MOSCOW CITY, RUSSIA

sobota, 22 sierpnia 2015

We are the heroes of our time

To niesprawiedliwe - nie zdążyłam sobie na ten upał ponarzekać (ha! jednak!!), a już się skończył. nie żebym tęskniła, ale jakoś tak nagle zapachniało jesienią. a to już oznacza, że niedługo zbieramy się do Mordoru.
i jeszcze od kilku dni jadę na Ibupromie max, bo łeb mi pęka. miało przejść po ciąży, a tu lipa - standardowe obejmowanie sracza. chociaż może jednak to moja wina, bo mimo zakazu jem ser żółty, banany i ten teges... czekoladę? z tą ostatnią to jakoś tak nie mogę się rozstać. miłość do grobowej ... a raczej, klozetowej deski. w takim stanie lepiej mnie nie drażnić i nie wchodzić mi w drogę. ale przecież nie żyjemy w próżni... szkoda.
Suslik ma fazę na udawanie delfina i sobie tak cienko piszczy: ultradźwięki trenuje. i moje nerwy. jak to nie działa, patrzy na mnie z miną kota ze Shreka i teatralnie wali się na podłogę. w tej artystycznej pozie 'na Rejtana', stara się wrzeszczeć i jednocześnie obserwować moją reakcję. Oskar murowany.
Wiewiór nie pozostaje w tyle i neguje wszystko i wszystkich. od rana do wieczora "nie cierpię....!!", jak zacięta płyta. sporo czasu mi zajęło rozkminienie, że ona się wzoruje na smerfie Marudzie z wieczorynki. ta wiedza mi nic nie daje, ale mniejsza o to. Wredny twierdzi, że to dlatego, że... ząbkuje. bo serio jej wyszły górne szóstki i tak się tym przejęła, że zażądała swojej tubki Dentinoxu. no bo Suslik ma.
życie.
do pełni szczęścia brakowało mi tylko remontu posadzki na klatkach schodowych. nic tak nie koi nerwów, jak młot pneumatyczny czy wiertarka.
!!!!!!!!


czwartek, 6 sierpnia 2015

All I remember is: Pap pa, pa pa rap pa pa

lubię lato.
serio.
kiedyś już chyba o tym pisałam, ale głowy nie dam, więc może się powtórzę się: każdy normalny człowiek, który mieszka dłużej w Mordorze (i dalej na wschód), tęskni za słońcem.
no dobra - nie przesadzajmy, jak dla mnie, nie musi być Egipt, czy inna Sahara. no chyba, że moim marzeniem byłoby wysuszyć się na wiór, lub spaloną grzankę. nie.
odkryję dziś nasz mały sekret. wakacje są tam, gdzie lata Ryanair. albo jak mawia Wiewiór - JARANER. była Majorka, była Sardynia.
wakacje z bajtlami to nie są normalne wakacje. takie z leżakiem, drinkiem z palemką i sexownym prężeniem się nad morzem/basenem. tak w sumie, to nie bardzo się rodzicom odpoczywa.
no bo tak.
Wiewiór prawie z biegu chce do wody. Płyyyyywaaaać!! a że nie umie bez motylków - a co tam! gdyby nie moja histeria ubraniowa, to zapewne wskoczyłaby do morza jak stoi, w sukience, klapkach i kapeluszu. a jeśli Wredny chce do wody, to na bank zechce też Suseł. ona przynajmniej 'łaskawie' da sobie kostium założyć, ale też niezbyt ochoczo. w następnej chwili włazi do dmuchanego koła i kolebiąc się na swoich krótkich nóżkach, sprintem wali w stronę wody. ledwo mam czas zrzucić własne ubranie, a i tak łapię ją w ostatniej chwili, zanim mi wpadnie twarzą w fale.
i żeby nie było - Tata jest z nami, ale to właśnie "Mamamamamamamama!" robi wszystko lepiej. grrrrr!!
pływanie (Aleksandra 'nurkująca' na trupa, Olga okręcająca się w kole wokół własnej osi) szybko się nudzi i... wio na brzeg.
- zagrajmy w piłkę!
- albo nie -  chodźmy na zjeżdżalnię!
- albo nie, bo baru na lody!!
o plażowaniu nie ma mowy. jakie opalanie? co ja tu, leżeć przyjechałam??!?!?!
- AAAAAA!!!Mamo, lody mi się topią!
- yyyyyyyy!!!mamammamama!! yyyy!! (Suslik też chce loda, a co?!)
- Mamo, zrobiłam siusiu do morza!! (ubikacja jest kilka kroków dalej)
- jeść!!!!!! nie to!!!
- Mamo, bo Olga je piasek!
- OSSSSAAAAAAAAAA!!!
Litania potrzeb, życzeń i zażaleń trwa bez końca.
tak sobie marzę, że kiedyś jeszcze to wszystko nadrobię. ja i mój cellulit będziemy się prażyć na słońcu, nikt po nas nie będzie chodził, skakał i nudził o wszelkiej maści to i tamto.
taaaaa. Maria, ty tak na serio?
nie w tym życiu!