MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 29 września 2009

i gotta stay true

i po weekendzie. intensywnym i heh, ostatnim takim w obecnym stanie rzeczy. wszystko załatwiliśmy i to jest plus. na minus wychodzi to, że żyję zbyt intensywnie i wg lekarki czas obniżyć tempo, jeśli nie chcę wylądować w szpitalu. nie chcę. więc zwolnię.
w czasie drzwi otwartych na porodówce (hmmm, widać nie tylko salony samochodowe je urządzają) okazało się, że mój pomysł na poród (zasnę i obudzę się z dzieckiem u boku) nie jest ani nowy, ani oryginalny. tak, jak podejrzewałam :). i wszędzie dzikie tłumy - czyżby wszyscy zdecydowali się na dzieci w tym samym czasie? nie ma to, jak dobrze trafić, co?
na czas przyjazdu Mishy zarzuciłam czytanie książki żony Johna Lennona. interesująca pozycja, polecam. mogę nawet pożyczyć, jeśli nie straszny komuś język - jest po rosyjsku. dobrze chociażby 'liznąć' czegoś, co naprawdę kręci Mishę. on wie o Beatles'ach wszystko. ja nie wiedziałam nic. teraz mam choć blade pojęcie о чём речь. jasne, że jednostronnie, ale zawsze coś. i czas poszukać na YouTube. ...

piątek, 25 września 2009

one dream

rok temu się obroniłam. a dwa miesiące temu lało jak z cebra i wychodziłam za mąż. dopiero dwa, czy aż dwa? tylko rok, czy aż rok?
a dziś wreszcie przyjeżdża Mishuś :). dziwne, ale chyba w to nie ... wierzę. naprawdę. to jest jak żart, albo kard z filmu. i to już ostatni raz, kiedy jesteśmy we dwoje. we dwoje praktycznie :) eh!!!
a schodząc na ziemię. wczoraj odebrałam paszport. spociłam się przy tym jak mysz, bo moje odciski palców im się nie zgadzały. grrrr!!!! niemiłe uczucie. i jeszcze to zdjęcie. na pytanie urzędniczki "Czy to pani?" odpowiedziałam szybciej niż pomyślałam: "niestety". ale za to mam czyściutkie 27 stron na ruskie wizy :P i nadal swoje nazwisko - w końcu zrobiłam taaaaaaaaaaaką karierę, że nic tylko przy nim zostać.

wtorek, 22 września 2009

?

krk - gdzieś w tle przemykał Turnau ;)
dzień jak dzień. jesień okazała się jednak łaskawa i jest ciepło (ba- nawet bardzo). w centrum pełno turystów - już zapomniałam, że tak jest zawsze na Rynku. młodzi, starsi, wszędzie robione zdjęcia, jazgot, ale taki swojski, nasz, krakowski.
małe ploty z Moniką na Brackiej w drewnianej, szkolnej ławie. cudowne uczucie - siedzieć sobie tak, gadać, wspominać i 'podglądać' ludzi. i zastanawiać się gdzie idą, kim są ... taaak. za długo siedziałam na słońcu, co? :)
a w domu gg i wiadomość, że ... hmmm. można wziąć rozwód po 4 latach małżeństwa. nie- ja wiem, że można. ale jakoś tak w teorii. ale żeby w praktyce? w głowie pojawiają się myśli od 'teraz nie ma dobrych małżeństw' po skrajne typu 'miłość nie istnieje'. aaaaa!!! zwariować można. ludzie!!! to co ja mam powiedzieć, jeśli my jesteśmy - z przymusu, ale jednak- małżeństwem z rodzaju korespondencyjnych? bo - hahaha- widzimy się raz na miesiąc. brrrrr!!!
nie chcę widzieć, nie chcę czuć ....
stop!!! stop! stop.
nam się uda. prawda?

poniedziałek, 21 września 2009

a girl like me

optymizm.spokój spłynął na mnie po wczorajszej wizycie u położnej. damy radę. dzieci przychodziły na świat od zawsze i będą to robić. a teraz po prostu moja kolej i już.
optymizm. narzekać byłoby /jest grzechem.
a, że ja to ja. no cóż - tak się denerwowałam przed spotkaniem, że zapomniałam karty ciąży. bardzo mądre posunięcie. w końcu lekarze po coś to prowadzą, nie? nie tylko dla kolorowej okładki :P
ok, czas na ćwiczenia. trzeba Fasolkę przyzwyczajać do ruchu.
później: heh, kupowanie ciuchów zawieszone do odwołania. a przynajmniej rzeczy zapinanych. refleksja o tyle na czasie, że dziś w przymierzalni w indyjskim bluzka ...eeee.. eksplodowała na biuście. znaczy guzik. a to L'ka była. gdzie te czasy, kiedy byłam mniej ....hmmmm... gabarytowa, co?
czas zebrać myśli. i odebrać jutro pasztet...... tfuuuuuu!- paszport :)

piątek, 18 września 2009

true colours

dziś za oknem pejzaż już jesienny - niestety w palecie barw zaczynają przeważać żółty i pomarańczowy ogłaszając koniec lata. a wydaje mi się, że dopiero co był marzec i tyle nadziei na wiosnę i czerwiec, lipiec ....
zabawne, jak bardzo człowiek jednak potrafi się zmienić. kiedyś nigdy bym nie przypuszczała, że będę mogła mieć tak niepoukładane życie. a jednak. plany? na razie - nie zwariować w związku z listopadem. potem? trudno określić. na pewno Moskwa, ale kiedy dokładnie - nie wiem.
mechanizm 'cudzego' czasem włącza się na pełny regulator - coś w tym jest, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. plus znów co by było, gdyby .... a tak, to można w nieskończoność. tak tak - mały spadek formy w związku z ... hmm. ... no właśnie z czym?
za tydzień przyjeżdża Misha. brzmi jak dobry żart. ale w realu oznacza, że to już miesiąc, jak wyjechałam z RF.... i że w tym roku koniec roku spędzę tu, w Krk.
........перемен.... перемен требуют наши глаза ......

środa, 16 września 2009

pit-stop czyli na bocznicy

siedzę sobie na bocznicy zawodowej. nie kryję się z tym - mamy to od dawna czarno na białym. nie powiem, żebym byla stanem takim zachwycona, ale tak pewnie ma być. teraz czas Fasolki.
zabawne, ile myśli krąży w mojej głowie. odnośnie bycia potrzebnym/niepotrzebnym, o dojrzałości i niedojrzałości do pewnych stanów i decyzji. o tym, że czasem trudno pogodzić się z jakimś stanem rzeczy, bo zawsze wydaje się, że inaczej byłoby lepiej. tylko ileż można gdybać? żyje się tu i teraz. i cały czas można czegoś nauczyć.
a to tego, że ludzie bywają różni i naprawdę niewiele można z tym zrobić. tego, że prawda jednak wypływa na wierzch - czasem długo to trwa, ale jednak. a dziś np. tego, że są jeszcze ludzie uczciwi i nie bojący się mówienia prawdy. i za to szacun :) , żeby nie brzmiało tak patetycznie.
a żeby nieco odetchnąć od powagi i dorosłości przez duże D. - pięknie żegna się z nami lato. słonecznie i nastrojowo. i nawet Fasolka się już uspokoiła - po dawce pseudo-rosyjskiego języka ze wspominanej pracy z hist.lit biedne dziecko przeżywało szok. poznawczy. dała o sobie znać krew nejtiva ;)))))
obiecuję - już nie będę :)

wtorek, 15 września 2009

historia z małpą w tle

z małpą i gwoździem. pochodzi z poniedziałku, który okazał się typowo 'poniedziałkowy', czyli szewski. sypało się jedno za drugim.
najpierw płonące gniazdko w przedpokoju. nie wspomnę o zapachu... aromat spalenizny jest taki... (brak słów). tak więc brak prądu w połowie mieszkania - radia sobie nie posłuchasz.
potem c.d. historii z nietrafioną pracą z literatury - donos do sekretariatu i powtarzanie roku dla zamawiającego. ja nie tłumaczę faceta- kupowanie prac to kryminał. pisanie też. a więc ręce związane - przecież nie pójdzie z tym na policje, bo on też oberwie. tylko hmmm.... jakoś tak nieelegancko (super eufemistyczne podejście do tematu).....
no i numer 3 na liście, czyli porysowane gwoździem auto M. nie warto się zastanawiać 'czemu?'. no dlaczego nie, jeśli ktoś zajął czyjeś 'zaplute i zaklepane' miejsce parkingowe? eh. Kraków - kulturalna stolica PL. gdzie gwóźdź zastępuje pędzel, a płótno ...karoseria.
o numerze 4 nie wspominam. polecam tylko nie korzystać zbyt często z kart do tańszego dzwonienia za granicę. bo mogą zwiędnąć uszy. naprawdę.
a Fasolka sobie pływa i domaga się cytrynowego ptasiego mleczka ...takiemu to dobrze :)

niedziela, 13 września 2009

to nie tak, jak myślisz

chyba jednak nie jestem taka stara. odkryłam, że dopadł mnie syndrom sesyjno-przedegzaminowy. "mam jeszcze kupę czasu". tym razem na czytanie książek dla rodziców. leżą sobie obok 'Kody Da Vinci" po rosyjsku i pokrywają się kurzem. no przecież zdążę. czasem nawet wyciągnę rękę w tym kierunku, ale zawsze zatrzyma mnie coś innego - jak nie wspomniany Kod, to Newsweek.
chociaż z drugiej strony - pewne rzeczy mam już za sobą. wypadłam - powiedzmy to sobie otwarcie - z rynku randkowego. i nie chodzi o to, że mi czegoś brakuje. bo nie. tylko ... heh... teraz tylko uśmiecham się do siebie, kiedy widzę obściskujących się po ławkach nastolatków/ki (???czasem trudno wyczuć ;)).
może ja mam złe wrażenie, ale kiedyś (jakieś yyyy 3-4 lata temu) było inaczej. kiedy chciało się potańczyć, to się ubierało koszulkę i jeansy i szło do Gorączki. teraz bez lansu, jak na bal nie da rady. jak widzę te zdjęcia z klubów - boshe! 16'tki wyglądające na 30'tki po przejściach. cel - nie zabawa, a podryw. brrrr. starość puka do drzwi? nie!!!!!!!!!!! nie dajmy się zaszufladkować ;)

sobota, 12 września 2009

umysłowej impotencji czas

wczoraj minęło 8 lat od WTC. już tyle. może to śmieszne (chyba raczej żałosne), ale jedyne, co pamiętam to .... eh. byliśmy w liceum - nikt nie wiedział, jak się zachować na lekcjach. Gas jakoś tak zgrabnie omijał temat na fakultecie z geo. tego dnia miała być klasówka z fizyki - jasne, że nikt się na nią nie nauczył - wszyscy byłi przylepieni do telewizorów - Ameryka padła na kolana na naszych oczach. a tu niespodzewanka - nasza nieodżałowana wychowawczyni wypaliła coś w stylu: piszemy - ci ludzie woleliby pisać klasówkę z fizyki. heh. na pewno. tylko czy to były właściwe słowa? w sumie nie powinnam się dziwić. to był 'ten' styl - zawsze jakoś tak wychodziło, że nie mogliśmy się z nią dogadać. humaniści i umysł ścisły.
w radio 'God bless America'.
muszę zmienić nieco nastrój posta - po telefonie M. naprawdę poprawiła mi humor. obie zaśmiewałyśmy się (przez łzy w sumie), jak można wziąć od kogoś 500 zł za 4 strony wypracowania i ...spaścić na całej linii. tak, że praca została odrzucona z wykrzyknikami - wszystko źle- język, przypisy, bibliografia. ba- autorka nawet tematu nie zrozumiała :). powiecie - bywa. ja się zgodzę. tylko ...hmm. ona ma dyplom mojego wydziału i zaszczytny (czyżby?) tytuł mgr. zastanawiam się czy to bezbrzeżna głupota, czy bezkrytyczność wobec siebie... heh. a ja czasem mam wątpliwości, czy mogę kogoś uczyć ruskiego. chyba powinnam sobie odpuścić ;)))).

czwartek, 10 września 2009

powiesz mi, że to fakt/ powiem Ci, że to obciach

tym razem będzie o piłce. podobno jest okrągła, a bramki są dwie. no to jeszcze raz- o polskiej piłce. i .... wcześniejsze stwierdzenie traci sens. wczoraj (by nie być brutalnym i złośliwym stworzeniem, skupię się na 09.09.09) bramka była praktycznie jedna. nasza. szkoda tylko, że nie niewidzialna.
ja naprawdę lubię futbol. i nie od święta. po prostu lubię. interesuję się (teraz nieco mniej), oglądam. no dobra- moja ulubiona reprezentacja to ... Holandia (mało patriotycznie, wiem) od 1996!!!! klnę i ogryzam paznokcie, kiedy grają. a potem pokazują 'naszych' i eeeee.....yyyyy.... eh. szkoda.
trochę śmieszą mnie wczorajsze komentarze Engela - winny jest tylko Leo. hm. jasne. stwierdzenie 'nasi chłopcy są świetni' wywołało u mnie jeden odruch - zgaszenie TV, i jedną myśl: przyganiał kocioł garnkowi. a akcja Laty z publicznym wylaniem trenera - brak słów. tak się nie robi - zwykły brak kultury i obycia....
no - żółć wylana :) to takie polskie, prawda?

wtorek, 8 września 2009

prezenter'qa

a foto ze strony demotywatory.pl - by żyło się ... lżej ;)

M. ma idealną mamę. wszystko ma i niczego nie potrzebuje. tak wychodzi - i nie wiadomo tylko co kupić jej na imieniny/urodziny/ itd. a może to nie tak? może to my zbyt mało wiemy o naszych rodzicach? co ich tak naprawdę cieszy, o czym marzą... Pamiętam, jak raz - dawno temu - uszczęśliwiliśmy naszą Mamę ...(tu płonę za wstydu) rękawicą kuchenną i zestawem ścierek. na urodziny. no co? przecież Mama stale jest w kuchni. jest. ale może to nie jest jej hobby....
i nauczyłam się jednego - prezenty powinny być .... hmmm, jak to ująć. z polotem. to nie do końca to słowo, ale już bliżej jestem. hmmm.... - nie bądźmy do bólu praktyczni - ot i co. patrzmy, słuchajmy. aaa - i nie kupujmy rodzicom tego, co sami chcemy. znam tę minę po tekście: 'To kupimy Ci chomika"... :)

poniedziałek, 7 września 2009

podpisuj dni imieniem swym..

w wolnym rozumieniu - ciesz się życiem. i nie narzekaj, bo naprawdę nie jest źle.
do takich refleksji - brzmi trywialnie, ale jednak - zmusiło mnie przeczytanie artykułu o chorej na raka Paulinie (dodatek Kobieta do Newsweeka). dziewczyna ma 23 lata i raka, którego nie podejmują się operować w PL. a ona się nie poddaje. tyle w niej siły i woli walki. i prawdziwego optymizmu, mimo, że żyje na bombie z opóźnionym zapłonem.
weszłam na jej bloga (http://www.paulapruska.blogspot.com/) i hmmm... ja narzekam na kurs dolara. a co ma powiedzieć jej rodzina?
i tak sobie pomyślałam ... może tym razem ruszę się i coś zrobię. znaczy - wpłacę. bo to nieludzkie wydawać na kolejną szmatę w tej perspektywie. a może nie powinnam o tym pisać, tylko po prostu to zrobić? ....niech nie wie Twoja lewa ręka, co czyni prawa.
wyszło słońce. łatwiej jakoś z nim żyć - pozytywniej. czy mieszkańcy południa Europy są radośni, bo stale je mają? a nie na 3 miesiące w roku (przy dobrych wiatrach, jak my). i mają lepszych piłkarzy (miałam i o nich pisać, ale po co się powtarzać i żółć wylewać?) i lżejszą kuchnię. i hahahaha - Berlusconiego :)))))

piątek, 4 września 2009

............biały miś...................

'hej dziewczyno, spójrz na misiaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!
nieszęśliwego, białego misiaaaa....'
i zapachniało weselem. jeśli od radia może pachnieć ;). a potem jeszcze Newsweek i artykuł o nowobogackich zwyczajach ślubnych. czyli biznes się kręci.
a ja dla odmiany zamiast o tańcach muszę myśleć o zmianach fizycznych. przyzwyczaić się do zmian wywołanych Fasolką. nie mogę już swoim zwyczajem biegać (ja podobno nie chodzę, a właśnie biegam ... biegałam), ani spać na brzuchu. ani siedzieć. jasne, że to czasowa zmiana. ale jakoś tak czuję się nieco niepełnosprawna. przesadzam? pewnie tak. kto powiedział, że zawsze będzie tak samo? zmniejszenie dynamizmu wyjdzie mi na dobre - może będę mniej nerwowa. jak to mawia Misha - "Маш, перестань шиншиллить!!!' (w wolnym tłumaczeniu: Maria, przestań się rzucać!!).
ale dziś rano miałam fazę 'bez kija nie podchodź' - niestety, powiedzieć, co dokładnie wyprowadziło mnie z równowagi nie potrafię. zmienne nastroje? wolnego - ileż można na to zwalić? ale za to tę swoistą energię wykorzystałam przy porządkowaniu pokoju. wywaliłam notatki ze studiów. tylko zajmują miejsce - nie oszukujmy się: nie zanosi się na to, że będą mi potrzebne. zostawiał tylko ruski. oprócz zeszytów z 1 roku. wystaraszyła mnie ilość błędów na .... pierwszej stronie ;). strach się bać, co byłoby dalej.


czwartek, 3 września 2009

między pocztą a pralką

dziś rano jak zwykle się pomyliłam - liczyłam naiwnie, że o 8 rano nikogo nie będzie na poczcie. niedoczekanie. i nieważne, że awiza wydają we wszystkich (aż 2!!!) okienkach. kolejka i tak jest do tego, gdzie nadaje się paczki. a akurat ten interes sprowadził mnie do okienka. no dobra- awizo też. wreszcie przyszły moje okulary, zamówione w internetowym butiku. (wychodzi taniej z dostawą do domu, niż w sklepie). a nieco się bałam, że:
a) nie dostanę ich wcale
b) dostanę cegłę
c) lub np. zestaw do lewatywy (pan w radio wczoraj opowiadał...)
ale jest dobrze :) - nawet bardzo.
a pralka? hmmm. jest tak wodo i energooszczędna, że trzeba co chwilę dolewać do niej wody, jeśli nie ma się ochoty drapać cały czas. czynność wymóżdżająca (dolewanie), ale warto się pomęczyć. przynajmniej nikt nas nie posądzi o brak higieny (sic!).
coś i tu śmierdzi ..... yyyyyyyyy...czyżby placek się przypalił?....

środa, 2 września 2009

wpis dyplomowany

proszę Państwa- można mi gratulować. dziś, prawie rok po obronie, odebrałam dyplom. jakiż wzruszający moment! już nigdy (tfu tfu!!! przez lewe ramię) nie przestąpię progu IFWsch jako ... studentka. eh!!! jeśli naturalnie Panie z sekretariatu czegoś nie pomieszały i nie będę wzywana na dywanik.
5 lat nauki i 3 litery (bez kropki!!!) przed nazwiskiem są. i cały spis ocen z zaliczeń ze studiów.... Eh, bo jeszcze dostanę wyrzutów sumienia, że Leksykografię i leksykologię zdałam na 3. wolnego - co to kogo obchodzi?:)
i ta cudowna okładka - musztardowa. Прелесть какая!

wtorek, 1 września 2009

(elektroniczne) fotoramki

jako super prezent z okazji __________(można wpisać co się chce: wesele, urodziny itd). bo przecież każdy marzy o czymś takim. Misha dostał na 30'tkę. G. i M. z okazji ślubu. nic lepszego niż taśmowe oglądanie ... siebie i ...siebie. no chyba, że załadować widoczki :) u mnie wywołuje jedno skojarzenie - łapie kurz. przyziemne? nie. życiowe.
dziś 1 września. od 6 lat mnie już nie dotyczy. nie tęsknię do tych czasów, ale jakoś tak dziwnie się na sercu robi. czyżbyśmy się starzeli? za 5 lat poślę swoje dziecko do szkoły, więc bliżej mi znów do szkoły, niż dalej. i do dzwonków, planów lekcji, za ciężkich zawsze tornistrów. ciekawe, jaki jest szkolny świat z perspektywy rodzica...