MOSCOW CITY, RUSSIA

niedziela, 18 stycznia 2015

But I keep cruising Can't stop, won't stop moving

Nieważne, jak bardzo chciało by się zatrzymać czas, przychodzi ten moment, kiedy 'kiedyś/jutro' staje się dziś. a wtedy trzeba wziąć to na klatę, zakasać rękawy i złapać byka za rogi, czyli  coco jumbo i do przodu. 
Pakowałam walizki już tyle razy w życiu, że powinnam być chyba ekspertem w tej dziedzinie. ale żeby nie było za różowo,  za każdym razem poziom trudności jest inny. a to ja plus jedno dziecko, a to ja plus dwie sztuki bajtli, czasem  dołącza też do nas Misha. no i warto mieć na uwadze,  jaka to też pora roku przed nami  i ile tym razem mamy spędzić w Mordorze/ Domu 1.  
a jak człowiek już upchnie kolanem te tony wszelkiej maści wszystkiego w 3 walizki, każda o masie dozwolonej 23 kg i je szczęśliwie zda na bagaż, to trzeba jeszcze przejść kontrolę osobistą. gdybym była masochistką, to to właśnie byłaby  moja ulubiona część podróży. 
ja rozumiem (ok, staram się) standardy bezpieczeństwa, ale to co dzieje się na polskich lotniskach, to jest jakiś czeski film. Nigdy nie biorę do bagażu podręcznego rzeczy zakazanych (bomby, noże, piły łańcuchowe, c4), więc zawsze mam nadzieję, że tym razem nie wybebeszą mi mojej misternie spakowanej torby z żarciem/ pampersami/ nocnikiem/ zmianą ubrania od stóp do głów/ innymi dziecięcymi masthevami. ale nie. zawsze jest:
- kartę pokładową proszę
- proszę wyjąć tablecik (!!!!!), komputerek (?!?!?!)
- ciecze proszę wyłożyć do pojemnika oddzielnie
- a jedzenie dziecięce jakieś pani ma? ... to proszę wyłożyć.
- zegarek proszę zdjąć
- i pasek
- i kieszenie opróżnić
- oooo, coś piszczy, proszę jeszcze raz. 
- o, spineczki (!!?!?!) ma pani w kieszni
- a nie. dalej piszczy. to buty niech pani zdejmie. 
i teraz hit. wózek nam się nie mieści - PROSZĘ ZDEMONTOWAĆ KOŁA. 
a ja się pytam którą ................ (miejsce na epitety) ręką? przypominam, że na ręku mam jedno wyjące dziecko (Suseł), a u nogi wyje mi drugie (Wiewiór). 
po tych wszystkich akrobacjach, plus składanie tego całego tatałajstwa na czas z powrotem, jestem mokra jak mysz. a gdzie tam lot!!! jak ma się pecha, a przy LOCIE prawie zawsze się ma,  to nie podstawią rękawa, tylko trzeba dymać do/z autobusu. a w zimie dochodzą jeszcze do obrazka powyżej kurtki i inne szaliki. 
miody.
a może by tak jakiś Prozac następnym razem?
kusząca propozycja. 

czwartek, 1 stycznia 2015

Clap along if you know what happiness is to you

jak mawia ostatnio Wiewiór - 'o kurcze pieczone' -  znów mamy zmianę daty, Nowy Rok znaczy się.
niestety zabierałam się w grudniu do pisania jak pies do jeża i zamiast teraz, jak Pan Bóg przykazał, oglądać żenujące występy sylwestrowe i nieśmiertelnego Krzysia Ibisza, czuję się w obowiązku nadrobić zaległości w... eeee... no... ten TYM roku.
a więc może małe podsumowanie.
- Suslik. pojawił nam się 18 lutego i dzielnie walczy o swoje miejsce w Rodzinie. chodzi i chuligani. sycząc jak Gollum, wybebesza szuflady, liże wąż od prysznica, ssie kable od ładowarek, przestawia programy w pralce i cały czas się uśmiecha.  jednym słowem - garnie się do życia.
- łeb w łeb idzie pięcioletni już Wiewiór ze swoimi akcjami w stylu 'pomogę Mamie w sprzątaniu' (patrz: mycie podłogi nieodciśniętym mopem). ze zmiennym powodzeniem idzie jej przyzwyczajenie się do nowej rzeczywistości z siostrą na pokładzie (dzielenie się itd, itp.), oraz nauka obu alfabetów. do tego dochodzą jeszcze problemy z gardłem: heh, po Tatusiu odziedziczyła urodę, po Mamusi francowaty charakterek i rzeczone migdałki do usunięcia. ach te geny!!!
- wojny Sajgonek o ... no właśnie. nie śniło mi się nigdy, że mając wiele pięknych zabawek, można walczyć zaciekle o dzwon do przetykania umywalki, rogalkę, albo stare pokrywki. i nie ma, że boli - obie muszą mieć tę jedną nieszczęsną rzecz NATYCHMIAST, TERAZ, JUŻ. przegrana strona wyje zawsze jak Nazgul i leje łzy, jak fontanna.
- funkcjonowanie z dwójką dzieci. nie powiem - nastawiałam się na grosze przeprawy, Suseł jest raczej ugodowy z charakteru. CZASEM jednak mam dość robienia WSZYSTKIEGO (dosłownie!!!) z dzieckiem przy nodze. mam po kokardy wycia, domagania się, wymuszania. chciałabym przestawić mózg, nie biegać wszędzie i nie spieszyć stale, bo jeszcze to i tamto i siamto. niestety nie da się wyłączyć dziecka jednym guzikiem. szkoda.
- piąta rocznica ślubu.
- tyle spaceruję z Suslikiem, że zajeździłam stary wózek. okazało się też, że ten model nie jest już produkowany i nie można dostać części zapasowych, więc klops. musiałam na gwałt kupić nowy, przyprawiając przy tym całą rodzinę o odruch wymiotny swoimi ciągłymi wywodami o kołach, kolorach i wymiarach.
- niski kurs rubla. nikt chyba nie lubi tracić i to długoterminowo.

To był dobry rok. nikt nie umarł, ba - przybyło nas, wszyscy zdrowi.  zima kiedyś się skończy.
JEST DOBRZE.
e, fajnie jednak mieć dzieci. sami powiedzcie.
Wiewiór był u kolegi (akcja dzieje się jeszcze w Moskwie). przychodzi do domu i podekscytowana zaczyna opowiadać, co robili. bajki oglądali:
-(Wiewiór) ... i nagle wchodzi taka WIELKA DUPA!!!
- (ja, z paniką) !!!!??!?!?!?! AAAAAA!!! jaka dupa, co wyście tam wymyślili?!?!?!
- (Wiewiór, zły) no Mamo, tak, no... ta no PUPA!!!!
- (ja) yyyyyy?? jaka pupa? co to był za film?
- (Wiewiór): Muminki!!!
- (ja, z ulgą) może BUKA?!?!?!
- (Wiewiór) tak, tak Buka!!!!
- (ja) ufffffffffffffffffff.

czego i Wam życzę.
i jeszcze zdrowia.
psychicznego też.