MOSCOW CITY, RUSSIA

czwartek, 31 grudnia 2009

my side of the mirror

to może mały bilans.to był rok zmian. rok wielu 'kamieni milowych'. śluby (haha!!! hurtowo brzmi ;) ), Egipt, Moskwa dwa razy, no i Turkuć jako uwieńczenie 'sezonu'. tempo niezłe, musicie przyznać. nadal staram się mu sprostać. z jakim skutkiem? różnym : powiedzmy to tak.
wnioski?
- małżeństwo? po mojej stronie lustra jest trochę inaczej. może dlatego, że jestem kobietą. przecież oni stworzeni są do rzeczy wielkich.
- macierzyństwo? niesamowite przeżycie, do którego trzeba dorosnąć, oswoić się. ale puk puk ... idziemy kroczkami maleńkich stópek w dobrą stronę. i pięknie się uśmiechamy.
- życie za wschodnią granicą? w lecie i w dalekiej perspektywie zawsze lepiej ;)
- zawodowo? w burokach
podsumowując: grzechem byłoby narzekać.
ale... tak pozwalam sobie mieć 'ale'. czasem ten cały 'pozytyw' nie przeraża. za szybko, za dużo naraz, zbyt poważnie. głęboka woda. tak tak - wygodniej było wcześniej. 'ja' na pierwszym miejscu. potem 'my' . a teraz Aleksandra.
nadzieje związane z Nowym Rokiem? na razie niewypowiedziane.
do zobaczenia w 2010 !!!!!!!!!! lepszym, pewniejszym, radośniejszym. oby!!!!!
с Новым годом!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 28 grudnia 2009

luuuuuuuuuuuuuuulajże Jezuniuuuuuuuuuuu!!!!

jak co roku - już po Świętach. to nic, że szalonych i zupełnie innych, bo w szerszym gronie. z dzieciątkiem - może nie Jezus, ale zawsze bliżej klimatu stajenki ;). wydarzył się nawet mały cud: Wiewiór dał się 'w płaczu utulić' na czas Wigilii i dał głos dopiero przy serniku. tak więc mama zjadła pierwszy normalny posiłek od ... dawna. bez pośpiechu i połykania za gorącego lub nie jedzenia wcale.
no i wreszcie wypędziliśmy z małej diabła ;). bałam się, że na chrzcie da koncert, którego nikt nie zapomni, ale nie. obudziła się na chwilę, otwarła oczyska i ... oczarowała księdza. tak tak ;) i wujka Filipa, bo wujek Jerzy już dawno zwariował na jej punkcie.
ale czemu ja się dziwię? przecież w czwartek skończę 2 miesiące ;)....jeśli jej wcześniej nie zjem. i nie zostawię nikomu nawet kosteczki, nawet uszka.

piątek, 25 grudnia 2009

Święta, Święta

wszystkim czytelnikom życzę radosnych, pełnych nadziei Świąt BN w rodzinnym gronie i niech się darzy !!!!!!!!!!!
aha - i przespanych nocy ;)))))))))

środa, 23 grudnia 2009

оттепель

chciałabym tyle napisać, wyrzucić z siebie tyle myśli, spostrzeżeń. ale kiedy tylko siadam do laptopa, tracę wenę. a czasu, by zebrać myśli nie mam.
ale tą refleksją muszę się podzielić: tylko facet (ksiądz to facet, prawda?) mógł wymyślić spotkanie informacyjne przed chrztem na dwa dni przed Wigilią. pomijając oczywiście fakt, że chrzci się niemowlęta i ktoś musi z nimi siedzieć, a nie biegać po nocy. ja nie kwestionuję konieczności takiego spotkania, ale czas. nie można było tydzień temu?
halny wieje. ciekawe, kto będzie to bardziej przeżywał: Ol, czy ja?
i jeszcze deszcz pada - no tak, logiczne. w końcu umyłam okna w naszym pokoju. хрень!
.....................................................................................

poniedziałek, 21 grudnia 2009

sposób na ...

sposób na Turkucia Podjadka: nakarmić (pod korek) i na spacer. ona uwielbia świeże powietrze. i śpi jak zabita. i jest normalna: nie podoba jej się, że nie odmiatają chodników. któż lubi, jak nim trzęsą? a mama zamieni się w Pudziana, jak tak dalej pójdzie: trzeba dużej siły, by pchać wózek z dzieckiem po błocie pośniegowym.
eh, szkoda, że to nie lato: można by siedzieć cały dzień w parkach, książki czytać. i wracać na karmienie i przewijanie. cóż: pomarzyć sobie wolno! a tak: oby mróz zelżał, to do chrztu pojedziemy w wózeczku :)

niedziela, 20 grudnia 2009

jak marzną mi paluszki bim-bom

cmentarz Rakowicki rano (yyyy, no o 9'tej) wygląda jak w bajce. śniegowe czapeczki na każdym grobie, alejki bez śladów, szczypiący mróz... już chciałam napisać 'ani żywej duszy', ale to już lekka przesada, prawda? romantyka w miejscu zadumy i refleksji.
gdyby tak było w Święta. ale raczej się na to nie zanosi - we wtorek ma już być -1. i wiać halny. i chociaż wcale nie czuję atmosfery BN, to jednak nie jest to okoliczność łagodząca. o wiele lepiej ubrać się ciepło i wyglądać jak Buka, niż rozdeptywać breję.
a Turkuć przespał dziś od 21 do 7 rano. chyba zgłosimy go do Księgi Rekordów Guinessa ;)

sobota, 19 grudnia 2009

nie-wiadomo-co

czy tego chcemy, czy nie stajemy się podobni do naszych rodziców. dziwiłam się Mamie, że zagląda do każdego wózka i zagaduje wszystkie napotkane matki z dziećmi. heh. ja chyba robię to samo. a potem wracam do domu i nie mam siły/czasu by cieszyć się chwilą, która trwa. dzieckiem w domu cieszą się wszyscy, oprócz jego rodziców. oni po prostu w ferworze walki nie mogą sobie na to pozwolić. przynajmniej na początku.
pytanie: ile trwa początek? czy kończy się wraz z magicznym 3-cim miesiącem? czy po pół roku? odpowiem później.
a póki co wykradam dla siebie kilka chwil, by poćwiczyć (mamusia musi być w formie), zjeść i zajrzeć do internetu (co piszczy w trawie)- oglądanie TV przy karmieniu się nie liczy. dlaczego? wstyd się przyznać, ale chyba zaczęłam się orientować w ... 'Modzie na sukces'. to boli. znaczy oglądanie Foresterów. ale za to 'Brzydula' jest ok. tylko czemu kończy się, kiedy ja się wciągnęłam? no czemu?

środa, 16 grudnia 2009

я так ждала Тебя .......

niedługo zapomnę rosyjski. naprawdę. między przewijaniem, karmieniem i bieganiem po mieście (życie płynie dalej, nie?) nie mam czasu na filmy, książki czy nawet rozmowę z Mishą. dłuższą niż 10 minut, kiedy opowiadam mu w telegraficznym skrócie jak minął dzień i czemu znów spałam za krótko. kiedyś bym się załamała, ale nie teraz. trudno. i już. nadrobimy. kiedyś.
hmmm. słowo 'kiedyś' nabrało drugiego znaczenia: albo związane jest z tym, co było, albo z tym, co będzie w -bliżej-nieokreślonej-przyszłości.
ale nie ma co wybiegać zbyt daleko myślami: ostre hamowanie na dniu dzisiejszym. wczoraj Wiewiór pierwszy raz się uśmiechnął nie śpiąc :)))) i już nas widzi!!! i dzięki cioci Marzenie ma kreację na sylwestra. ja też taką chcę!!!!!!!!!!!!!!

poniedziałek, 14 grudnia 2009

bezsenność w Krk

noc z cyklu 'i Bóg o nas zapomniał'. kiedy nie wiesz, co jeszcze możesz zrobić, by ulżyć dziecku w bólu. gdy walczysz z ołowianymi powiekami i przemożną ochotą by wyjść i nie wrócić. lub zwinąć się w kulkę i po prostu spać: nie słyszeć i nie czuć. gdy patrzysz na zegar i to wcale nie pomaga, bo do rana coraz bliżej, a poprawy nie ma. tak więc na naszej osi życia znów nieco w dół (sinusoida się kłania).

sobota, 12 grudnia 2009

let it snow, let it snow, let it snow

mała w wózku na balkonie. pranie do zawieszenia czeka, trzeba pokroić pieczarki, umyć butelki, wyprasować itd, nieźle by było nieco się przespać i ogarnąć. tylko kiedy?
w tym kieracie już mi się dni mylą i nie wiem, który dziś jest. celowałam w 10'tego, a tu proszę- już 12'ty. znaczy, że Misha przyjedzie za 12 dni. czyli w Wigilię. CO??????????? Już tak niewiele zostało do świąt? pięknie!

piątek, 11 grudnia 2009

potwory i spółka

wczoraj odkryłam swoje kolejne oblicze - niewyspanej zołzy. i niewiele mnie właściwie tłumaczy. krótko mówiąc, po koszmarnie dłuuuugim dniu bez snu (Turkuć), nadeszła noc (hmm...no nie odkryłam Ameryki, co?) i .... uwaga uwaga: Mała, a my wraz z nią, spała około 7 godzin bez budzenia!!!! wow. dziwne, ale człowiek tak się przyzwyczaił do wstawania co 3 -4 h, że automatycznie otwierałam oczy przynajmniej 3 razy w tym czasie.
recepta na sen? nakarmić dziecko 'pod korek'. proza życia- kto dobrze śpi głodny? Turkucie na pewno nie ;)))
i spacer nam się udał, mimo, że dopiero przy drugim podejściu, bo prądu nie było (winda).
a ja? nadal tęsknię do czasu i przestrzeni i mam nadzieję kiedyś (w miarę szybko oczywiście) dorosnąć. mni. do roli mamy.

wtorek, 8 grudnia 2009

kap, kap, płyną łzy

mamy za sobą pierwszy spacer. nawet odpukać, poszło dobrze. najedzony pod korek Turkuć Podjadek wytrzymał krakowskie wertepy i rozryczał się dopiero w windzie. dobre i to. i zebrał entuzjastyczne 'recenzje' sąsiadek ;).
niestety nie polubiła mechanicznej pozytywki. w sumie, to się nie dziwię - melodyjka koszmarna. ale może da się przekupić wibracją ;). tak tak - taka mała, a już ma swój wibrator (a serio mówiąc: dzieciom pomaga wibracja przy bólu brzuszka i kolce). i kropelki przeciw wzdęciom - niestety.
teraz widzę, że Misha miał rację. trzeba było założyć nowy blog. bo to już definitywnie nie jest życie Mani w Moskwie. zrobiłam się monotematyczna, co pewnie jest zrozumiałe. jeśli mam jakieś 'złote myśli' w innej dziedzinie, nie mam najzwyczajniej w świecie czasu ich zapisywać, a potem zapominam.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

pozytywKA

zmechanizowałam się. dosłownie. Wredny dziś kaprysi i żeby usnął trzeba mu nakręcać - NON STOP - pozytywkę. grrrr!!!!!!! już mi od tego ręka usycha. ale czegóż się nie robi dla chwili spokoju? pytanie retoryczne przy małym dziecku. ale na dźwięk wygrywanej kołysanki mam dziką ochotę wywalić ustrojstwo przez okno. calm down!!!!
ale są dobre strony - zdążyłam/mogłam umyć głowę i mam zamiar wyprać pranie. nadal ręcznie - kryzys pralniczy trwa.
ironia losu: Jerzy pracuje w Nowym Targu do lutego. u samiuśkich Tater!!!! a ja nie mogę się wyrwać. poczuć przestrzeń i odetchnąć - dosłownie i w przenośni.
i koncert Raz Dwa Trzy też poza zasięgiem.
może lepiej nauczę się cieszyć chwilą -
......trwaj chwilo trwaj, jesteś taka piękna ....

niedziela, 6 grudnia 2009

faceci są z Marsa

i planują sylwestra. w sensie, że to do nas przychodzą. no jasne. ze szczęścia się nie posiadam. i szpagatami lecę w kierunku przygotowań. grrrr!!!!litości!!!! moje życie i zainteresowania kręcą się wokół - dosadnie rzecz ujmując - tyłka. no dobra- małej, kochanej pupci, ale jednak. przewijanie, pranie, podcieranie.tak więc sylwester jakoś nie bałdzo wpisuje się w realia.
hmmm - kobiety podobno są z Wenus. tyle, że to też jakoś nie mój klimat. już nie i jeszcze nie. to skąd jestem ja? z Ziemi: ostatnio bardzo twardo po niej stąpam.

sobota, 5 grudnia 2009

gubiąc wątek i dni

dziś 05. 12, czyli Wiewiór ma miesiąc. kosmos. trochę trudno w to uwierzyć, ale jednak - kalendarz nie kłamie. i śpioszki też- w połowę już się nie mieści. i coraz więcej je.
prawie już zapomniałam, że rano udało nam się wybić do Bonarki. powitał nas widok już mi znany - pielgrzymki gotowych-na-wszystko-kupująco-ciekawskich.i zero miejsc na parkingu po 10'tej. kiedy prawie się zgubiliśmy szukając wyjścia, doszłam do wniosku (do kilku):
- szkoda, że przy tej budowie nie pracowałam ;) (nie było by problemu z orientacją w terenie)
- do Auchana tylko z kartką i nie przed świętami
- dwie godziny to za mało
- gdzie tu jest WC????????????????????
eh, narzekam, a gdyby nie Wiewiór, to pewnie też bym peregrynowała - zmiana perspektywy. a zakupy? zamiast kolejnych bluzeczek (patrz: a to dla mnie) - termos na butelki i kolejne śpioszki. ale z Hello Kitty ;)

piątek, 4 grudnia 2009

nie dokazuj miła, nie dokazuj

święte słowa. choć następne strofy już nie pasują: Wiewiór to nasz mały cud. i wszyscy domownicy mają na jej punkcie świra. lekkiego ;).
i na tyle było by tego dobrego - budzi się ....
później: jakkolwiek bywa czasem ciężko: mało snu, zwykłe ludzkie zmęczenie itd, to nigdy bym nie uderzyła takiego malucha. a tu w radio mówią o opiekunkach w domu dziecka, które brutalnie zmuszały takie maleństwa do jedzenia. aż dreszcze przechodzą. ja wiem - kapryszenie i płacz bywają męczące. ale maluchy inaczej nie potrafią!!! uważam, że takich ludzi powinno się izolować od społeczeństwa. i nie nazwałabym ich zwierzętami. zwierzęta tak nie robią.

czwartek, 3 grudnia 2009

i tak warto żyć

dziś liczę swój sen w minutach. Olci zresztą też. ból brzuszka wyprowadził nas obie z równowagi. noc nieprzespana pierwszy raz w takim wymiarze, ale daje do myślenia. to swoiste perpetuum mobile: dziecko płacze z bólu, ja z bezsilności i zmęczenia. a zegar nieubłaganie tyka tik -tak tik -tak -tik -tak odmierzając nieliczne chwile niespokojnego snu. i razem witamy pierwsze promienie wschodzącego słońca. z ulgą i nadzieją. na poprawę i chwilę dla siebie.
....скоро рассвет, выхода нет...
a żeby nie było za dobrze, psuje się pralka. złośliwość rzeczy martwych. a mnie nie pozostaje nic innego, jak zakasać rękawy i 'zaprzyjaźnić się' z miednicą.
i nie zapomnieć:
don't say that later will be better

środa, 2 grudnia 2009

teraz my



no i figa :)


zamiast snu - szeroko otwarte olbrzymie niebieskie oczyska. i wielki apetyt. w końcu mam już prawie 4 tygodnie. prawie panna na wydaniu jestem.

hmmm.... zaczęłam pisać posty z pozycji Wiewióra. zły znak? rozdwojenie jaźni? tak szybko? heh - przyjmijmy lepiej, że to moje 2'gie ja.
ok?

wtorek, 1 grudnia 2009

sinusoidalnie

kiedy człowiek ma nadzieję, że już już będzie dobrze, że wchodzimy na dobre tory - bach. wczoraj spała jak w zegarku szwajcarskim, dziś- jak w ruskim :>. znaczy różnie. próbuję nie zwariować i tłumaczę sobie, że to może przez pełnię. a więc dziś lekko w dół.
ale wiem, że nie jestem sama. i to krzepi. gdyby nie mama .... eh, nie warto nawet mówić.
a w skrzynce list od Csilli. i aż ciepło się na duszy robi.i ze wzruszenia moczę łzami główkę Wiewióra, co mu się wcale nie podoba. żałośnie postękuje i wypluwa smoka. to jej 'jedyny przyjaciel', gdy mama ociąga z karmieniem, albo coś ją boli.
nasz mały człowieczek. trochę, jak lalka, ale już z charakterem i potrzebami.
i jakoś tak niepostrzeżenie przyszedł grudzień.nie chce się wierzyć. może przez tę pogodę? a może przez Wrednego? nie umiem dokładnie powiedzieć.
i już choinki, i mikołaje i jemioła.
i mały Elfik w koszyczku. Święta to czas cudów. zdecydowanie.