MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 30 czerwca 2009

un-written

z Mamą jeszcze w realu ;)

jestem nadal pod wrażeniem opery. i tego, że cały dzień utrzymała się piękna pogoda i było ciepło. pierwszy raz w tym roku. jak cudownie czasem się ukulturalnić :) zostawić real za drzwiami i być chwilę w innym świecie.
a ten świat Kraków umieścił w nowym, ultranowoczesnym budynku - szkło, stal itd. wszystko pięknie ładnie, tylko ... ciut za dużo tego szkła. w łazience za ciężkie drzwi i niefunkcjonalne umywalki, z których cieknie, bo nie ma odpływu. no i najlepsze - Loża Marszałkowska jest wykończona przezroczystym szkłem - panie siedzące w spódnicach bezwiednie pokazują majtki orkiestrze :))) ale jeśli przyjdzie się w spodniach i nie idzie za potrzebą- jest pięknie. naprawdę robi wrażenie.
a teraz back to reality - pierwsza z dwóch spowiedzi przedślubnych не за горами.
wyciszenie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :)
później:
akcja oswajania gladiatorek została uwieńczona połowicznym sukcesem. nie obtarły mnie tam, gdzie ostatnio - to plus. ale wszędzie indziej - tak :>. to minus. bilans? jestem sado-maso :P

poniedziałek, 29 czerwca 2009

duszno - teatralnie

może tym razem się uda i wreszcie pójdę do teatru, a nie zostanę w domu z migreną. oby!!!
co za duchota!!!!!!! czyli powtórka z rozrywki. jedyne na co mam ochotę to woda i czerwona porzeczka. kwaśna do bólu - przynajmniej nie chce się pić. tak bardzo :>
dziś kupiłam materiał na sukienkę ś. i w piątek pierwsza przymiarka. no umieram z radości. uwielbiam wręcz centymetr krawiecki i wagę :PP
kaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaawy!!!!!
no czemu ten czasownik rosyjski jest taaak nudny? grrrr ....

niedziela, 28 czerwca 2009

better place

słoniowa rodzinka :) --- > Fasolka się uaktywniła :)

i już po. Misha właśnie leci do Domu 2 - znów przez Pragę. haha. jakoś to do mnie nie dociera - że był i już go nie ma. jak sen. jutro jego rzeczywistość - tzw. real - to Moskwa, moja - Kraków. korespondencyjne małżeństwo. są plusy i minusy. i rachunki za telefon. i kościelny za ... mniej niż miesiąc. aaaaaaaaaaaa!!!!!
zaczynam się bać. mimo, że to mój drugi ślub. mimo, że w Domu 1 i z Tymi, na Których Mogę Polegać :) .
heh - nie mam chyba weny... część mnie właśnie ma przesiadkę w Pradze...
ps - M. gratulujemy nadejścia "odpowiedniego' momentu :PPPP :******************

piątek, 26 czerwca 2009

brak słów, brak nut, by opisać.... [*] Michael Jackson

Michael Jackson nie żyje. powtarzam to sobie i nadal nie wierzę.
to jeden z tych momentów, kiedy świat powinien się zatrzymać. bo strata jest niewyobrażalnie wielka, nierealna dla milionów obcych tak naprawdę Jemu ludzi - jakby umarł ktoś bliski.
ale świat pędzi dalej. już bez Króla Popu, którego śmierć przyćmiła newsy o innych tragicznych wydarzeniach - wypadku autobusu w Indiach, powodzi w Czechach.... aż ciśnie się na usta pytanie o etyczność podawania informacji (kolejność).
piszę nieskładnie, bo jestem w szoku...
i miało być o czymś innym. o spóźnieniu w locie tranzytowym i przymusowym noclegu w Pradze. bo Misha utknął w naszych południowych sąsiadów - nie czekali na lot z Moskwy. i było mi - jest nadal - trochę przykro, że jednak nie pójdziemy razem na USG. bo po to głównie przylatywał :) - heh. jakże prawdziwe wydają się słowa 'Jak rozśmieszyć Pana Boga? - opowiedzieć mu swoje plany na przyszłość'. nawet najbliższą jak się okazuje.

