co mi pozostalo?) powiedzialam 'NIE JESTEM!' ha ha. tylko co ja bede jadla? ;P ale tak serio, to bardzo sie ciesze, ze tam poszlismy, super wystawa. a poza tym oboje mielismy faze i zbijalismy sie ze wszystkiego - tak wiec, wyjscie udane. miasz policzyl, ze bylam tu w 7 muzeach :) mega wynik? :P
ale za to nikt tyle nie szwedal sie po parkach i nikt nie byl na zajebistym koncercie rockowym i na meczu Champions League. glupi ma zawsze szczescie, nie? czy wie ktos ile to dziala? :P
a wczoraj sobie pogadalam na skype z Marzená - nie bede pisac jak bylo zaje..fajnie. nawet Misza powiedzial, ze za duzo klne po polsku (sic!). teraz mam super pomysl na rozwiazanie moich problemow - przeniesc Krakoow do Moskwy. przeciez tutaj sa takie plakaty : 'impossible is nothing' :) why not?
ile jeszcze dni? 26... to 3 tygodnie.. w tym jeden w Petersburgu.. to sie nazywa wielki swiat :P
tylko niech sie wreszcie skonczy ta cholerna zima na wiosne, no!
back to reality - jutro zajecia..

sobota, 24 maja 2008

lift me up > MAN U !!!!! :) >foty z finalu!









































































































































22.05
PO meczu J było MEGA SUPER ZAJEBIŚCIE!!!!!!!!!!!!
Podobało mi się wszystko – od jazdy metrem pełnym Anglików, do powrotu o 3 rano. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zadzwonić do domu, do Kuby i do Szwagra. Przepraszam Was! Atmosfera była świetna – nigdy nie marzyłam, że zobaczę na żywo Christiano Ronaldo i Lamparta. Nie wymienię wszystkich, bo po co – i tak wiecie, kto gra w MU i Chelsea. Siedzieliśmy na trybunie MU, ale nie tej dla fanów, więc było drętwawo czasem, ale i tak tych przeżyć nie da się przekazać pisząc bloga. Emocje sięgnęły zenitu, kiedy strzelali karne. Chyba nikt nie wierzył w wygraną MU, kiedy Ronaldo przestrzelił. I dzięki Bogu Terry też spudłował – nawet nie wiecie, jaki był wrzask na naszej połowie stadionu! A kiedy Anelka spudłował – to jest nie do opisania.
Dla takich emocji warto żyć. A mówiąc szczerze, kiedy jechałam na stadion ... przeszła burza i wsiadając do metra, byłam całkowicie mokra. Buty, spodnie, nawet t-shirt pod kurtką. A nie powiem, żeby był upał- jakieś 8 stopni. Ale jakoś przeżyłam, bo na miejscu było gorrrrrąco ;).
Tyle chciałam Wam napisać, że teraz brakuje mi słów. Załączę fotki, ale nie są najlepsze- mój kochany aparat jest nieco słaby, a ‘profesjonalnych’ nie wolno wnosić na stadion.
Trochę liczyłam na to, że będzie jakaś bójka, ale nic z tych rzeczy. Tam była kupa milicji i wojska. I o to pokłóciłam się z Miszą. Mnie się to nie podobało – nie zrobisz kroku bez ich zgody. Ja nie jestem do tego przyzwyczajona i chyba nigdy do końca tego nie zrozumiem. Jasne – musiało być bezpiecznie. To zrozumiałe. Ale patrząc na ich twarze można było się przestraszyć. Takie tępe gęby w szarych mundurach. A ponieważ na stadionie było jakieś 94 % facetów, prawie wszyscy milicjanci z nudów gapili się na mnie (i pewnie na inne dziewczyny też) bardzo nachalnie. I tak – na trybuny nie wolno wnieść zakręcanych butelek (zakrętki rzucasz pod nogi pilnujących milicjantów), puszek i takich tam. I przechodzisz kontrolę osobistą na każdej bramce.
A dziś już 22’gi... czyli za 30 dni widzimy się w Gorączce ;)

21.05
DZIŚ MECZ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! HURRA!!!
Już się doczekać nie mogę. liczę godziny – nawet dziś rano, gdy siedziałam w czytelni, wyliczałam ile czasu zajmie dojazd itd. Poślę Wam sms’y ze stadionu, jak będzie działać sieć.
Wczoraj poszliśmy sobie na spacer do kolejnego parku. Nawet nie wiedziałam, że w Moskwie jest tyle pięknych zielonych miejsc. I była super fontanna. I ruskie disco polo. A potem znów dostałam różę.. czuję się nadal, jak w filmie romantycznym i nie powiem, żeby to nie było miłe ;).
Najgorsze jest to, że musze pisać tą cholerną magisterkę! Cały czas czuję ten nacisk, to jest koszmarne. Wczoraj przesiedziałam 8 godzin przed ekranem lapa i ...wymęczzyłam jedno zdanie. Super tempo – sama się sobie zazdroszczę w takich momentach. A dziś dla odmiany właśnie piszę dla Was posta, zamiast analizować te cholerne wiersze Sołoguba. Grrrr! No dobra – starczy moich narzekań – dziś mecz!!!!
Yyyyyyyyyyyyyy czemu leje i jest 10 stopni? ;((((((((((((

19.05
No, dziś nastał dzień zabijania wyrzutów sumienia- cały dzień zwiedzałam. Byłam w domu Mariny Cwietajewej, domu Gorkiego, na Patriarszych Prudach (kto czytał ‘Mistrza i Małgorzatę’, wie co to za miejsce!)i siedziałam na tej samej ławce, co Woland. Super, prawda? Potem postanowiłyśmy iść na Cmentarz Wagańkowski – tam jest pochowany Wysoki i Jesienin. Wszystko super, tylko odległości w Moskwie to duża rzecz, a my wszędzie na nogach. Ale fajnie było – pogodę mamy świetną. 20 stopni w nocy to lekka przesada, ale już nie narzekajmy.
A we środę święto – MECZ!!! Już się nie mogę doczekać. Ludzie- Champions League na żywo! Nigdy nawet o czymś takim nie marzyłam. A tu o 22,45 poczuję TO.
SPAĆ!:)

18.05
Minął kolejny tydzień. Tydzień biblioteki, spisywania notatek i cudownych wieczorów z Miszą. W piątek kino – polecam super film z Collinem Farrellem, chyba po polsku „Dzień w Bruggi”, ale dokładnie nie pamiętam. Świetna rzecz! Polecam również spacery po Cistych Prudach ;), ale tego niestety nie możecie poczuć w Krk.
Z soboty na niedzielę, czyli dziś, była noc muzeów w Moskwie, wszystkie za darmo. My byliśmy w galeriach sztuki nowoczesnej – performance, światła. Spoko, tylko za dużo ludzi, jak dla mnie. No i muzeum Majakowskiego – też świetna rzecz.
A dziś po kościele pojechaliśmy do Carycyna. To przepiękna letnia posiadłość Katarzyny II (mam nadzieję, że się nie mylę ;) ). Cudowny zamek z parkiem, fontanny, te sprawy. Cudo! Wiecie, odkryłam dziś, że na mapie super się siedzi ;) w parku. Normalnie czułam się jak Julia Roberts w „Nothing Hill”. I rzeczywiście, piwo Reds ma tu zupełnie inny smak.
Zaraz idę na urodziny dziewczyny z Bydgoszczy... wiecie co? Kurcze, człowiek nigdy nie wie, jaka niespodzianka czeka go za przysłowiowym zakrętem. W sensie na plus.
Ależ ja jestem refleksyjna, patrzcie no. Ale kurcze, życie jest piękne! J
Na zdjęciach (mam nadzieję, że się załączą!): Carycyno, muzeum Majakowskiego i sama już nie wiem co :P.

15.05
Wiecie, że wracamy za miesiąc...znaczy JA wracam! J do mojego kochanego Karkowa, do Was! Jakoś przestałam liczyć dni i chyba jednak będzie mi strasznie ciężko stąd wyjechać. Nawet nie ze względu na Miszę. Uświadomiłam sobie właśnie, że dziwnie będzie nie zobaczyć na Rynku Cerkwi Wasyla Błogosławionego (wiecie – to ta z kopułami jak lody ;) ). Ale za to będzie Mariacki, prawda?
Wczoraj były urodziny Csilli, Słowaczki. Misza się na mnie obraził, bo nie chciałam tego wieczoru spędzić z nim. Jego strata. Bardzo fajnie było, pogadałyśmy sobie w międzynarodowym gronie, a do tego pierwszy raz jadłam w tym roku truskawki!!!
A dziś pojechałyśmy zwiedzać Kreml.. ale okazało się, że dziś czwartek, a Kreml jest zamknięty we czwartki. Grrrrrrrr! Nie ma to, jak wstać o 8’ej, jechać godzinę metrem i pocałować klamkę. Tak więc poszłyśmy zobaczyć Lenina, a raczej to, co z niego zostało. Zacznijmy od tego, że wcale tak łatwo nie jest tam dojść. Wejście jest tylko z jednej strony i trzeba czekać na wypizdowie, żeby ..postać w następnej kolejce.. do przechowalni bagażu. Nie wolno mieć ze sobą ani torebki, ani komórki, ani aparatu – nic. No dobrze, że majtki wolno mieć na tyłku. Wszędzie jest pełno bramek i milicjantów. Idzie się wzdłuż murów Kremla i ogląda płyty nagrobne ‘zasłużonych’ komunistów. Aż się włos na głowie jeży – tam leżą Stalin, Dzierżyński, Żdanow i inne potwory, o których się uczymy na historii. A tu człowiek patrzy na ich groby... tak, jakby w tym kraju nagradzali za popełnienie zbrodni pochówkiem w tym strasznym miejscu. To chyba najstraszniejszy cmentarz na świecie. Sami ludobójcy.
A potem włazi się do Lenina. Od progu wita człowieka zagęszczenie milicjantów. Panuje kompletna cisza i półmrok, czerwień i czerń marmurów. Kilka razy się zakręca i już. Lenin... lub to, co udaje Lenina. Nie wolno się zatrzymywać. Jak dla mnie na pierwszy rzut oka widać, że to już nie zwłoki, a jakaś woskowa kukła. Właściwie to to jest grób i nie dziwi mnie konieczność zachowania milczenia. Ale bawi mnie ta cała maskarada i wzniosła atmosfera powagi i kultu. Gdyby nie to, że co 2 kroki stał milicjant, roześmiałabym się na głos. Jak można pokazywać czyjeś zwłoki i to jeszcze podrobione, całemu światu i udawać, że to nie jest morderca? Tak – wiecie, tutaj nic mnie już chyba nic nie zdziwi. To kompletnie inna mentalność i Europejczyk nigdy tego nie zrozumie. Słowa „Rosji rozumem nie objąć” są prawdą. To po prostu trzeba zobaczyć i poczuć.
Jakby tego było mało, to jeszcze jest strasznie zimno. Masakra- świeci słońce, pada śnieg i jest jakieś 3 stopnie. I wieje. Szczególnie na Placu Czerwonym.
Czy ja się już chwaliłam, że idziemy we środę z Miszą na finał Champions League? Tak? :P no to wybaczcie. Ale tak się cieszę, że nie mogę wytrzymać J. Zobaczę Manchester United i Chelsea!! Na żywo na Łużnikach. To jak bajka! Obiecuję, zrobię fotki!
Jak jacyś juppies normalnie. Te bilety kosztują fortunę. To nie bardzo mój świat, ale czemu by nie spróbować?

PÓŹNIEJ – nad Moskwą zapada wieczór. Chciałabym napisać, że ciepły, bo majowy, ale nie mogę ;). Przed chwilą gadałam z mamą... mam nie przesadzać i nie myśleć negatywnie. Bo przecież ludzie też tak żyją. I Kraków wcale nie jest tak daleko.
A jutro mamy iść kupić bilety do domu ... Mama się zdziwiła, że zostaję do 20’tego, ale powiedziała, że ‘no tak, ja już wszystko wiem’ ;).
Ej, ja chyba miałam pisać magisterkę, co? Jutro rano do biblioteki, potem do akademika, obiad, spanie, a wieczorem kino i impreza. Sounds good ;).
PS: na zdjęciach – Chram Wasyla Błogosławionego (lody!!), flaga rosyjska, Csilla i ja w kolejce do Lenina, ja i bez, a ekipę z fotki imprezowej znacie, prawda? (co robicie 22 czerwca popołudniu?!?)
28’ego jedziemy do Petersburga!!!!!!!!!!!!!!!! J