MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 31 lipca 2009

kac widmo czyli хрень

obudzic sie z bolu glowy- malo przyjemne przezycie. nawet w Moskwie. a moze tymbardziej. do tego okna- od wschodu i zepsuty poranek gotowy.
dobrze, ze Misha stanowczo kazal mi przyjechac do siebie do pracy - na registracje zostal mi dzien- po co kusic los? a wiec makijaz- nie pojde z sincami pod oczami starszyc ludzi; i do metra. przejazd kosztuje juz 2,20. i po drodze zaplacic za telefon, bo jak nie, to odlacza miedzynarodowe.
wymarzone czeresnie- 20 zl za kilo. morele - 20-23. nie wspomne o wisniach czy jablkach. az mi staje w gardle za takie pieniadze.
i do tego znow obtarte do krwi stopy - lup wyprzedazy, cieliste gladiatorki Zara, na wygodne tylko wygladaja.
Fasolka wyraznie protestuje przeciw dalszym spacerom - za goraco tu u nas na wschodzie.
i jeszcze garsc refleksji po slubie:
- z perspektywy zawsze jest cos, co mozna bylo zrobic lepiej (gdzie byl organista wie tylko on)
- przejechac autem przez Rynek trabiac- bezcenne
- wygodne szpilki- fikcja
- nagranie na kamere mojej wtopy z przysiega- fakt
- wpadka ksiedza z 'goscmi z dalekiego Zwiazku Radzieckiego' - niestety rowniez fakt
- maz - na cale zycie :)
ps- jakby co chetnie podam namiary na autorke sukcesu sukienkowego - p.Gosie :)))

czwartek, 30 lipca 2009

here with me

i znów jestem w Moskwie. w Domu 2.
jest 10.45- czyli w Krk dwie godziny wczesniej. powoli wychodzi slonce po deszczu, wiec bedzie dusznawo.
ledwie skonczylam sprzatac, a raczej ogacac nasze mieszkanie. ufffffffffff - kurzu od groma, podloga myta chyba od wielkiego dzwonu no i moje ukochane porozwalane skarpetki. taaaak - jestem w domu. i czeka mnie jeszcze szorowanie lazienki (nie pytajcie) i pranie chyba do rana. o czyms zapomnialam? chyba nie... aaa- lodowka nam siadla.
chcialam dodac zdjecia, ale nie wiem gdzie jest kabel do aparatu. tak -godzina poszukiwan i nic. ide do sklepu po chleb i cif- czas porzadkow nastal. lepiej, zeby Fasolka spala, nie?
hmmmmmmmmmm - czy tu jeszcze beda wyprzedaze?:DDD

wtorek, 28 lipca 2009

post factum

uf i mamy śloop nr 2 za sobą. nawet bez wielkich wpadek. jeśli nie liczyć, że z nerwów zapomniałam tekstu przysięgi - hahaha - i nie chciałam żeby wzruszenie zmyło mi urodę. jest dobrze :)
a teraz pakowanie i Moskwa - hmmm... już jutro. поживем- увидим! Россия зовет.
aaa - ale ze mnie gapa. więc teraz ładnie i poprawnie ;P:

DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM ZA WSPARCIE DUCHOWE I OBECNOŚĆ!!!!

sobota, 25 lipca 2009

zamówiłą pogodę na TEN dzień, a i tak znów padał deszcz ...:)

oddychać, oddychać głęboko. spokój. najważniejszy jest spokój.
i kwestia wyboru parasolki. haha- smętnie leje od północy. ale i tak uważam, że lepsze to niż czwartkowy upał. przynajmniej nikt się do ławek nie przyklei. i dla Fasolki lepiej.
cholera- z jednej strony- mieć to za sobą. z drugiej- odwlec to od siebie. i gdzie tu logika? śpi.
ale zważywszy, że wczorajszy obiad zapoznawczy dla Rodziców udał się nawet nawet, to prognozy na dziś są w sumie niezłe. przynajmniej się nie pozabijają. eh, rodzina.
ok - następny odcinek telenoweli w poniedziałek :).