Dla M.

Hey Pretty Baby With The
High Heels On
You Give Me Fever
Like I've Never, Ever Known
You're Just A Product Of
Loveliness ...
The way You make me feel!

....

czwartek, 25 czerwca 2009

życiowa bieżączka

oglądaliśmy sobie wczoraj Kryszaka z Jerzym. heh - prawie już zapomniałam o jego (Kryszaka :P) istnieniu. a okazało się jak zwykle b. śmiesznie. i tytuł posta ściągnęłam od niego z moją lekką przeróbką - miało być 'polityczna bieżączka ', ale życiowa też nieźle brzmi.
właśnie przygotowuję teksty na korepetycje i znalazłam tekst o zaostrzeniu prawa wobec pedofilów w Rosji. i dobrze. nie będą mieć prawa do przedterminowego zwolnienia warunkowego i będą ich kastrować. może Polska powinna też wprowadzić takie prawo?
później:
mam news miesiąca, a może nawet roku. podobno - wg artykułu, który czytała Marzena- kobiety mogą dostać orgazmu w czasie ... - proszę się nie śmiać - porodu. tak!!! wszystkie te łzy i ból to nic innego jak tak pożądany przez panie stan uniesienia. bravo !!!! nie wątpię, że autor doświadczył tego na własnym ...hm. i tu właśnie leży pies pogrzebany - to FACET. Serio. i mamy gotową odpowiedź czego tak naprawdę pragną kobiety - porodu!!!!!!!!!!!!

środa, 24 czerwca 2009

widmo krąży po Europie

krąży i dobrze się ma. как ни странно. zaczynam podejrzewać, że ludzie mają jednak skłonność do sado- masochizmu i lubią wracać do przeszłości. hmmm - z jednej strony to wygodne- idziesz w to, co już nasz. tak. zgoda. ale... a może to już hedonizm? bo tak jest dobrze - wiesz, co Cię czeka.
a co czeka mnie? oprócz swoistego bumeranga, który wyrżnął mnie w i tak bolącą głowę?bo zamiast baletu były rozmowy z wielkim uchem. dobre pytanie.
a) przyjazd Mishy - że zacytuję Marcinkiewicza ponownie - yes! yes!!! yes!!!
b) szycie sukni - yyyyyyyyyyyyyy
c) walka z wiatrakiem pogody = cholerne migreny!
d) Fasolka :)))))))))))))))
e) ____________ - aż strach się bać ;)
taaaak - a teraz rzeczywistość- powietrze jest tak wilgotne, że można je wycisnąć, jak gąbkę. wszystko jest zawilgnięte, jak mech w lesie. nie ma po co prać- i tak nie wyschnie :)))
a w ramach powrotu do dzieciństwa, kupiłam sobie kalosze :) - a co? będą pretendować do tytułu 'zakup roku'. zaszczytny tytuł 'pomyłka roku' bezapelacyjnie i już teraz otrzymały gladiatorki.
później-
grrr - moje kalosze to odstraszacz deszczu - ani kropli, a ja tak chciałam się wylansować. a wyszło... eh, no dziwacznie (eufemistycznie rzecz ujmując ;P). ale może jak je zabiorę do Suchej, to nie będzie lało? gra warta świeczki :)

wtorek, 23 czerwca 2009

the wall

ściana. ściana deszczu. to jedyna porównanie, jakie przychodzi mi do głowy. ten deszcz jest już nudny - naprawdę.
wczoraj wieczorem miałam wrażenie, że szarość i wilgoć aż się lepią do wszystkiego i wciskają we wszystkie otwory. parasol? a po co? przed mżawką nie chroni. brrr!!!! gdyby tak chociaż jeszcze jaka burza :>, a tu nic.
właśnie przygotowuję się do korków. hmmm- nawet dobrze znów się babrać w zasadach gramatycznych - może w końcu - po raz n-ty- się tego nauczę? bo w praktyce to ja git majonez jestem. a teoria? szerokim łukiem - niestety :)
пожелай мне удачи в бою, пожелай мне ....

niedziela, 21 czerwca 2009

strachy na lachy

właściwie to wczoraj mnie zatkało i do tej pory trwam w czymś, co jest lekkim szokiem. o po jedenastej zadzwonił do mnie numer zastrzeżony i yyyy.... jakiś napaleniec dyszał mi w słuchawkę. 'niezapomniane' przeżycie. tylko proszę - nigdy więcej!!!! bo będą mi się śniły regularne koszmary ;/.
rozumiem, że to wpływ lata, które niepostrzeżenie do nas zawitało dziś o 7,34. Zboczeńcom jednak już podziękujemy.
rozumiem, że żyjemy w czasach, kiedy każdy może znaleźć każdego. z jednej strony - cudownie. bezkarność jest mniejsza. z drugiej - hmmm. jakoś tak strasznie na duszy się robi - skąd? jak? po co? ujawniać wszystko wszystkim. brrrrr!!! wczoraj moją pierwszą reakcją było - wstać i usunąć bloga. nie głupi pomysł chyba. powinnam się z tym przespać? yyyyyyyyyy....

sobota, 20 czerwca 2009

bywa, że ....

Znów smętnie leje. jeśli wierzyć plotkom z Pudelka, dziś ślub Michała Żebrowskiego. kiedyś, jeszcze w podstawówce tak bardzo byłam w nim 'zakochana' - ach ten Skrzetuski!!! choć z drugiej strony - te oczy Bohuna- Domogarova.... умереть не встать!!! :)
życie dziwnie się splata - tak kiedyś - w tamtych podstawówkowych czasach - zazdrościłam Helenie. tej szalonej miłości. i w duchu wybierałam Bohuna jednak. i wybrałam :) mój Bohun nie wymachuje szablą, a jednak jego oczy uwiodły mnie na całe życie. i wywiózł mnie w step... step wartości - do betonowej wsi zazwyczaj nazywanej Moscow city. i nie na zawsze, ale na 300 lat. tyle wytrzymam :)
a zmieniając klimat - dziś Wianki. i Lenny Kravitz. nie dla mnie. czas dorosnąć i powiedzieć sobie, że koncerty plenerowe nie są dla Fasolkowych Mam. nawet jeśli nic jeszcze nie widać :) i nie dla nich 200 brzuszków codziennie wieczorem (coś dla ciała) i ultra wąskie rurki (coś dla ducha ;P). wszystko się zmieni/ło. ale to dobrze - w końcu i tak piszemy swoją historię. coś a 'la co by było gdyby ... gdyby Helena uciekła z Bohunem. czyż nie brzmi interesująco? :D
PS - rok temu wróciłam ze stypendium.

piątek, 19 czerwca 2009

wykształCIUCHY

smutne, ale prawdziwe. to chyba my. kobiety z dyplomami i ambicjami, którym pozostaje sprzedawanie w sklepach, najczęściej z odzieżą, lub sekretariat. i absolutnie nikomu tu nie ubliżam - sama spędziłam kila m-cy w sekretariacie i wiem, jaka to ciężka praca. jest mi po prostu żal, że powszechnie uważa się filologie (wszystkie) za studia łatwe, miłe i przyjemne. zawsze znajdzie się ktoś, kto po informacji, gdzie studiowałaś/-jujesz, powie - 'To jako 2-gi kierunek?'. Jasne :> - dziesiąty. lubiłam kiedyś czytać książki. czas przeszły. teraz nie odczuwam już przyjemności z lektury - czytając po rosyjsku zawsze maziam po książce zakreślaczem - podkreślam nowe - stare -potrzebne -slangowe - ______ - wyrażenia. to już zboczenie zawodowe.
dla równowagi - sezon wyprzedaży rozpoczęty. to też zboczenie. ale jeszcze nie choroba .... chyba ;)

czwartek, 18 czerwca 2009

moje boje

w rubryce 'zawód' powinnam wpisywać 'wojowniczka'. nie pamiętam dnia, żebym nie musiała walczyć z biurokracją.
teraz np. nie mogę iść wymienić paszportu, bo USC nie przysłał mi n-tego dokumentu, że zmieniłam nazwisko. łzy bezsilności szybko wysychają i człowiek ma po prostu ochotę ich wszystkich powyduszać. jak jakiś sen chorego człowieka - poczcie zajmuje dostarczenie priorytetu nie dzień, a dwa ...tygodnie. no po co się spieszyć? grrrrrrrrrrr rrrrr!
hmm - do czego ja się właściwie tak spieszę? do paszportu = wizy = wyjazdu do Moskwy? może zwariowałam? możliwe - powoli do mnie dochodzi, że rozwiązania tzw.'tymczasowe' są najtrwalsze...że może '3 lata' to tylko taka umowna przykrywka dla ..całego życia? czy ja mam tam dzieci wychowywać? starzeć się? mam już nawet wizję - ja z laseczką w Aszanie :>
ciemność widzę ... ciemność!!!!
później:
dziwny dzień.były już łzy, prawie kopanie pralki i prawie omdlenie. lepiej mi się było dziś nie nawinąć pod rękę - gryzłam. no dobrze mi idzie! :>

środa, 17 czerwca 2009

i trwaj przy mnie bo...


made by Jerzy w Krk

...bo jak nie, to dosięgnie Cię zemsta. w babskim stylu - co boli. hmmm - swoją drogą. on zranił jej serce, a ona uderzyła w jego... ego/ przedłużenie męskości. nieco dziecinnie, niemniej jednak jakże widowiskowo. i w deszczu...
a dla kontrastu dziś znów wyszło słońce i może nie będzie tak strasznie wiało. bo wczoraj idąc na korepetycje miałam ochotę trzymać się płotów. jedną ręką- drugą standardowo zajmował parasol. prawdziwy must have tej wiosny.
ale za to na Mogilskim raźnie przygrywała spieszącym się Krakowianom jakaś orkiestra dęta. w strugach deszczu. ale nie powiem - nawet kilka osób, którym aktualnie tramwaj nie zwiewał, zatrzymało się przy nich. eh - magia Krakowa? :)))
później:
właśnie wróciłam z kawy z Moniką.tyle ludzi spaceruje po Starym Mieście. Floriańska wygląda jak rzeka głów. znaczy - wakacje tuż tuż :)
a w drodze do domu niespodzianka - jakaś dziewuszka ze szkoły projektowania ubioru (podobno) zatrzymuje mnie i pyta, czy może mi zrobić zdjęcie. szuka dziesięciu ciekawie ubranych ludzi. wow. że co, że niby ja? :) eh -i po to się człowiek lansuje, nie :D? proste... to tyle z mrzonek.

wtorek, 16 czerwca 2009

далекая Звезда зовет меня в путь

nadciąga moment 'przeproszenia' się Konsulatem RF w Krk. kiedy zmienię paszport, nie będę miała już wymówek, że ... no właśnie. już nawet teraz, kiedy mam załatwienia w tamtym rejonie dostaję nerwowej wysypki. grrr- znowu stanie od 7 w kolejce... hm. i potem tłumaczenie się temu ... Facetowi z Okienka. życie, ot i co.
nieżyciowa za to jest cena, jaką kwiaciarnie dyktują za bukiety ślubne. zabawne, jak to jedno słowo na 'ś' działa na sprzedawców. podnosi ceny co najmniej o 50 %. no rewelacja. bukiet droższy niż buty? niestety - w obuwniczych bywają wyprzedaże (yes! yes! yes!). to taka refleksja po akcji wywiadowczej.
a zegar tyka ...

poniedziałek, 15 czerwca 2009

mniej, niż zero

tyle jest sposobów/pomysłów, aby zniechęcić S. do ślubu ze zwolenniczką wakacji na Kubie. hm - co racja, to racja. życie jest jego. tylko jakoś tak żal... fajny z niego gość. 3mam kciuki za ... dobre wybory. niezależnie w jaką stronę.
a my z Mishą wreszcie założyliśmy sobie skype. nie -bądźmy szczerzy - mieliśmy program, ale albo ja nie miałam słuchawek, albo on nie miał dobrej karty dźwiękowej. a teraz trochę dziwnie rozmawiać, gdy jedna strona (Misha) widzi, a druga nie (ja).
walczę z pokusą wypicia kawy, bo to, co miało być piękną pogodą jest... jak zwykle. buuuu :(
i na koniec news z ostatniej - wczorajszej - chwili: Fasolka się już nie maskuje :) Nasza :)

sobota, 13 czerwca 2009

dzień kawalerski

czas pędzi i za dwa tygodnie ślub Szwagra. a dziś kawalerski - heh, chłopcy poszaleją. i tu naszła mnie myśl -czy Misha też robi kawalerski? . oby - dla niego - nie. zresztą - on i tak nie ma na to czasu :)
prawda?
eh- idę lepiej nakarmić Fasolkę, bo takie myślenie nie prowadzi do niczego dobrego :)

piątek, 12 czerwca 2009

o zastosowaniu depilatora

Gienio :)

o wczorajszym dniu wolałabym zapomnieć jak najszybciej - B.C. spędziłam oryginalnie - na rozmowach z 'wielkim uchem' :> sad but true. normalni ludzie poszli na procesje, ja modliłam się by zasnąć i obudzić się bez migreny -giganta. udało się za 3-cim razem. co przeżyłam to moje.
na ratunek przyszedł mi ... depilator (Phillips Satinelle ICE). naprawdę. a konkretniej jego chłodzący element, który zalegał w zamrażalniku miesiąc. polecam!!!!! nie cieknie z tego, jak ręcznika z lodem i chłodzi nie 'parząc' skóry.
aaa - zapomniałabym o pluszowym szczurku Gieniu z Ikei. przed pomysłem z depilatorem miałam wizję wypatroszenia Gienia i zastąpienia trotów ...woreczkiem z lodem. zapewniam, że Szczuru żyje jednak i ma się dobrze z własnymi ....co tam ma :)
później:
znów wróciła do nas..jesień na wiosnę. a z nią tabuny ludzi w Galerii Krakowskiej. czegoś takiego nigdy jeszcze nie widziałam...chociaż - tak - w dzień otwarcia :>. no tak - wczorajsze święto z zamkniętymi sklepami to przecież szok dla bywalców centrów handlowych. trzeba sobie szybko powetować straty ..moralne - dzień bez zakupów dniem straconym!!!!

środa, 10 czerwca 2009

I just can't stop

nie wyspałam się przez pełnię i ..sroki. nie wiem, co tam się w nocy działo, ale DZIAŁO SIĘ niewątpliwie. darły się jak obdzierane ze skóry. do tego księżyc w pełni i ... pospałam :>. raz zimno, raz ciepło. ale za to teraz jest nadzieja na super pogodę.
wczoraj na herbacie z Anią i Kubą zauważyłam, że znów mamy inwazję Anglików. tych z rodzaju 'tańce, hulanki, swawole' - dla nich nie ma "NIE". PL kojarzy im się z tanim urlopem mocno zakrapianym great beer i ... heh, niestety łatwymi panienkami. a potem ich dzikie hordy straszą porządnych krakowian...yyy ...krakowianki, którzy/e naprawdę chcą tylko potańczyć!
później - wróciłam z zakupów przemoczona do majtek. na ścianę deszczu najlepsze jest siedzenie w domu, a nie 'szybki wypad' do sklepu po mięso. grrr! a cholerne gladiatorki nie dość, że obcierają, to jeszcze farbują!!!!! mam stopy jak tygrys. i nie chce się zmyć. bosko!

