MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 31 grudnia 2010

HAPPY NEW YEAR/ С наступающим!

jako że Święta minęły zbyt szybko i nie zdążyłam wszystkiego ogarnąć, a bloga zaniedbałam - chciałabym życzyć wszystkim Czytelnikom w 2011 Roku pogody ducha, zdrowia oraz tego, byście zawsze znajdowali się w dobrym miejscu o właściwym czasie.

postanowienia noworoczne?
hm...............................................

nie zaniedbywać. niczego. w szeroko pojętym znaczeniu tej kwestii.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

gdzieś między Berlinem, a Moskwą

dobiega końca kolejny już etap 'Moskwa'. tym razem sama nie wiem, kiedy i jak mijały mi dni - niby wszystkie takie same, ale jednak jeden do drugiego niepodobny. nawet nie miałam czasu zatęsknić, ponarzekać na samotność - Wiewiór nie dał mi się nudzić. krótkie chwile jej dziennego snu poświęcałam najpierw na ćwiczenia i roboty sprzątaniowo-kuchenne, ale potem w moje ręce wpadł "Wiedźmin' Sapkowskiego. o ironio - po rosyjsku. od razu mówię - tłumaczenie jest kiepskie, ale wciągające. tak więc zdradziłam bloga i nieco zaniedbałam (o zgrozo!) obowiązki domowe z Wiedźminem.
jutro ostatni dzień, czas zbierać graty i dopinać walizkę. i niczego nie zapomnieć.
chciałabym powiedzieć, że ten wyjazd pozytywnie odmienił mój obraz Moskwy.... hmmmm. tak - jest inaczej - to prawda. ale może dlatego, że nie mam czasu na łażenie, przyglądanie się, słuchanie. zawsze na spacer i do domu. czasem - rzadko - do sklepu (głównie po ukochane paluszki Tlimaka). moja 'mała Moskwa' to plac zabaw. tutaj obcokrajowcy wszelkiej maści trzymają się razem. Rosjanki, a szczególnie te z Moskwy (Moskwiczki? Moskwianki?) z nami - NIEtubylcami - nie gadają. to przykre, ale tak jest. dla nich wschód czy zachód - co za różnica - gadasz z akcentem - spadaj.
dobra - bo spali mi się kolacja. nie jestem pewna, czy jutro uda mi się pobawić w pisanie. jeśli nie - następne wydanie 'Masha in Rasha' już z PoLandu...

czwartek, 16 grudnia 2010

kokainowy królik

plan był taki: Wiewiór śpi, a ja piszę pozytywnego posta, o tym, jak to cudownie jest każdego dnia przyglądać się jak dziecko się rozwija, jest coraz bardziej 'człowiekopodobne'. niestety mały ludź nie usnął i aktywnie przeszkadza mi w wypełnieniu owego planu. teraz np. wali łapkami w świecące się na obudowie laptopa jabłko. no rewelacja.
że też nie zainteresuje się ... kokainowym króliczkiem. spokojnie - on tylko śmieje się, jakby było na haju, jest perwersyjnie różowy i przywiózł go nam Tata Mishy. choć jeśli mam być szczera los zająca dzielą wszystkie zabawki - o wiele bardziej zajmujące są łyżki, garnki, wałek i pokrywki. a już szczytem marzeń Aleksy jest kopanie w ... koszu na śmieci. oczywiście jej na to nie pozwalamy, ale aż strach się bać, co by było, gdyby... z perspektywy takiego dziecka świat jest taki pasjonujący, a niczego nie wolno. nie dotykaj, nie ruszaj, zostaw, odejdź, chodź tu natychmiast itd.
zapomniałabym o moim 'ulubionym' i powtarzanym do znudzenia' NIE BIERZ DO BUZI!!!!!'. zwariować można.

piątek, 10 grudnia 2010

sleeping beauty

dziś chyba pierwszy raz od urodzenia Wiewióra przespałam całą noc. nikt, kto tego nie przechodził, nie wie, o czym mówię. wow. aż dech zapiera - zero poprawiania smoka, przykrywania i odkrywania itd. chciałabym wierzyć, że będzie to tendencja stała, ale wolę nie obudzić się z - hahaha - ręką w nocniku.
to taki miły akcent po wczorajszej wizycie z Ambasadzie PL w Moskwie. cóż - do europejskich standardów jeszcze trochę tam brakuje. a 'trochę' robi wielką różnicę. tak więc pracownikom tej instytucji dziękujemy za stanie na mrozie i obsługę na ulicy przez okienko. grunt to perspektywa - punkt widzenia zależy od miejsca, w którym się siedzi, prawda?
a za oknem zamiast białej kołderki - mokre plamy kałuż. оттепель!

wtorek, 7 grudnia 2010

медвежата







Miedwiediew w Polsce, ja w Moskwie. taka mała zamiana miejsc. i on i ja budujemy stosunki RF- PL, każdy na swoim poziomie. mam tylko nadzieję, że on nie odwiedza polskich demotów, bo mógłby się poczuć dotknięty ;)

dziś dla odmiany - zamiast słów - obrazy.
cosik nie ładuje jak trzeba - jutro ponowię próbę :)

piątek, 3 grudnia 2010

new horizon

w Rosji zima pełną gębą - standardowo ok. 25 stopni na minusie. od czasów Łotwy prawie już zapomniałam, jak to jest, kiedy nie da się wytrzymać na polu więcej niż 10 minut. jeszcze dobrze, kiedy świeci słońce, ale zazwyczaj go nawet nie widać spoza grubej warstwy dymu, smogu i chmur. jak okiem sięgnąć kominy, bloki i miasto ciągnące się bez końca, za horyzont. tak więc życie rozgrywa się głównie w czterech ścianach, ciepłych i własnych ( będąc dokładnym: mojej szwagierki).
nie wiem, czy kiedykolwiek się przyzwyczaję do tutejszego - nazwijmy to tak - stylu bycia. zero 'dzień dobry', 'proszę', 'dziękuję', czyli jak to mawiał Timon - kindersztuby. nie, żebym była jakaś nadwrażliwa, czy coś, ale w PL rzadziej sama znoszę wózek po schodach - tu faceci tylko się gapią. jeśli ktoś się do Ciebie uśmiecha na ulicy, to:
a) jest to obcokrajowiec z zachodu!!! - dotyczy centrum miasta
b) właśnie podrywa Cię jeden z przedstawicieli ludów Kaukazu
c) uważaj, bo z tyłu ktoś Cię okrada,
d) mogłam pominąć wariant zwyczajny, typu 'śmiesznie się ubrałam', gdyż nieco by mi uwłaczał...chociaż, czy ja wiem?

chciałabym móc zobrazować czasem coś zdjęciem, ale niestety kabel został w krk, a Mac nie ma czytnika kart. tak więc póki co -słowa, słowa, słowa.