czwartek, 23 lipca 2009

koperty i kopertówki

solennie sobie przyrzekłam, że dziś nigdzie nie pójdę od 10'tej do 16'tej i mam zamiar przyrzeczenia dotrzymać. 35 w cieniu to dla mnie 'za bardzo'. walczę z opadającymi powiekami - nie wiedzieć czemu nie śpię ostatnio zbyt dobrze. a tu leć tu, załatw to itd.
i te koszmary z koniecznością płacenia. ok- ja w 100'tu % rozumiem, że nic za darmo. i dobrze. ale czemu do cholery nie powiedzieć wprost 'tyle i tyle', a nie 'co łaska'. no grrrrrrrrrrr!!! pojęcie szerokie, a gafę palnąć łatwo. miałam się nie denerwować i nie unosić.
no ale zdarzył się cud - dostałam pismo - ostatnie!!!! - z USC. z tym, że cholera za późno i nie zdążę nic zrobić. czeski film... a raczej serial - Misha zadzwonił dziś o 6,40 z lotniska i poinformował mnie, że .... (lepiej usiądźcie) zapomniał komórki. hmmmmmmmmmm. nie będę złośliwa... nie będę ..... a co tam!!!! - gdzie faceci mają szare komórki? no gdzie????????!!!!!!!!!!!
a Tata Mishy z siostra już na opłotkach Krk .... - spokój - zachowaj spokój!!!!!

wtorek, 21 lipca 2009

itd. itp.

eh, no ma się to szczęście - głowa boli mnie (ujęcie eufemistyczne) od wczoraj. mam super wydajność - jeśli nie przygotowuję się do korków lub nie latam jak walnięty jenot załatwiać ślubne/kościelne sprawy - leżę z okładem z lodu na głowie pół dnia. plus staram się nie ruszać za dużo. rewelacja.
Fasolce bardzo się podoba słuchanie muzyki ze słuchawek przystawionych do brzucha. tak sobie śmiesznie podskakuje :) i pomaga przetrwać migreny. Moja. Nasza. i heh, w sumie nadal nieźle się maskuje jak na 6'ty miesiąc. jak mierzyłam jeansy (bliski zamiennik tych pękniętych z wczoraj) nikt mi nie chciał wierzyć, że jestem Fasolkowa Mama. ale to zasługa F. - da się z nią dogadać ;).
jutro 34 stopnie. znaczy ma być. już się cieszę.

poniedziałek, 20 lipca 2009

beza w pęknietych bf jeans

czas leci. frazes i banał, ale jest w tym 'nieco' prawdy. 25 lat to już trochę czasu jest, zgodzicie się chyba. ćwierć wieku - haha. czy teraz mam już z przysłowiowej górki? a może jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja? :) eh!
suknia ś. już w domu- bezpiecznie wisi w szafie. ale nie byłabym sobą gdyby poszło gładko i sprawnie. ma się to szczęście, a raczej ten talent. krótko mówiąc wróciłam z wielką dziurą na tyłku, a wychodziłam ubrana kompletnie że tak powiem. dobrze, że wiatr nieco się zmniejszył i nie prezentowałam światu moich obnażonych czterech liter - nic ciekawego. to musiał być komiczny widok - z przodu suknia, z tyłu yyyy ... dosłownie d..a. i to we wlasne urodziny!!! ulubione jeansy!!!!

niedziela, 19 lipca 2009

праздничный ужас czyli kochana rodzina

Misha trafił w dziesiątkę i nazwał obiad/ kolację dla rodziny po ślubie 'świątecznym koszmarem'. dosadniej brzmi w oryginale (ужин, ужас), ale co prawda to prawda. jakoś tak podchodzę do tego z dystansem, choć wymaga to siły woli w stanie wyćwiczonym.
idę wyciągnąć nogi - kalosze mnie obtarły (nic nowego) i marzę o poduszce (również).

piątek, 17 lipca 2009

jutro możemy być szczęśliwi

jutro, a raczej za tydzień, jak będzie po wszystkim. lub metaforycznie- na całe życie, ale jeszcze nie dziś.
a że życie składa się z drobnych przyjemności i małych sukcesów - dostałam turystyczną wizę na 26 dni. Gdańsk dał :) i to nawet bez problemów. choć stron w paszporcie już brakuje na następną. czas na nowy, ale USC nadal milczy. w pn ich pogonię :>.
dzień lepki od upału, choć nie mogę narzekać bo podwiewało. nawet nieźle, bo sukienka podlatywała czasem za wysoko ;). a w autobusie aż duszno od nagrzanego powietrza. ludziom gorąco, a co dopiero psom. biedne futrzaki.
bilety kolejowe do Suchej podrożały wciągu tygodnia 1,5 na sztuce. chyba, że pani w okienku zwyczajnie się walnęła. ale kolejka sycząca za moimi plecami nie dała mi protestować dwa razy. życie. a raczej kupowanie biletu w piątek.
ehh zamknąć oczy i obudzić się na dzikiej plaży nad Bałtykiem....

czwartek, 16 lipca 2009

любой ценой

niespokojna noc- burza w style 'chcę i nie bardzo mogę' dwa razy zmusiła mnie do wstawania w nocy i zamykania/otwierania okna. nawet Fasolka się zdenerwowała i nie chciała zasnąć. nie dziwię się jej.
a dziś znów duszno - powietrze stoi jak zupa jarzynowa Mamy. może by tak mały przeciąg? ciiicho!!!! :)
później. a jednak zakupoholizm jest nieuleczalny. w wersji kryzysowej majtki, ale jednak. grrr. ale ten wypad do GK zmusił mnie do jednej refleksji. chyba Fasolka okaże się Fasolkiem, bo na zakupach mu się ewidentnie nie podoba. hmmm - może to i lepiej - dla ogólnej równowagi w przyrodzie. i na koncie.
refleksja numer 2 naszła mnie nad krojeniem słoniny. prawdziwej słoniny już nie ma. może to nie koniec świata, ale jakoś tak dziwnie. wychodzi na to, że prawdziwych świń też już nie ma. hmmmmm ... z tym jednak będę polemizować.
refleksja numer 3. w języku rosyjskim istnieje słowo перестараться. coś jak po polsku 'przestarać się', którego jednak oficjalnie w słownikach nie ma. to taki stan, kiedy tak bardzo człowiek chce (stara się), że aż za bardzo. i zazwyczaj nie ze złej woli. a potem dostaje się po łapach i jest przykro. i mówi się 'nigdy więcej' ...taaa. do następnego razu. heh - odrobinę empatii дамы и господа. Пожалуйста.

środa, 15 lipca 2009

buking.com

organista załatwiony (w sensie metaforycznym :P). siostra 'ubierająca kościół' się urlopuje się. więc o krok do tyłu, ale co tam.
w maraźmie kanikuły nadal czekam na pismo nr 3 z USC. ale też jakoś tak bez entuzjazmu. ciekawe dlaczego :>.
dobra- bo się do stołka przykleję - w sensie dosłownym tym razem. tak więc spływam Panowie i Panie.

wtorek, 14 lipca 2009

summer in the city

upalnie- czyli coś nowego. Fasolka śpi. wczoraj dawała w kość- nie ma co się dziwić- mama znów miała migrenę. sad but true. nawet lód na głowie nie pomaga. wychodzi na to, że tydzień bez rozmów z wielkim uchem jest tygodniem straconym. ale dobrze, że wczoraj, a nie dziś - mam korki.
eh i w końcu musiałam umyć włosy i już nie są piękne i proste. ja chcę grzywkę!!!!! (z cyklu: mówisz i NIE masz :> lub pobożne życzenia).
czytam sobie rosyjskie gazety tzw.kobiece i dochodzę do wniosku, że wg. ichniejszych wydawców przeciętna kobieta jest ...hmmm..jakiego słowa by tu użyć? ... niezbyt lotna. same obrazki, kolorowe fotki drogich ciuchów i kosmetyków. i wszystko 'must have' tego sezonu (obecnie sezon to jakiś miesiąc - kolekcje są przecież uzupełniane i odnawiane co 2 do 4 tygodni). grrr - a tekstu spójnego jak na lekarstwo. a może i lepiej - kto wie, co za bzdury by tam powypisywali?

poniedziałek, 13 lipca 2009

samo przyszło - łatwo poszło, czy jakoś tak


na spacer wylansowana :P

i co ja mam o tym wszystkim myśleć? najpierw piszą, że bez zapowiedzi ślub jest nieważny, a potem ...hmm. my nie jesteśmy wywieszeni w gablotce. nie to, żebym miała pęd do ekshibicjonizmu tego typu, ale cholera. czy ja zawsze muszę mieć bieg przez płotki? cóż- trza tam zadzwonić - grrrr... jak ja to lubię.
a wczoraj byliśmy na spacerze. jakoś tak wakacyjnie-senny jest Krk. albo my spacerujemy nie tam, gdzie wszyscy. też możliwe.
obserwacje spacerowe : już nie należę do rynku randkowego ("Z tobą nic nie poderwę" -Jerzy, mój brat). heh, jakoś tak szybko mi poszło. co wcale nie oznacza, że bycie tzw.'zajętym' jest lepsze. nie jest. to po prostu coś zupełnie innego. ale trzeba tak samo- jak nie więcej- się starać i zabiegać. bo rutyna jest największym wrogiem stosunków (bez aluzji - w planie szerszym) damsko-męskich. rutyna i przyzwyczajenie. na fizolofowanie mi się zebrało :) eh, Fasolko, twoja mama ma fazę pouczającą - nie śmiej się !!!!ucz się :P

niedziela, 12 lipca 2009

marchewkowe pole

wczoraj byliśmy w Suchej, tym razem bez atrakcji typu migrena. ale za to było zimno i cały czas zanosiło się na deszcz. polskie lato? gumiaki, koszula flanelowa i kubek gorącej herbaty. z cytryną :)
wstawanie o 6'tej nie podoba się Fasolce, podobnie jak jazda PKS'em. wyraźnie protestuje. taka mała, a jaka mądra ta nasza Fasolka :P.
za dwa tygodnie będzie już 'po' i odetchniemy z ulgą. a tymczasem tzw. chwila obecna staje się nieco nerwowa. heh, są rzeczy, których nie przeskoczysz.
może powinnam przerzucić się chwilowo na buddyzm? tak dla świętego spokoju. ciekawe tylko co na to mój proboszcz :) i tak ma problem z panem młodym - nie będzie klasycznie. tolerancja? słowo nadal obce.

czwartek, 9 lipca 2009

a ściana między nami

chcę już być 'po'. po ślubie - to nie moja bajka. nie umiem/nie chcę tego wszystkiego ogarnąć. nie wiem, co bym zrobiła, gdybyśmy robili jeszcze wesele. brrr!!!! tak więc jeśli dziś jest 9'ty, to znaczy, że za dwa tygodnie Dzień Zero nr 2 . wiem - dla większości to głupie, ale my naprawdę nie chcemy prezentów. chcemy, żeby nasz ślub kojarzył się pozytywnie, a nie 'o jeju, znowu kasa pójdzie!!!' - :). i o czym ja w ogóle mówię, jeśli nie ma wesela? eh .... głową muru nie przebijesz.
Fasolka postanowiła wczoraj wieczorem posmerfować trochę i nie dawała mi spać dobre 1,5 godziny :) trochę jej się pomyliły pory dnia, ale co tam.
a 23'ego przyjeżdża Mishuś :)
później:
każdego dnia staję się bogatsza o nowe doświadczenia w obcowaniu z urzędami. wczoraj np.postanowiłam zadzwonić do USC - rejestracja małżeństwa miała trwać miesiąc, a dzięki Bogu ciągnie się 2 i końca nie widać. kiedy pani łaskawie wreszcie odebrała (od tygodnia cisza), po wysłuchaniu pytania (typu : nazywam się tak i tak, drugą decyzję otrzymałam wtedy i wtedy, czemu do ... nie dostarczono mi trzeciej, bez której nie zmienię papierów) pani poszperała w szufladzie, na biurku i znów w szufladzie i z rozbrajającą szczerością wyznała "Ojej, rzeczywiście, miałam posłać (UWAGA!) DWA TYGODNIE TEMU". hmmmm. no ojej. a ja już musiałam się pożegnać z nowym paszportem. i wizę dostanę (puk puk) na stary. nawet jej oczu wydrapać nie mogłam - jak przez telefon do licha?grrr!!!!

wtorek, 7 lipca 2009

lewitacja i grawitacja

Dziś kolejny dzień twardego stąpania po ziemi - trzeba kupić bilety lotnicze. a w LOT -cie kupa ludzi i jedno okienko czynne. normalka? hmm. zapewne tak.
całe szczęście, że mrożonka zadziałała i po południu nie bolała mnie głowa. bo nie wytrzymałabym wizyty u fryzjera - myślałam, że nawet rzęsy będę miała polakierowane ;). ale efekt- bardzo niczego sobie :)). Co prawda 10 minut wyjmowałam wsuwki, ale co tam. najwyżej udam się po wykrywacz metalu. warto pocierpieć - Tomek (mój ...stylista - brzmi światowo ;)) to geniusz.
a wracając na ziemię - chyba powinnam posłać Mishy tekst przysięgi małżeńskiej. nie zawadzi :P.
później:
uf- bilety zarezerwowane. ale w ciągu jednego dnia zdążyły podrożeć o 300 zł. no co za ....? eh - trudno- pojedziemy do Wawy pociągiem.
i znalazłam wreszcie patent na obcierające buty (akcja oswajania gladiatorek ma szanse się powieść!!!) - plaster w sztyfcie Compeed. Naprawdę polecam - nie widać go, a jest skuteczny i wydajny. i można go nosić w torebce - wygląda jak szminka :) - koniec z pociętymi plastrami!!!
ps- mój 'wstręt' do kupowania ubrań trwa- wytrzymałam już tydzień. wow. sama się sobie zazdroszczę ;)

poniedziałek, 6 lipca 2009

wyścig z czasem ... czasem

znów z ciężką głową czekam na burzę. może nie będzie tak duszno? i może wreszcie nie będę musiała przykładać do głowy nakładki chłodzącej do depilatora :P. eh, mrzonki.
grrr - znów zapomniałam, że pomalowałam oczy i mam artystycznego misia pandę zamiast makijażu w stylu naturalnym :>!!! grrrr rrr.
całe szczęście, że przyjęli moje dokumenty na wizę. zrobią ją w Gdańsku, bo w Krk mam już przechlapane. nie pytajcie 'jak to?' - to Россия. Россию умом не понять. To wszystko tłumaczy.
chwilę odpocznę = poleżę z mrożonką na głowie i dalej w tango - fryzjer. wieczorem korki.

niedziela, 5 lipca 2009

zawrót głowy - буквально...

hehe - sobotę spędziliśmy z J. w Suchej. on czynnie - grabiąc i kosząc (chyba w kolejności odwrotnej), a ja walcząc z moim wiatrakiem - migreną. nie muszę chyba mówić, że znów poniosłam klęskę. dobrze, że w busie usnęłam, bo inaczej .... . W szczegóły nie będę wchodzić, bo po co? w każdym razie Mazurska Noc Kabaretowa mnie ominęła. a szkoda :).
dziś głowę mam jak po piciu - co za ironia, nie? - ciężką. a muszę tyle rzeczy zgrać czasowo i ustalić. załatwianie wizy (oby dali!!!), próbną fryzurę (boshe- i ja się zgodziłam na ten cyrk?), korepetycje i bieżące sprawy. i przy tym wszystkim nie popaść w kompleksy, że przegapiłam zapisy do szkoły rodzenia (te bezpłatne, z NFZ) i będę złą matką.
wyciszenie potrzebne od zaraz!!!!

piątek, 3 lipca 2009

kałuże, parasol i szpilki

czyli powrót deszczu. w sumie, to nawet dobrze - wczorajsza duchota była nie do zniesienia.
a akurat przypadł dzień wypełnienia dobrego uczynku wobec tzw.bliźniego. brzmi cukierkowo. z wykonaniem było ciut (eufemizm?) gorzej - kilka razy miałam ochotę:
a) wyjść ze sklepu
b) palnąć Ciocię
c) powiedzieć/wykrzyczeć co dokładnie o tym wszystkim myślę.
aż chciałoby się zanucić 'Rodzina, rodzina...' - resztę dośpiewacie sobie sami.
uwielbiam tzw. shopping ubraniowy, ale do wczoraj mam uraz i jak widzę ciuchy to mi słabo. terapia szokowa powiecie? no dobra- tylko to boli!!!! :)
a Fasolka jest Fasolką, bo ma być niespodzianka - tak zdecydowaliśmy. hmmm- nawet lepiej - w związku z wyprzedażami nakupiłabym kupę dziecięcych rzeczy. a tak - nie wiem i śpię spokojnie :)
jeśli naturalnie Fasolka akurat mnie nie kopie ;)
ale ale- wczoraj okazało się, że nie tylko mnie buty obcierają. we wszystkich okolicznych aptekach plaster to towar deficytowy. szczególnie taki do cięcia. buuu!!! ale co mi tam- i tak pogoda na kalosze. chociaż do miary sukienki ś. mam wziąć szpilki .... hmmm. to może jeszcze olejek do opalania i ręcznik kąpielowy? :P taka sama abstrakcja.

środa, 1 lipca 2009

destination - 11.11 :)

Fasolka rośnie i ma się dobrze :) i kopie :DDD i zostanie do urodzenia Fasolką- będzie niespodziewanka ;) - ważne, że zdrowa. i Nasza!!!!
w nagrodę dostała/m lody wiśniowe - a co? kto lubi jak go oglądają lekarze? szczególnie w taki upał.