MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 3 grudnia 2010

new horizon

w Rosji zima pełną gębą - standardowo ok. 25 stopni na minusie. od czasów Łotwy prawie już zapomniałam, jak to jest, kiedy nie da się wytrzymać na polu więcej niż 10 minut. jeszcze dobrze, kiedy świeci słońce, ale zazwyczaj go nawet nie widać spoza grubej warstwy dymu, smogu i chmur. jak okiem sięgnąć kominy, bloki i miasto ciągnące się bez końca, za horyzont. tak więc życie rozgrywa się głównie w czterech ścianach, ciepłych i własnych ( będąc dokładnym: mojej szwagierki).
nie wiem, czy kiedykolwiek się przyzwyczaję do tutejszego - nazwijmy to tak - stylu bycia. zero 'dzień dobry', 'proszę', 'dziękuję', czyli jak to mawiał Timon - kindersztuby. nie, żebym była jakaś nadwrażliwa, czy coś, ale w PL rzadziej sama znoszę wózek po schodach - tu faceci tylko się gapią. jeśli ktoś się do Ciebie uśmiecha na ulicy, to:
a) jest to obcokrajowiec z zachodu!!! - dotyczy centrum miasta
b) właśnie podrywa Cię jeden z przedstawicieli ludów Kaukazu
c) uważaj, bo z tyłu ktoś Cię okrada,
d) mogłam pominąć wariant zwyczajny, typu 'śmiesznie się ubrałam', gdyż nieco by mi uwłaczał...chociaż, czy ja wiem?

chciałabym móc zobrazować czasem coś zdjęciem, ale niestety kabel został w krk, a Mac nie ma czytnika kart. tak więc póki co -słowa, słowa, słowa.

Brak komentarzy: