MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 4 grudnia 2012

Love, love me do (You know I love you)

w Mordorze bez zmian. pogoda mogłaby się wreszcie zdecydować i nie płatać nam figli temperaturowych. przykład? proszę bardzo. wczoraj było minus 6, dziś jest plus 2, a jutro ma być minus 9. moja głowa źle to znosi. wątroba jeszcze gorzej - ileż można zażyć tabletek przeciwbólowych?!
do tego zrobiłam się nadwrażliwa i przeistoczyłam się w Chodzącą Tykającą Bombę Zegarową. wystarczy drobiazg i eksploduję - z moim francowatym charakterkiem o awanturę nietrudno. potykam się o zabawki i zaczynam zgrzytać zębami. Wiewiór reaguje na moje polecenia po 2'gim powtórzeniu? zaczynam przeklinać (pod nosem). Misha robi kaszkę 5 minut, a nie 3 i w powietrzu wisi burza. na dokładkę garnek kipi, ja łapię za rozgrzane ucho i czuję, jak skóra mi się do niego lepi... zaczynam wrzeszczeć na wszystko, na wszystkich i o wszystko. istny Sajgon.
najgorsze jest w tym wszystkim to, że w takich momentach przeważnie obrywają najbliżsi. podobno jeśli się naprawdę kocha, to skrajne emocje są nieuniknione. hmmm... w takim razie ja to muszę kochać nad życie - nie inaczej.