MOSCOW CITY, RUSSIA

sobota, 30 kwietnia 2011

tea time







było o Mashy, teraz będzie o Rashy:)
dziś wreszcie dotarliśmy dalej, niż do najbliższego placu zabaw, czyli w tym wypadku do miejsca zwanego Sad Ermitazh.
mnie jakoś niespecjalnie przypadł do gustu - może dlatego, że nie jestem fanką obserwowania sesji ślubnych w tzw. 'russia style', czyli im więcej na sobie, tym lepiej. a tak wracając do tematu - pogoda niby dopisała, ale wiatr stale przypomina nam gdzie jesteśmy, czyli zimy cd, tak więc udaliśmy się na rozgrzewającą zieloną herbatę do tamtejszej uzbeckiej restauracji. wszystko fajnie, ale wolę wiedzieć o co chodzi w menu, więc mimo głodu poprzestałam na napojach bezalkoholowych. mimo wszystko polecam, bo czas spędziliśmy miło.

aktualizacja: czas na kolejną część misji 'zęby'. Wiewiór znów ma znajome objawy....

ру: сегодня мы наконец-то покинули нашу ближайшую детскую площадку и попали в Сад Эрмитаж. мне он не совсем понравился, но я просто не фанат свадеб в русском стиле. зато чай в местном Узбекском ресторане мне показался очень вкусным. жаль только, что я не поняла половину содержания меню.
к сожалению у Вевюра опять знакомые симптомы - зубы меня преследуют!

piątek, 29 kwietnia 2011

you can't hurry love!!!!

bliski zamiennik misia - świnka :)
mama i ja
mój kościół
wielbicielka jabłek :)
zaraz wejdę!!

tak się wzruszyłam ślubem Williama i Kate, że starciłam dar mowy ;) - dziś obrazy.
ру: я так расчувствовалась во время свадьбы принца Вилиама, что я потеряла дар речи :Р - сегодня картинки.

czwartek, 28 kwietnia 2011

mmm mmm mmm mmm

co delikatniejszych proszę o pominięcie tego posta, bo wkraczamy na grząski grunt.
ostatnio na tapecie jest nocnik. to jakaś masakra... po początkowej serii sukcesów dopadł nas kryzys i mam ochotę rzucić (!!!???!!! cóż za wyczucie!!) tym wszystkim w cholerę. jeszcze trochę i będzie mi się to śniło po nocach. ach, ach, te uroki macierzyństwa!
A żeby się nieco oderwać od tematu: chodzę z Wiewiórem dwa razy na spacer w celach towarzysko - rekreacyjnych. Wredny lata jak kot z pęcherzem to tu, to tam, a ja mam przynajmniej do kogo gębę otworzyć - każda z mam marzy o tym, żeby się wygadać. bez względu na granice i przynależność rasową, problemy i radości wszędzie takie same: je/nie je, śpi/nie śpi, kaprysi/dokazuje/nie słucha, JUŻ mówi/JESZCZE NIE mówi itp, itd.
a tymczasem za oknem - czyżby miał spaść deszcz? why?!!!
ps - od dziś także wersja ru.

рус.: главной темой в последнее время стал горшок. в начале все было просто замечательно, но сейчас ничего у нас не получается. еле сдерживаюсь, чтобы всего этого не бросить на ... Чтобы немножко отдохнуть, хожу гулять и общаюсь с другими мамашами - у всех такие же проблемы и радости.

wtorek, 26 kwietnia 2011

no place in the world that can compare

kolejny ciepły dzień za nami. drugi bez Mishy, który do piątku jest na delegacji w Kazachstanie. kiedyś bym to bardziej przeżywała, ale teraz nawet nie mam czasu na tęsknienie - Wiewiór usilnie stara się dominować w naszym 'związku'. z różnym skutkiem.
to prawda - Moskwa nigdy nie śpi (już to chyba kiedyś pisałam). klaksony słychać zawsze, wszędzie i o każdej porze. jakby ludzie nie potrzebowali snu i ukojenia. znajome dźwigi (te, co za oknem) pracują od 8 do zapadnięcia zmierzchu, czyli do jakiejś ... 22 - 22.30. jeśli masz pieniądze załatwisz wszystko - dosłownie wszystko - bez przerw i zastojów. chociaż hmmm..., to wcale nie jest takie złe. wierzcie, albo nie, ale mój mąż ma talent. naprawdę. zawsze coś ... sknoci. a to zapomni paszportu ('to i tak mało - ja tak dużo latam' :>>>), a to komórki (przyleciał na nasz ślub bez niej, bo po co?) itd. ale w Wielkanoc przeszedł sam siebie. ostatnio psuł nam się zamek w drzwiach, ledwo ledwo udało mu się otworzyć z zewnątrz i co zrobił, jak wszedł? tak - zamknął drzwi oczywiście na TEN zamek!!! nie muszę chyba dodawać jak bardzo byłam wściekła, kiedy wróciłam ledwie żywa z kościoła, chciało mi się pić, jeść itd. i nie mogłam dostać się do mieszkania. grrrr! całe szczęście, że po jednym telefonie - biedniejsi co prawda o trzy stówy, ale co tam - facet szybko przyjechał i rozprawił się z zamkiem ... wytrychem. to się nazywa 'fach w ręku'. nic dodać nic ująć.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Cause I may be bad, but I'm perfectly good at it