wtorek, 9 czerwca 2009

gdy puszczają nerwy

pastelowo -impresjonistyczny widok przedburzowy

gdy puszczają nerwy, zawsze powiem o jedno słowo za dużo i potem żałuję. albo wyłączam komórkę i potem się złoszczę (eufemistycznie mówiąc), że nie dzwoni. babska logika.
zamykam się w łazience i płaczę w ręcznik z radiem włączonym na full prawie, żeby nikt nie słyszał. tam w samotności wymyślam swoją teorię na jakiś temat i nie ważne, czy mam rację czy nie. złość jest silniejsza. nie- silniejsza jest bezsilność. poczucie, że nie mogę nic zrobić... NIC. grrrr!!!! ale z wanny trzeba kiedyś wypełznąć i stanąć oko w oko z rzeczywistością rzeczywistą, a nie moją, teoretyczną - wymyśloną na poczekaniu.
a potem telefon jednak dzwoni. i silne postanowienie "nie gadam z Nim!!!" pada. przecież ja nie mogę bez Niego żyć. i czy przyjedzie w czerwcu, czy nie, będę kochać. choćbym nie wiem jak bardzo chciała go udusić czasem ;)
bo my też się zmieniamy. czy tego chcemy, czy nie. życie nas zmienia. nie mogę już ze złości wykasować numery Mishy, jak nie dzwoni, bo ... nie mam 15 lat. i mam na palcu obrączkę.... "na dobre i na złe... aż do śmierci". nie mogę zadzwonić do Szwagra i się wypłakać, bo ona ma swoje życie i problemy, a nie moje panikowanie. i narzeczoną ma. a ja męża. i nawet jeśli po prostu chciałabym się wypłakać - nie mogę. zawsze znajdzie się ktoś, kto dorobi to tego teorię. zabawne - dorosłość.
a Fasolka rośnie - moja ... NASZA ... mały Mishuś/sia :) eh- faceci :)

poniedziałek, 8 czerwca 2009

lans z Krajzolami i ... po lansie :)

z Ewą
i Olą :)
i ja na lansie :)
nie ma to jak Krejzole. stały punkt programu w naszym wykonaniu, czyli lans klasyczny - zaliczony. wyżej - mała próbka :)
a wcześniej wybory. właściwie miałam nie iść, ale nawet nie mogłam powiedzieć, że miałam daleko, więc... I znowu niepotrzebnie się fatygowałam - PiSiory wygrały w Krk. grrrr!!! jak to jest możliwe? moje miasto jest moherowe? hmmmmmmm. zastanawiające. pozytyw z tego jest jeden - Ziobro wyniesie się z miasta. nie bardzo trawię gościa.
na Plantach kupa ludzi.. Eh, randki. ten etap mam już za sobą. spacery z mężem to już nie to. nie ma tych nerwów, tego oczekiwania :) łezka się w oku kręci. szczególnie jak patrzę na uśmiechniętą wreszcie twarz J. - i ciągle ćwierkająca komórka z sms'ami. starość mnie dopada? :D nie :)
później.
nadciąga burza. jeszcze jest czym oddychać, ale wietrzę coś grubszego znowu. nie mogłam wytrzymać na balkonie czytając "Diabła..." po rusku. pachnie truskawkami z kuchni. .. krokiem milowym zbliża się lipiec i Drugi Ten Dzień. życzenia? żebym nie miała migreny... Fasolka pomoże :)
i yyyyyyy - ale obciach - Krk to jedyne miasto w Pl, gdzie wygrał PiS. поздравляю!!! не завидую .

sobota, 6 czerwca 2009

z pewną taką nieśmiałością ;)

ludzie- w następnym tygodniu ma być ciepło!!! do 28 stopni!!! hurrra!!! ale ale - może to jakaś ściema, żeby ludzie nie rezygnowali z wakacji w PL? oby nie :) bo na myśl przychodzi mi piosenka Liroy'a o niecenzuralnym tytule "Jak tu się nie wk...ić" i jej słowa "i lata znów nie będzie i będzie ch..nia". dosadne. ale prawdziwe - niestety :)
a ja nadal jestem niereformowalna- ciągle o tej pogodzie. no o czymś trzeba :) chyba, że zacznę publikować swoje zdjęcia w różnych pozach i odsłonach odzieżowych :) bez aluzji oczywiście. taniej erotyki nie będzie. obiecuję :P

piątek, 5 czerwca 2009

złudzenia

wczoraj prysnęły dwa marzenia. jedno - że Misha przyjedzie. a potem z tak zwanego 'naniecka' drugie - że ślub jest nasz. jest nasz, ale... pewne rzeczy dzieją się jakby wbrew moim planom i przekonaniom. ale zostawmy to - jestem dorosła i pewnych rzeczy sama nie zmienię. a powodów do zdenerwowania i tak jest dużo. a Fasolka tego nie lubi ;)
eh - naprawdę trza złapać dystans do tego cyrku. dla mnie liczy się tylko jedno - a raczej Jeden :) a on o tym wie. a poza tym - to ma być dobra zabawa dla Zaproszonych. postaramy się :)))

czwartek, 4 czerwca 2009

up-TOWN gIRl

ciągle pada. nie tylko w piosence. do tego temperatura jeszcze (a jednak się da!!!!) spadła. super dzień na mycie lodówki. pomysł świetny, ale z wykonaniem... no właśnie. prawie zalałam sąsiadów (nie mówcie Mamie!!!), kiedy po ciszy przed burzą wreszcie lody puściły. taki mały potopik. prywatny :)
W Tatrach śnieg, czyli pewnie do Suchej znowu nie pojedziemy. hmmm- czy to czerwiec? bo jakoś mam de ja vu z listopadem ;/ powariowała ta pogoda.
a Zaghi obiecała pomóc z zakupem piłki do ćwiczeń. co jak co, ale moich wieczornych brzuszków mi brakuje. naprawdę.. to już prawie 10 lat - zżyłam się z nimi :))). a piłka przyda się Fasolce - już nie mogę się doczekać, kiedy ją zobaczę. bo na razie, to się dobrze maskuje ;)
a Mish przyjedzie w czerwcu :)))))))) jednak ponad dwa miesiące to zbyt dużo. zbyt długo. nawet jeśli wmawiać sobie codziennie, że wcale nie i że da się radę.
oooops- Mama weszła do kuchni - yyyy- już idę!

środa, 3 czerwca 2009

truskawkowo z jogurtem

wczoraj uświadomiono mnie, że już 2 lata Wawel nie produkuje moich ulubionych czekoladek Maja. podobno nikt ich nie kupuje! nikt? a ja?!!!! jako zamiennik truskawkowo-jogurtowe. dobre, ale to nie TO.
a nastrój na czekoladki, ponieważ pogoda nie nastraja na sorbety czy herbatę mrożoną (wersja mniej kaloryczna ;P).
A Misha dzwonił i podobno w Moscow jest upał. hmmm. ironia losu? zażartowałam, że mogłabym tam nawet pojechać. i tu bolesne zderzenie z rzeczywistością. ja MUSZĘ tam pojechać. jak nie jutro (w przenośni), to później, ale jednak. i znajome uczucie strachu ścisnęło mi żołądek. Moskwa? yyyyyyyy. a już psychicznie pogodziłam się z myślą spędzenia reszty dni w Pl. heh.
no czemu On tam mieszka? czemu?
ooooooooooooo słońce wyszło!!!!!!!!!!!! :) może nie będzie tak źle? nie dramatyzujmy. w końcu - w sierpniu jeszcze tam nie byłam :)