MOSCOW CITY, RUSSIA

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

I try to say goodbye and I choke (yeah)


Kraków jest dziś nieznośnie piękny, jak na złość. jadę tramwajem, gapię się przez okno i chowam twarz pod okularami. nie - ja nie płaczę, mnie się tylko oczy pocą... cholera, no! wiem... wiem, że czeka na mnie Misha i wiem, że nie jest mi w Mordorze źle, ale nie mogę się zebrać do pakowania. od kilku dni przekładam stosy rzeczy z miejsca na miejsce i nie potrafię się zorganizować. ehhh...
i jak na ironię runda po szmateksach wcale nie poprawia mi humoru. zniknęły dwa moje ulubione lumpy z amerykańską szmatą - droższe, ale ciuchy zawsze prawie nowe i bez niespodzianek. w jednym z angielskimi markami dział dziecięcy na wymarciu, w drugim towaru nie zaszczyciłabym mianem ubrań. na ich miejscu apteka i biuro podróży. aaa, wiem - mam kupić sobie coś na uspokojenie i z żalu udać się na jakie Kanary i inne Teneryfy.
a może w tym szaleństwie jest metoda?

niedziela, 28 kwietnia 2013

Never judge a book by it's cover

CUDOWNY WYNALAZEK BILL'A GATES'A JUŻ DWA RAZY MI SKASOWAŁ MOJE WYPOCINY!!! GRRRRRRRRRRRRRRRRRRRRR!!! no to jeszcze raz :>
ostatnie 3 dni w Domu 1. jak i kiedy zleciały - nie wiem. pora na pakowanie walizek.
spacerujemy sobie z Wiewiórem i opowiadamy o porach roku. czasem wyjaśniam coś raz, czasem sto, a czasem chyba z milion. nieważne. wreszcie przyszła wiosna. zielona, kwiatowa, pachnąca deszczem. obrazek nieco psują 'przebiśniegi' w postaci wszechobecnych psich kup. żeby była jasność - ja nie mam nic do zwierząt, gdzieś się załatwiać muszą. denerwują mnie właściciele. jak się kupuje Czworonoga, to się bierze odpowiedzialność za niego na całej linii, a nie udaje, że problem nie istnieje. ja po swoim dziecku sprzątam. i wydaje mi się, że każdy myślący człowiek też. niestety - podeszwy butów Wiewióra zawsze boleśnie mnie sprowadzają na ziemię. to prawda- z roku na rok jest coraz lepiej, ale i tak spacery przypominają przechadzkę po polu minowym. defekacja powinna być kontrolowana. amen.
dziś powiało chłodem, ale sezon na roznegliżowanych sąsiadów uważam za otwarty!

czwartek, 25 kwietnia 2013

To be sure that the sun will come back

pachnie zdradą. 'przeprosiłam się' z Billem Gates'em i po raz pierwszy od ho ho i hola, współpracuję z Windows. ha! wprawdzie niezbyt szybko mi idzie i często się mylę, ale chyba dam radę. nie taki diabeł straszny :).
za tydzień będę już w Mrodorze... tyle czekałam na tę wiosnę, że szkoda mi będzie ją porzucić. na wschodzie też dobrze, ale w Domu najlepiej. Wiewiór już prawie na pamięć zna nazwy kwitnących krzewów i przystaje przy każdej forsycji robić sobie zdjęcia. taaa. miłość do żółtego trwa już jakieś pół roku i nie zanosi się na jej koniec.
na horyzoncie lato. wczoraj już nim zapachniało, kiedy moje białe, przewiane wiatrem pranie, zostało okadzone grillowym smrodkiem. litości!!!! w mieście się nie grilluje!!! chyba, że mieszka się w domu z ogrodem i odległość do najbliższych sąsiedzkich okiem jest dopuszczalna. ale, żeby na balkonie?!?!?!?! fuuuuuuu!!!

środa, 17 kwietnia 2013

These little town blues


Pierwszy od 3 lat kwiecien w PL'u. Bez MacBuki, a wiec i bez polskich znakow. Kajam sie i obiecuje poprawe. W maju.
decyzja spontaniczna i blyskawiczna. Nie wracamy razem do Mordoru. Po co, jesli Mishy prawie nie bedzie w kwietniu w domu. Ukraina, potem Londyn. To ja sobie u Mamusi posiedze, uzupelnie zapasy tluszczu... Taaa. Wiewior podszkoli polski. Dla kazdego cos milego.
coraz czesciej lapie sie na tym, ze przestaje myslec o Moskwie negatywnie. Nigdy nie zasluzy na miano Domu 1 - co to, to nie, predziej pielko zamarznie. Ale czas mija i to, co wydawalo sie 'prowizorka', hula i ma sie niezle. Niektore marzenia musza poczekac z realizacja, inne rozplyna sie pewnie w niebycie. A ze w przyrodzie nic nie ginie, to zapewne beda tez niespodzianki.
jak mawial Rejent: ' Niech sie dzieje wola nieba, z nia sie zawsze zgadzac trzeba'.
wlasnie. A ja tymczasem zrobie sobie rundke po lumpach.