M. wypomniała mi, że dawno nic nie napisałam na blogu. hmmm... trudno się z nią nie zgodzić.
cztery miesiące temu czas jakoś dziwnie dostał przyśpieszenia, a i tak nie zawsze jestem w stanie ze wszystkim zdążyć.
chwila dla siebie? no mam. gdzieś od 4 do 5 rano, jeśli naturalnie Suslika nie męczy kolka i nie trzeba jej uspokajać. wtedy mogę spokojnie zrobić swoje ćwiczenia i pójść SAMA do ubikacji. taki drobiazg, a cieszy.
no więc jak jest? jest dobrze. przeważnie (nie byłabym sobą, gdybym trochę nie ponarzekała).
Sajgonki dzięki Bogu zdrowe, rosną i przybierają na wadze. ja zresztą też, no ale przecież nie o tym miało być. oczywiście zdarzają się koncerty na dwa głosy, bo tej coś trzeba, tamtą coś boli, a ponieważ ja sama jestem nerwowa, to i swoje trzy grosze też do tego chóru dorzucam.
ostatnio Wredny przeszedł sam siebie w ataku histerii po 'stracie' (patrz: posiała łajza sama pieron wie gdzie) pieluchy tetrowej, z którą sypia. widowisko było, że się tak wyrażę, bardzo ekspresyjne i nie wiedziałam, czy mam wzywać do niej psychologa, czy już egzorcystę... a sama udać się do psychiatry, bo na rękach miałam rozwrzeszczanego Susła, a w oczach chęć mordu.
taaaak.
kiedy mi źle, powtarzam sobie, że jeszcze tylko trochę. troszeczkę.
wytrzymam, bo muszę. innego wyjścia nie ma.
bo jak nie my, to kto?
cztery miesiące temu czas jakoś dziwnie dostał przyśpieszenia, a i tak nie zawsze jestem w stanie ze wszystkim zdążyć.
chwila dla siebie? no mam. gdzieś od 4 do 5 rano, jeśli naturalnie Suslika nie męczy kolka i nie trzeba jej uspokajać. wtedy mogę spokojnie zrobić swoje ćwiczenia i pójść SAMA do ubikacji. taki drobiazg, a cieszy.
no więc jak jest? jest dobrze. przeważnie (nie byłabym sobą, gdybym trochę nie ponarzekała).
Sajgonki dzięki Bogu zdrowe, rosną i przybierają na wadze. ja zresztą też, no ale przecież nie o tym miało być. oczywiście zdarzają się koncerty na dwa głosy, bo tej coś trzeba, tamtą coś boli, a ponieważ ja sama jestem nerwowa, to i swoje trzy grosze też do tego chóru dorzucam.
ostatnio Wredny przeszedł sam siebie w ataku histerii po 'stracie' (patrz: posiała łajza sama pieron wie gdzie) pieluchy tetrowej, z którą sypia. widowisko było, że się tak wyrażę, bardzo ekspresyjne i nie wiedziałam, czy mam wzywać do niej psychologa, czy już egzorcystę... a sama udać się do psychiatry, bo na rękach miałam rozwrzeszczanego Susła, a w oczach chęć mordu.
taaaak.
kiedy mi źle, powtarzam sobie, że jeszcze tylko trochę. troszeczkę.
wytrzymam, bo muszę. innego wyjścia nie ma.
bo jak nie my, to kto?