MOSCOW CITY, RUSSIA

czwartek, 27 czerwca 2013

Eight hours for what?

Frodo i jego wierny przyjaciel Sam wrócili do Domu 1, czyli nastało lato. w KRK teoretycznie, a w Mordorze w praktyce. my tu testujemy kalosze i uniform rybaka, a Misha się skarży na upały 35' w cieniu. jak mawia Wiewiór - 'kurde fiks!'- mogłyśmy jednak zostać ten ostatni tydzień czerwca w Domu 2. eee tam!
z radości, że oddychamy nieco świeższym powietrzem, postanowiłam któregoś dnia wyprowadzić Wiewióra na spacer i wieczorem. pomysł sam w sobie niezły, gorzej, że zlekceważyłam nadciągającą burzę. w połowie Alei Powstania Warszawskiego zastało nas coś na kształt oberwania chmury, a tu ani w tę, ani w drugą stronę. pod drzewem też nie dało się schować, bo po pierwsze burza, po drugie komary. staniesz na 5 sekund w jednym miejscu i natychmiast obsiada cię chmara krwiożerczych bestii. kiedy dotarłyśmy do Galerii Kazimierz suche miałyśmy tylko majtki. wpadłam do pierwszego lepszego sklepu, złapałam koszulkę, galoty i tenisówki i  przebrałam Wymokniętego Wiewióra. sprzedawczynie śmiały się, że jeszcze nie widziały takich ekspresowych zakupów.
ba! sama się zdziwiłam, że jestem do tego zdolna.


środa, 19 czerwca 2013

Take me back to the place that I know




wszystkie zdjęcia - Jurmala, Łotwa

w tym roku już po wakacjach. po 6'ciu latach powrót na Łotwę - Jurmala i Ryga.
po zeszłorocznej upalnej Sardynii, Bałtyk okazuje się być szokująco zimny. mimo wszystko jednak było bardzo pozytywnie i pewnie jeszcze tam wrócimy. z tym, że bogatsi o nowe doświadczenie, nie będziemy się pchali w czerwcu do morza. dobre spacery po plaży nie są złe, a pęcherz moczowy nam podziękuje.
Moskwa wita nas deszczem i burzą. przeważnie po powrocie znad morza długo nie mogę przywyknąć do warunków miejskich. jeszcze przed chwilą piasek i słońce były na wyciągnięcie ręki, a teraz trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby nie zginąć na pod kołami samochodu na przejściu dla pieszych. Mordor.
nie chowam walizki - w sobotę wracamy do Domu 1. właśnie. ostatnio przy wjeździe do Rashy, kiedy przechodziłam kontrolę paszportową, pani ze służb granicznych zapytała mnie: 'To pani tu żyje?'.
bez zastanowienia wypaliłam 'nie!', ale po kilku sekundach dodałam 'w sumie tak. jadę do męża, on tu mieszka'. uparcie do mnie nie chce dotrzeć, że jeśli większą część roku spędzam w Mordorze, to znaczy, że tu mieszkam. ha. Misha się ze mnie śmieje, że nigdy nie mówię 'jesteśmy z Moskwy', ale 'mąż jest Rosjaninem, ja jestem z Polski'.
Wiewiór póki co ma inne problemy i dobrze. na Moskwę mówi "Mośka', na Kraków - 'u Baby Ani'. dla niej te całe nasze podróże, samoloty i dwa domy to wielka frajda. jedyne, co boli, to fakt, że nie da się taszczyć ze sobą wszystkich zabawek i innego dobrodziejstwa inwentarza. do tego całego tatałajstwa to chyba samolot wojskowy by się przydał.

wtorek, 4 czerwca 2013

My summer wine is really made from all these things



gdybym dziś rano nie spojrzała najpierw na termometr (25 ' na plusie), a na ulicę, to pewnie otarłabym się o zawał: za oknem znów biało.
spokojnie, to tylko topole. 
ze względu na problemy z kręgosłupem dostałam skierowanie na zastrzyki, gimnastykę rehabilitacyjną i masaże. spoko. chociaż nie kręcą mnie strzykawki, to to jeszcze jest do przeżycia. za ćwiczenia póki co się nie zabrałam z braku czasu (patrz: lenistwo). jaja za to są z masażem. kiedy się na niego zapisywałam, do głowy mi nie przyszło, że lepiej poprosić o masażystkĘ. 
jak to ja - wpadam do recepcji spóźniona, z tyłkiem bolącym od codziennej porcji witaminy B. wywołana wchodzę do wskazanej kabiny, a masażystA mówi do mnie: 'proszę się rozebrać do pasa i położyć, zaraz wracam'. JAKIE ROZEBRAĆ?!?!?! DO JAKIEGO PASA?!?!?! aaaaa!!! zamiast się wyluzować i mieć 10 minut luksusu w postaci tępego leżenia plackiem, przez cały czas myślałam tylko o tym, że kurde obcy facet mi patrzy na tyłek. po każdej uwadze 'proszę się rozluźnić', dostawałam ataku paranoicznego śmiechu i oczywiście spinałam się jeszcze bardziej. biedny facet musiał pomyśleć, że trafiła mu się jakaś pruderyjna i postrzelona baba. po zakończeniu seansu miałam nie zrywać się jak oparzona i chwilę poleżeć. taaaaaaaaaa. jeszcze nigdy tak szybko się nie ubierałam.