POświęceniu jaj :)

Panowie i Panie - postanowiłam wrócić na łono bloga - kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie cieszy mnie pisanie. no dobra - nie będę/chcę kręcić - wena wreszcie znów mnie nawiedziła.

u nas można by rzec po Świętach. mało tego - niektórzy nawet w ferworze walki nie zauważyli, że takowe w ogóle były, mimo, że w tym roku katolicka Wielkanoc i prawosławna Pascha przypadły w ten sam dzień. pobliskie budowy pracują pełną parą, ludzie biegają, biznes się kręci. nareszcie też Bóg sobie o nas przypomniał i temperatura opuściła rejony zera na rzecz przyjemnych 15 na plusie. no i mamy SŁOŃCE!!! ha! gdyby jeszcze tylko Wredny na chwilę dał mi się nim nacieszyć - a tak... spacerujemy dwa razy dziennie, żeby zechciała zasnąć jak człowiek, a nie wiercić się, jak fretka czy coś w ten deseń.
ooo, Wiewiór chyba zamęczył Tatusia, bo z pokoju obok dochodzą podejrzane odgłosy :)

piątek, 22 kwietnia 2011

Nie zna śmierci Pan żywota - Христос воскрес!!!



nie wiem, jak będzie z moim wolnym czasem jutro, więc składam Wszystkim Czytelnikom życzenia już dziś.

Radosnych świąt Zmartwychwstania Pańskiego oraz Błogosławieństwa Bożego!!!


ps - jaja mojego autorstwa :)

piątek, 15 kwietnia 2011

Baby I have no story to be told

Jestem złą matką. chyba.
czasem nie potrafię w sobie znaleźć tyle cierpliwości i wytrwałości, ile trzeba. wkurzam się, denerwuję, walczę i co dzień od nowa to samo. czasami nie mogę zrozumieć jak można jednocześnie kogoś kochać tak bardzo i tak się na niego złościć. to chyba przez tą klatkę codzienności... bo nikt nie spędza z dzieckiem tyle czasu, co matka. i to jej przypadają w udziale obok tych cudownych i te gorsze momenty. plus nauka dosłownie wszystkiego od podstaw, będąca pracą nieomal syzyfową... chwilami nie wiem, czy gdzieś w tym kieracie jest jeszcze miejsce na miłość.
przeraża mnie ogrom odpowiedzialności, nieuchronność podejmowania decyzji za inną - Wredną - istotę. przeklęty perfekcjonizm!!!!!

czwartek, 14 kwietnia 2011

Ain't no sunshine





dzisiejszy post dedykuję wszystkim, którzy narzekają na pogodę - u nas nadal leży śnieg. mało tego - codziennie przybywa nowy :) komuś na górze chyba pomyliły się święta...

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

when the weather outside is frightful

patrząc za okno zaczynam tracić nadzieję, że kiedyś nastąpi tu wiosna. białe okruszki (hmmm... używam epitetu stałego, gdyż do rzeczywistego ich koloru biel ma się nijak) tańczą w powietrzu od 2 dni. dziś naprawdę zaczęłam żałować, że zostawiłam w KRK moje Emu - na spacerze przemarzły mi do kości cztery litery. zastanawiam się też po cichu, gdzie był mój mózg, kiedy pakowałam walizkę i upychałam w nią tony letnich szmatek.
Wiewiór za to coraz lepiej się bawi z innymi dziećmi i nawet zaczyna się szarogęsić. wszystko chce miec odrazu i do tego w tym samym momencie - brakuje rąk? nie szkodzi! można wziąć do łapki po kila sztuk i uciekać przed innymi chętnymi do zabawy. a jak nie uda się tak czy siak, puszcza swoimi oczyskami błagalne spojrzenie a'la Kot ze Shreka i ... ma co chciała. wszyscy rodzice kapitulują i mówią 'daj dziewczynce _____ . no daj!'. eh - jakie małe, takie sprytne.

niedziela, 10 kwietnia 2011

cry me a river


Wiewiór pod Ambasadą Polski w Moskwie
jakość zdjęć nie jest najlepsza, ale milicja nie zezwalała na 'fotosesje'. i dobrze.

jestem chora i nie bardzo mogę zebrać myśli i brak mi odpowiednich słów. chciałabym tylko 'podziękować' tym, którzy odebrali nam prawdziwą żałobę swoimi podszytymi polityką decyzjami. do tej pory jesteśmy świadkami żenujących scen, dyskusji, pomówienia padają ze wszystkich stron... tak, jakby nie można było wznieść ponad to, dogadać, okazać cień zrozumienia, empatii. najbardziej odrażające w tej sprawie są według mnie roszczenia finansowe - jakby można było wycenić śmierć, poczucie straty, jakby śmierć śmierci nie była równa...

piątek, 8 kwietnia 2011

play with me!

miało być o Moskwie, ale będzie o Wiewiórze - życie samo pisze najlepsze scenariusze, nieprawdaż?
jako, że obecnie mieszkamy blisko parku, nastał czas asymilacji z tubylcami na palcu zabaw. oto kilka zasad - najważniejsze reguły gry:
- jak jesteś 'nowy' nie pchaj się od razu w centrum wydarzeń (patrz: huśtawki);
- cudza zabawka to zawsze lepsza zabawka ;
- weź ze sobą jedzenie i picie itd - jeśli mają to inne dzieci, Twoje też tego zechce;
- staraj się nie dopuścić do stresowych sytuacji: miej oczy wokół głowy;
- zbieraj w domu stary chleb - można nim karmić ptaki (tutejsze wybredne tłuściochy nie rzucają się na suchary, bo każdy rodzic przestrzega tej zasady);
- chwal inne dzieci, pytaj o wiek itd;
- przestaniesz być 'nowy', jak pojawi się ktoś 'nowszy'.
AMEN.

i jeszcze jedno: jak jeszcze raz usłyszę o kobiecie wychowującej dziecko i niepracującej zawodowo, że 'siedzi w domu', to trup będzie się słał gęsto. 'siedzi'?!!!???? no żebym się od tego siedzienia hemoroidów nie nabawiła. w życiu się tyle nie narobiłam/ nagoniłam/naużerałam, jak teraz. jak człowiek ma chwilę wolną to nie wie, czy ma nadrabiać zaległości w czytaniu/gotowaniu/praniu/sprzątaniu/myciu/dbaniu o siebie/ czy po prostu odespaniu. nie samym dzieckiem żyje człowiek!!!

środa, 6 kwietnia 2011

read between the lines




wczoraj po raz pierwszy do prawie 2 lat jechałam meterm. wrażenia? YEAH! to tak jednym słowem rzecz ujmując. A dwoma? no cóż - nic się nie zmieniło: szybko i tłocznie. nawet mi chyba tego brakowało... pośpiechu, ruchomych schodów, których końca nie widać, wszędobylskich milicjantów i przeciągów.
wycieczka metrem odbyła się z okazji zakupów - do walizki weszły tylko rzeczy wiewiórcze, a ja zostałam w tym, co miałam na grzbiecie. tak, ja, pierwsza modnisia w okolicy, zostawiłam całą zawartość szafy w KRK. moja radość shoppingowa nie trwała zbyt długo. super, że jest tu tyle sklepów, ale dlaczego tylu ludzi wpadło na ten sam pomysł co ja i wybrało się na łowy rano? co oni tu nie pracują/ nie uczą się?!!!!? tłumy przy wieszakach, kasach i przymierzalniach. a nie daj boshe trafić na przecenę - 3 h z życiorysu gotowe. chyba nie pozostanie mi nic innego, jak - to straszne! - ograniczenie się do tego, co mam! aaa!!

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

trip: update

Wiewiór -wersja compact
emo Mama
lotnisko
mały włamywacz sejfowy ;)
ooooo, pociąg!!
jestem większa od walizki, ha!

i stała się jasność. wyszło słońce i temperatura opuściła strefy zerowo - minusowe. może dziś uda się wyjść na dłuższy spacer i poskromić niespożytą energię Wrednego Wiewióra. mieszkanie jest już dla niej za małe, więc trwa ekspedycja na balkon, gdzie suszy się pranie.
Misha nadal chory, więc zostałam na placu boju sama. czemu mam ochotę powiedzieć 'nic nowego'?

niedziela, 3 kwietnia 2011

should I stay or should I go?

miejsce: Moskwa
czas: + 2 godziny
rzeczywistość: Dom 2

Wiewiór walczy z piramidką, a ja z bólem głowy. Ktoś złośliwy mógłby zauważyć, że w takim razie to mogłam nie wyjeżdżać. tak. tyle, że za oknem śnieg i temperatura ze znakiem minus.i bukwy. słowem - jednak WELCOME IN RUSSIA.

o podróży wolałabym zapomnieć - pod koniec Aleksandra była tak zmęczona, że gryzła wszystkich i wszystko. a ja na chwilę obecną mam dość samolotów, pociągów, aut - słowem wszelkich środków transportu. całe szczęście, że noc należała do tych dobrych i wstawałam tylko raz. przynajmniej mniej więcej zregenerowałam skołatane nerwy.
a od rana mycie, szorowanie, odkurzanie. 100 m2 to super sprawa, póki nie trzeba tego sprzatać. moja nadwyrężona ręka nie ma szans na odpoczynek.
dobra - czas ogacić kuchnię.