MOSCOW CITY, RUSSIA

sobota, 27 września 2014

The queen of the night Oh yeah

jak co roku o tej porze, znow ta sama piosenka: nie grzeja.
musialam to z siebie wyrzucic.
a tak poza tym, to na wschodzie raczej bez zmian. Wiewior - po 2 tygodniach -'wreszcie' wrocil do przedszkola, Mishy znow dokucza wypadajacy dysk, ja staram sie wytepic jakies pieronskie uczulenie , a Suslik... no wlasnie.
oczywiscie Wredny ja zarazil i teraz spimy na siedzaco, bo nos zapchany, a w dziobie musi byc smoczek. smieje sie juz przez lzy, ze u nas to jest kraina spikiem i glutem plynaca. dosadne, acz prawdziwe.
Mala Zaraza nadal nie ma ani pol zeba, ale slini sie, jak buldog i gryzie wszystko co aktualnie ma pod reka. a jak nic nie ma, to wyje. raczkuje takie wyjace TOTO, kleka i ciagnie mnie za spodnie, zebym ja wziela na rece. jak taki maly piesek za mna lazi, albo nie - lepiej, jak bezzebny krokodyl.
kupilismy kojec, zebym mogla spokojnie zajmowac sie domowymi masthevami i nie musiala co chwile sprawdzac, gdzie Suslik jest. plan byl zacny, tyle, ze Zaraza ma na niego chyba jakas alergie. nie daj Boshe ja tam wsadzic. przez chwile patrzy na czlowiek z mina zbitego psa, a potem... a potem to jest koncert. wrzeszczy, jak opetana. po 5 minutach w tym 'wiezieniu' jest cala spocona i wymazana spikami: obraz nedzy i rozpaczy. jak tylko sie ja wyjmie, 'pedzi' i bierze sie za gryzienie domowych Crocs'ow Aleksandry. ona je wrecz uwielbia. gryzak? jaki gryzak!!! chwila nieuwagi i juz  slini sie obracjac je na wszystkie strony. ostatnio zaczela adorowac w ten sposob kable wszelkiej masci, wiec teraz mamy akcje przybijania ich do scian, chowania, albo demontowania.
szarancza. normalnie szarancza.


piątek, 12 września 2014

Will we have rainbows Day after day

chwila ciszy, a cisza przed burza.
siadam do komputera, bo niby obie Sajgonki zajete soba. Wiewior wykancza Lego, a Suslik obgryza, co sie da. pierwsze uderzenia w klawiature i juz obie nadstawiaja czujnie uszu, jak zajace pod miedza. i od razu sie zaczyna.
- 'Mamooooooo, a moge kreskowki?!?!?!?' (Wiewior)
- 'yyyyy...aaaaa.. mamamamama...tatamama!!!' (Susel)
no kurcze, no!!! jak zasuwam w codziennym kieracie domowych masthewow, to nikt mnie nie zauwaza. a jak tylko sprobuje popatrzec w strone Makbuki -  koniec. wszystkim czegos potrzeba, teraz, zaraz, na gwalt.
pogoda piekna, jak nietutejsza. na spacer o 12'tej wypelzamy w koszulkach. jako jedyne, ale co tam. udaje, ze nie widze struchlalych spojrzen mamusiek w kurtkach i dzieci w kombinezonach. takich rodzicow powinni aresztowac - ludzie, sa 23 stopnie!!! na plusie!!! a potem te biedne dzieci szybko sie przeziebiaja i pol przedszkola jest chore.
opluty przez kogos Wiewior tez sie nie wylamuje i mamy klops. pierwszy raz w zyciu musze ja zostawic na 2 godziny sama w domu, bo Suslika trzeba 'wyspacerowac', a nie ma mi kto pomoc. boje sie, ale wychodze i co 20 minut dzwonie na domowy, czy wszystko gra.
gra. tutaj nie ma tematu wojny, w sklepach nadal wszystko jest. nie wiem, jak jest na prowincji, ale u nas w Mordorze - bez zmian.
 i 'tylko' loty Krakow - Moskwa- Krakow odwolane.