MOSCOW CITY, RUSSIA

poniedziałek, 20 grudnia 2010

gdzieś między Berlinem, a Moskwą

dobiega końca kolejny już etap 'Moskwa'. tym razem sama nie wiem, kiedy i jak mijały mi dni - niby wszystkie takie same, ale jednak jeden do drugiego niepodobny. nawet nie miałam czasu zatęsknić, ponarzekać na samotność - Wiewiór nie dał mi się nudzić. krótkie chwile jej dziennego snu poświęcałam najpierw na ćwiczenia i roboty sprzątaniowo-kuchenne, ale potem w moje ręce wpadł "Wiedźmin' Sapkowskiego. o ironio - po rosyjsku. od razu mówię - tłumaczenie jest kiepskie, ale wciągające. tak więc zdradziłam bloga i nieco zaniedbałam (o zgrozo!) obowiązki domowe z Wiedźminem.
jutro ostatni dzień, czas zbierać graty i dopinać walizkę. i niczego nie zapomnieć.
chciałabym powiedzieć, że ten wyjazd pozytywnie odmienił mój obraz Moskwy.... hmmmm. tak - jest inaczej - to prawda. ale może dlatego, że nie mam czasu na łażenie, przyglądanie się, słuchanie. zawsze na spacer i do domu. czasem - rzadko - do sklepu (głównie po ukochane paluszki Tlimaka). moja 'mała Moskwa' to plac zabaw. tutaj obcokrajowcy wszelkiej maści trzymają się razem. Rosjanki, a szczególnie te z Moskwy (Moskwiczki? Moskwianki?) z nami - NIEtubylcami - nie gadają. to przykre, ale tak jest. dla nich wschód czy zachód - co za różnica - gadasz z akcentem - spadaj.
dobra - bo spali mi się kolacja. nie jestem pewna, czy jutro uda mi się pobawić w pisanie. jeśli nie - następne wydanie 'Masha in Rasha' już z PoLandu...

Brak komentarzy: