MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 16 sierpnia 2011

A little less conversation, a little more action please!!!

od kilku dni staram się odnaleźć w sobie zapał do pisania. czekam, czekam i ... nic.
nie chcę odstawiać fuszerki, więc chyba na jakiś czas zniknę z blogosfery. nie to, żeby nic się nie działo - po prostu chyba straciłam 'pazur'.
dobra - plan jest taki: na początku września jedziemy znów do Domu 2 i do tego czasu postaram się odzyskać wenę.
na osłodę - mały Głód z Dużym Głodkiem :)



sobota, 13 sierpnia 2011

Highway to hell






mądrzy ludzie twierdzą, że po urlopie trzeba sobie wypocząć. święte słowa. szczególnie, kiedy nieopatrznie wybiera się jako cel wakacyjnej pielgrzymki rodzinnej tzw. polskie morze.
ostatnio byłam nad Bałtykiem jakieś 9 lat temu. no dobra - 4 ... chociaż dwie godziny na plaży w Jurmali z Anusiakiem się nie liczy.
morze, jak to morze, nie zawiodło. jest coś pięknego i jednocześnie strasznego w bezkresie fal. zawsze mnie fascynowały barwy wody, które zmieniały się w zależności od pory dnia i pogody... i tu mój entuzjazm się skończył.
miałam wrażenie, że trafiłam do piekła: disco polo na pełny regulator, smród smażonej/wędzonej ryby, wszechobecne komary i ludzi więcej, niż miejsca. sprawę cen przemilczę, bo ma samo wspomnienie ciśnienie mi rośnie, a po co się na noc denerwować? jakby tego było mało, wszędzie pod górkę. dosłownie: nie wiem, gdzie był mój zdrowy rozsądek, gdy wybierałam Jastrzębią Górę. przecież każdy wie, że tam bez stopni ani rusz. i to ilu!!! mimo to Wiewiór maszerował dzielnie po i ze schodów i chyba był jedyna istotą, której się to podobało. pogodę miałyśmy świetną. nie to, żeby jakieś upały nas rozpieszczały - co to, to nie - ale narzekać nie mogę: padało raz. jakoś specjalnie strzaskana na mahoń nie jestem, ale to chyba bardziej wina Wrednego, który nie dał mi spokojnie i po boshemu się poopalać, wymyślając łażenie po kamyki lub wodę.
podsumowując - fajnie było. nawet Wredny polubił w końcu piasek, a ja prawie zasnęłam na plaży wsłuchując się w szum fal... potem niestety trzeba było zwijać żagle. za dużo 'wywczasu' i jeszcze mi się przewróci w głowie :)


poniedziałek, 8 sierpnia 2011

She gotta be from out of town








no to jestem. nieco zdziczałam bez technologii i nie mogę się zmusić do przeproszenia się z Mack'iem. i blogiem.
tyle wrażeń, tyle myśli, tyle pozytywnej energii, a słowa jakoś nie układają się w ładny obrazek. no cóż - nic na siłę. małymi kroczkami. od tego zaczniemy.
a narazie jak mówiłam - piasek, woda i Wiewiór. raj.