MOSCOW CITY, RUSSIA

czwartek, 4 czerwca 2009

up-TOWN gIRl

ciągle pada. nie tylko w piosence. do tego temperatura jeszcze (a jednak się da!!!!) spadła. super dzień na mycie lodówki. pomysł świetny, ale z wykonaniem... no właśnie. prawie zalałam sąsiadów (nie mówcie Mamie!!!), kiedy po ciszy przed burzą wreszcie lody puściły. taki mały potopik. prywatny :)
W Tatrach śnieg, czyli pewnie do Suchej znowu nie pojedziemy. hmmm- czy to czerwiec? bo jakoś mam de ja vu z listopadem ;/ powariowała ta pogoda.
a Zaghi obiecała pomóc z zakupem piłki do ćwiczeń. co jak co, ale moich wieczornych brzuszków mi brakuje. naprawdę.. to już prawie 10 lat - zżyłam się z nimi :))). a piłka przyda się Fasolce - już nie mogę się doczekać, kiedy ją zobaczę. bo na razie, to się dobrze maskuje ;)
a Mish przyjedzie w czerwcu :)))))))) jednak ponad dwa miesiące to zbyt dużo. zbyt długo. nawet jeśli wmawiać sobie codziennie, że wcale nie i że da się radę.
oooops- Mama weszła do kuchni - yyyy- już idę!

Brak komentarzy: