MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 31 marca 2009

zycia mala gars'c'

no dobra- probujemy sie wlasnie pogodzic z zaistniala sytuacja. i nie poddawac. to nic, ze prawdopodobnie w tym roku nie przyjade do Rosji. na dluzej niz tydzien, przy dobrych wiatrach - jak sie zlituja i dadza mi turystyczna na siedem dni. taaaaak :>
u nas juz 20,30. niebo podzielone na dwie czesci - szaro-bura i delikatnie rozowa. moze jutro wyjdzie slonce? i stopi resztki brudnej brei, ktora kiedys byla sniegiem. Misha ma dzis wieczorem (22'ga) swoje tancy - chca wystapic na jakims pokazie czy cos w ten desen. super :)
ooo - telefon.
tak - swiat nie spedzimy w Kirovie. pokaz grupy Mishy jest wlasnie 12tego. trudno. tak wiec jednak jaja a'la Moscow.

poniedziałek, 30 marca 2009

szybki kurs dorastania = RED LIGHT


siedze przed komputerm, wystukuje slowa i ledwo widze ekran. a raczej widze go przez lzy. lzy bezsilnosci - a bylo tak blisko!
dzis po odstaniu godziny w obskurnym, zimnym i wilgotnym korytarzu urzedu imigracyjnego dowiedzielismy sie, ze nie tym razem. nie wolno nam zlozyc dokumentow na moj pobyt czasowy - moja registracja jest niewazna. i nie liczy sie, ze to hmmm...w jakims sensie koniec. za 3 tygodnie wracam do domu i nie wiem, co dalej. kiedy i czy wogole dzadza mi wize. a Misha nie ma przeciez nieskonczonej ilosci dni urlopu.
mozemy byc zli tylko na siebie - Egipt. po powrocie powinnam byla wyrobic nowa registracje. ale nikt nam o tym nie powiedzial, kiedy bylismy na konsultacji pierwszy raz. ... inaczej sie nie da- jesli zaplacimy kare, bede miala w papierach, ze naruszylam prawo i odmowia mi prawa pobytu.
wyjscie- wyjechac. jedyne.
a dalej? nerwy oczekiwania... i znowu ten koszmarny typ w konsulacie w krk.
i kogo obchodzi milosc? gdy czytam fora poswiecone pobytowi czasowemu robi mi sie jeszcze gorzej na duszy. rozdzielone malzenstwa, malenkie dzieci , ktore nikogo nie obchodza. jakby papierki i pieczatki byly wazniejsze od czlowieka. oto RF - добро пожаловать!

pozniej - koszmarnie boli mnie glowa od tego placzu. za oknem szary deszcz siapi od 2 godzin. do tego wsadzilam galaretke do zamrazalnika zamiast do lodowki i teraz musze obejsc sie smakiem :)

a post mial byc o sobotniej imprezie u Gareth'a, ale zycie samo zmienilo plany.no dobra- chociaz jedno zdjecie dodam. a co tam - czesc rozrywkowa tez musi byc, a co!

sobota, 28 marca 2009

backspace

spacer (od Cistykh Prudov do Placu Czerwonego) po Moskwie wczoraj dal mi nieco do myslenia. po pierwsze - w sumie nic nowego - nie szwedac sie po Aleksandrowskim sadzie (wszedzie milicjanci). po drugie- slonce zdecydowanie stanelo po stronie wiosny - w sloncu jest cieplo i prawie nie czuje sie mrozu na policzkach. ale i tak wszyscy czekaja juz na konkretne ocieplenie - jest parwie kwiecien, a wiosny ani widu ani slychu.
Swieta prawdopodobnie spedzimy w Kirowie, u Taty Mishy. dowiem sie tylko gdzie u nich jest kosciol katolicki i juz :) - co mi zalezy, gdzie bede gotowac jajka i trzec chrzan? bo z koszyczkiem to ja chyba jednak nie polece...znowu.

czwartek, 26 marca 2009

c'moje- boje i takie tam ;)

mroz. czekam az woda sie zagotuje, zeby zalac kawe. spie na siedzaco po wczorajszym nocnym ..wieczornym (22.00 ) seansie w kinie. film z Nicolasem Cage'm .
refleksje? hm. Cage jest farbowanym lisem. znaczy - farbuje wolosy - moj idol :> uwielbiam to :> ('ironia ironia'). i ratuje ...hm. w sumie to wlasnie nie ratuje, bo mu kosmici dziecko porywaja. na kosmiczna lake z falujacym zbozem i krolikami :> - ach! ach! az mi mdlo od tego lukru. no kto im kase na krecenie takiego goowna daje?

środa, 25 marca 2009

pomieszanie z poplataniem

otwieram niechetnie oczy - na ulicy ciemno i szaro. a wlasciwie szaro-bialo: od rana pada snieg. mokry, lepki - zimowy!!! na ulicach znowu bloto i korki. i to ma byc wiosna?!!!!??? z zazdroscia patrze na prognoze pogody na ten weekend w Krk - 15 stopni. na plusie!!! :>
pije herbate i poraz kolejny wypelniam moja ankiete do Urzedu Imigracyjnego. wlasciwie, to dziwi mnie to, ze nie pytaja o numer buta, ulubiony kolor i preferowana wysokosc szpilek. kretynizm. i jeszcze moze obrazek narysowac - czy aby nie mam maniakalnych sklonnosci :>

wtorek, 24 marca 2009

na rozstaju drog

w mojej pozornej stablizacji pojawiaja sie coraz to nowe pomysly na to, 'co dalej'. niektore zostana pewnie na zawsze w sferze marzen, ale inne - hmm! no ja to nawet chyba mam potencjal :) ale pisac nie bede, bo mi jeszcze ktos ukradnie pomysl ;))
w domu 2 zimno- nie ma cieplej wody, slonce zaszlo. zima walczy z wiosna. a ja z lenistwem. od tej zimy starly mi sie rekawiczki i musze je zacerowac. kupienie nowych okazalo sie ponad moje sily- nie dam 90 zl za pare kordonkowych szmatek :). co? nie walcze z kryzysem? walcze, ale nie ulegam panice i zludnemu poczuciu, ze 'poki jest, to trzeba brac' :) gadam od rzeczy.
tutejsze dziewczyny rzeczywiscie na sile lansuja wiosne spodniczkami-paskami i brzuchami na wierzchu, podczas gdy normalni ludzie poprawiaja szaliki i marza o cieplej herbacie.ale podobno od 1ego ma byc cieplo- 5 stopni - to juz przeciez upal!!!
dzis 24'ty, wiec juz rok od mometnu, kiedy poznalam Mishe. mojego tzw 'meza', ktory nie ma czasu nawet zarowki wymienic :>. wyczuwam ironie we wlasnym glosie. czyzby?
no nie- znowu zagotowal mi sie rosol!!! stoi nad tym czlowiek, prawie sie do tego modli i ... na sekunde odejdzie - buuuum!i myj czlowieku rozgrzany palnik, zeby nie smierdzialo spalenizna.
a w sobote podobno impreza u Garetha - kolegi Mishy z pracy. ogoreczki, losos i ...eee.. wodeczka. bbbb.. niedobrze mi!

poniedziałek, 23 marca 2009

zwiedzania c.d.

:) a ja sobie nadal zwiedzam tutejsze szpitale i zbieram swoje pieczatki. i wiecie co? mam juz wszystkie!!!! tak - to nie sciema- mam to niebiesko na bialym: siedem wielgachnych i okraglych.
tyle, ze dzis kolejka byla dluuuga i 20 minu stalam pod drzwiami budynku na mrozie. potem okazalo sie, ze zapomnialam tlumaczenia paszportu i musialam metnie sie paniom tlumaczyc. dobrze,ze wpadlam na podsuniecie im starej wizy, gdzie widnieje jako 'Maria Zuzanna', a nie obecna z 'Maria Sjuzanna'. bardzo prosze sie nie smiac. niewiele brakowalo bym musiala jechac znow godzine do domu po jeden swistek. tutejszych urzednikow zakakuje uprzejmosc - to ,ze powie sie im dzien dobry, usmiechnie itd. tu wszyscy wymagaja i basta. a ja... no coz - o tym juz bylo :) aha - i odkrylam ile kosztuje strona ksero w Moskwie - 5 zl !!!!! serio! uf!
wczoraj Misha zaczal cos przebakiwac o przeprowadzce...jak ja bym chciala, zeby do Krk - juz teraz!!! ale niestety - jeszcze nie teraz. Misha ma tu prace, a Pl? ale ale -
moj brat zerwal...zle slowo. skonczyl? chyba 'sie' :>. no - w kazdym razie powiedzial bye bye P. nie chce wyjsc na swinie, ale tak sie ciesze :) hmmm - jak na 24 lata to ona zdeka niedojrzala jest. (eufemizm!!!!! eufemizm!!!) w romantycznych komediach takie dziewczyny na koncu zostaja same - to te zle. no dobra- ja jej nie znam. osobiscie. to nawet lepiej. ja sie nie kreuje na znawce tematu, ale nawet slon mialby wiecej taktu niz ona. a zwykly slimak-przegrzebek wiecej uczuc. aaa, co mi tam? krzyzyk na droge! tylko znikaj na zawsze!! a kysz!!! :)

piątek, 20 marca 2009

I've to find the will to carry on ...


od rana RMF huczy o dniu wagarowicza - no tak: jutro na zachod od granicy bialoruskiej zaczyna sie wiosna!!!! kalendarzowa, ale jednak :) bo tutaj, in Russia, wiosna astronomiczna jest juz od 1 marca.
u mnie bez zmina, nadal latam po klinikach i zbieram swoje pieczatki, sikam do sloikow (tutaj jeszcze nie odkryli sterylnych pojemniczkow na mocz) lub oddaje krew - po raz trzeci w tym tygodniu. moze oni rzeczywiscie mnie wystrzela w ten kosmos? :> albo z FR :) to juz raczej ten drugi wariant.
walcze z sennoscia i checia zasniecia na siedzaco przed kompem... slonce tak zahecajaco swieci, ze az... tak- i tak musze pojechac dzis jeszcze raz do tej przychodni. godzina w jedna strone :> przynajmniej sobie ksiazki czytam w drodze.

wtorek, 17 marca 2009

step up

:) bede mogla pisac doktorat o szpitalach i przychodniach w Moskwie. o tych dla obcokrajowcow.
stop- mialam pisac o moich przygodach na froncie szpitalnym , ale sie rozmyslilam. w sumie to to nudne ;)
oficjalnie zmieniam temat na 'W marcu koty, w kwietniu psy, a w maju...', sami dodajcie odpowiednie slowo. ja mam ochote dopisac 'Na calego!', ale sie powstrzymam :)
jestem chyba ostatnia osoba, ktora sie nadaje do podpowiadania w sprawach sercowych. naprawde. ale serio w tym przypadku chcialbym pomoc i .... nie moge ... nie moge, bo smiac mi sie chce. tak pozytywnie, ale jednak. dawno czegos takiego nie... slyszlam. czy ja sie dziwie? nie- wcale nie. i wlasciwie post powinnam nazwac 'Szalenstwa panny E-vy'. rece ze skarpetkami opadaja - i chcialabym i boje sie, a tak naprawde, to nie wiem, czy warto.
czy ja tez kiedys taka bylam? pozornie spokojna? eee- ide sobie, bo jeszcze mi wyjdzie, ze moje dzialania z ostatnich 12-tu miesiecy sa ..pomylka. lub cos jeszcze gorszego :)
E. - wybacz, ze poswiecialm Ci posta, ale naprawde mnie rozwalilas :)))) i dzieki Tobie usmiecham sie do zycia. Ty tez sie usmiechnij - najpierw do siebie samej, a potem - rzuc czyms wreszcie w to okno!!! (tylko nie bielizna - dla rownowagi ). i do przodu!!!

poniedziałek, 16 marca 2009

a jednak :)

jak juz pisalam, za oknem zima- snieg powoli proszy, pod nogami slisko. rosol to dobre rozwiazanie ;)
tyle mysli krazy w mojej glowie, ze sama nie wiem od czego zaczac. staram sie jakos to wszystko poukladac w zgrabna calosc... uf!!!
w szpitalu niespodzianka- pani rejestrujaca zrugala mnie od drzwi slowami ' Czy pani w domu tez chodzi w plaszczu?' GRRR!!! przeciez nie wiedzialam,ze powinnam sie natychmiast rozebrac pod drzwiami. potem z wazna mina nic mi nie chciala powiedziec, wiec musialam sie po raz 10'ty wytlumaczyc i przeprosic, by wogole zechciala ze mna gadac. czemu ja sie jeszcze dziwie? ja sie dziwie, ze jeszcze sie czemus dziwie :)

niedziela, 15 marca 2009

bomba zegarowa

leniwy, niedzielny poranek - kawa do lozka, film, prysznic i do kosciola. na ulicy niemila niespodzianka- miala byc wiosna, a jest ... jak jest. czyli mrozno.
sasiad z pietra jednak odbudowuje moja wiare w dobre wychowanie- krotka rozmowa, wymiana uprzejmosci - juz mi lepiej.
w metrze szumnie i duszno, jak zwykle, nowosc to rozwrzeszczani kibice Spartaka Moskwa. ale co mi tam - zaczytalam sie w 'Szopoholika...' ;)
w kosciele, na polsiej mszy dzis prawie komplet - gorezj juz na Gorzkich zalach. zanizam srednia wieku zdecydowanie. nie to, co u mnie, w Krk ... tam szpilki nie ma gdzie wbic.tu ludzie cenia swoj czas- godzina w kosciele zdecydowanie wystarczy :)
Moskwa w niedziele to bomba z opoznionym zaplonem - przez skore czuje sie juz napiecie przed poniedzialkiem. a wtedy - do pracy rodacy!!! metrem!!!!
a potem dzwoni Marzena :))))

sobota, 14 marca 2009

w zawieszeniu

Paryz oczami (aparatem) Mishy.

tyle juz za mna, a tyle jeszcze przede mna. przed nami :)

pozwiedzam sobie tutejsze szpitale, oddam krew i takie tam, i ... za miesiac bede w domu. domu 1 (o ile wczesniej nie oddam ducha ;>).
mam nadzieje, ze zobacze wiosne w PL. nieco pozno, ale zawsze :). tutaj wiosna przebija sie niesmialo zza chmur i ogrzewa pedzacych za swoimi zalatwieniami mieszkancow. niektorym przy minus 1, lub temperaturze oscylujacej kolo zera, jest tak goraco,ze chodza w ...skorzanych kurtkach. to, ze kulac sie i krzywiac niemilosiernie - niewazne :) to jest szpan! musze przyznac, ze sama bym sobie taka sprawila, ale przyjemnosci potem- najpierw badania, badania, badania. moze oni chca mnie wystrzelic w kosmos? :> tyle tego wszystkiego!!!
dzis gotuje Misha. ja zastrajkowalam i pojechalam do znajomych Polakow. jak to dobrze nie zastanawiac sie nad przypadkiem i mowic, mowic !!!!! juz wrocilam- tak dla jasnosci :)

piątek, 13 marca 2009

dwie kreski = linia przerywana

alez dzien. kolejki w banku do zaplacenia rachunkow, tajemnicze zaginiecie moich zaswiadczen o ukonczeniu kursow... a to dopiero poczatek. adres szpitala w ktorym mam zdac krew - zly. telefon do dobrego - zly. 'w internecie prosze nie sprawdzac!!!' jako rzeczowa odpowiedz- i tak lepsza od nie podniesionej wcale sluchawki. jednym slowem? Rosja (chociaz na usta cisna sie inne, niecenzuralne).
zarty o wstapieniu RF do EU uwazam za niesmaczne. i nie na miejscu :>
postanowilam sie nagrodzic za trudy dnia dzisiejszego i wybralam sie na zakupy - wiosenny szaliczek chcialm upolowac. a tam... dziki tlum, ktorem kryzys jest obcy - wszyscy obladowani siatkami z firmowych sklepow. a ja pomykam miedzy wieszakami w poszukiwaniu przystepnej ceny za kawalek szmatki. a potem (yes yes yes) szybkim i pewnym krokiem do kasy. byle szybciej stamtad wyjsc!!! i znowu sie czegos dzis nauczylam - nigdy wiecej w piatek do sklepu!!!
ach - bylabym zapomniala- teraz jestem dyplomowanym dizajnerem wnetrz :)))) jakby sie ktos pytal :)

czwartek, 12 marca 2009

czasem slonce, czasem deszcz

nie- tym razem nie chodzi mi o Petersburg ;)
moskwa- zwyczajny czwratek, jak kazdy inny. tyle, ze tym razem jedziemy skladac papiery do kolejnego urzedu - Rosja jednak mnie nie chce. po polgodzinnym oczekiwaniu okazalo sie, ze koledujemy do zlych drzwi. aaa!!! no dobra - i tak nie jest zle. tylko 4 osoby przed nami. oczekiwanie dluzy sie w nieskonczonosc, tymbardziej, ze ... Zalatwianie potrzeb fiziologicznych nie wchodzi w tym budynku w gre - albo 'trzymasz', albo ... lecisz do toi'a pod stacje metra. heh - co najdziwniejsze, tam wszedzie pachnie tak, jakby ... Sami wiecie. wilgoc, waskie schody, brak krzesel dla oczekujacych petentow, okna szczelnie zatakne kocami- koszmar jakis. a standardy dla inwalidow? haha- przeciez to Rosja!!!! tloczacy sie wszedzie Ormianie, Gruzini i Bog wie kto jeszcze. i ja.
kiedy przychodzi nasza kolej urzednik -chlopak w rozowym sweterku z Zary- nawet sie do nas nie usmiecha - nawet 'dzien dobry' nie uswiadczysz. no dobra- ucz sie czlowieku pokory. stosunek 'Rozowego' zmienia sie, kiedy mowie mu, ze jestem Polka. cos na ksztalt usmiechu miga na jego twarzy. odpowiada juz grzeczniej, nawet cierpliwie podpowiada i poprawia bledy w ankiecie. okazuje sie, ze oczywiscie brakuje nam z polowy swistkow, ale co tam. wbita do glowy uprzejmosc i grzecznosc robia swoje - na koniec 'Rozowy' nawet idzie sprawdzic, czy rzeczywiscie wszystko nam powiedzial i potem mowi swoje 'dosvidaniya'/ ufffff!!!! kiedy wychodzimy jest 11, 20 - znaczy,ze przyjmuja dopiero 1,5 godziny , a 20'ta, kiedy koncza tam roboczy dzien, wydaje sie byc tak daleko!!!!
w kawiarni Misha wyjasnia mi, ze Rozowego 'udobruchala' nie tyle moja deklaracja polskosci, a to, ze NIE JESTEM GRUZINKA. podobno wygladam tak, jak one. czy to byl komplement ?:DDD

środa, 11 marca 2009

just another day

kolejny dzien w Moskwie za mna mozna powiedziec. korek na 3 kolce, kobiety obwieszone torbami z Auhana (tutaj zwanego dzwiecznie Aszanem) - znaczy juz prawie 17,30. dobrze, ze sie z lenistwa dzis nie pomalowalam, bo caly czas tre oczy - spaaac!!!!
wyszlam dzis z domu w poszukiwaniu urzedu emigracyjnego z duzym poslizgiem- pralka nie chciala sie otworzyc. moze to byl znak? hmmm... gdyby nie to, ze mialam wyraznie napisany adres, to w zyciu nie przyszlo by mi do glowy, ze to TO. zero tablic, falg czy czegokolwiek swiadczacego o urzedowaniu tam panstwowych organow wladzy (do tego absolutnej:>). niski, stary, przegnily budynek o waskim korytarzyku i szczelnie zamknietych drzwiach gabinetow. o tym, ze jestem na miejscu powiadomila mnie przyklejona niedbale do drzwi kartka z napisem 'Paszportow tu NIE wydajemy'. poczulam sie jak w 'Misiu' tylko jakos mi do smiechu nie bylo. zapytac nie bylo kogo - dzis petentow nie przyjmuja. bywa.
uf- wypelniam wlasnie kolejny formularz - no co za ludzie!!! ja wczesniej tyle o sobie nie wiedzialam :> no litosci!!!!co to kogo tak naprawde obchodzi!!!!
chyba sobie kawe strzele, bo odcisne im jeszcze swa nadobna facjate dla pelniejszego obrazu. (tak- zdjecie tez trzeba zalaczyc, w liczbie sztuk 4. tyle , ze wyszlam na nim jak zawsze, czyli... no comments).
a moze by tak wypelnic ta ankiete tak z 'jajem'? yyy - watpie, by oni tam mieli jakiekolwiek poczucie humoru.

wtorek, 10 marca 2009

(ZA)dobre wychowanie

juz dawno zaczelam podejrzewac, ze mozna byc 'za dobrze wychowanym'. i ze to przeszkadza w normalnym zyciu. taki swoisty paradoks - to, co ma w teorii pomagac, staje sie powodem do :
a) kpin ( w najlepszym wypadku)
b) frustracji (zazwyczaj)
c) poczucia wyobcowania (zdecydowanie).
tutaj (czytaj : w Moskwie) nikt sie z nikim nie piesci - jakie przepuszczanie w drzwiach? jakie ustepowanie miejsca? a dzis to juz szczeka mi opadla do ziemi w.. naszej klatce schodowej. moze ja jestem staromodna, ale nauczono mnie mowic 'dzien dobry' sasiadom, wiec obladowana siatami usmiechnelam sie pod winda do pani w srednim wieku i wyprodukowalam swoje 'zdrastje'. Pani popatrzyla na mnie badawczo, a potem powiedziala dobitnie ' przeciez my sie nie znamy'. moja probe usparwiedliwienia sie dobrym wychowaniem pani skwitowala cynicznym usmieszkiem i ironicznym 'phi'.moge sie tylko domyslac, co pomyslala :>. tak wiec przemyslewam ostentacyjne grubianstwo...tyle, ze ... eh!!!jeszcze mi to w krew wejdzie :)
pozniej : zmienialm numer telefonu. ten podobno ma wysylac sms'y (prosze - nie pytajcie dlaczego to nie jest takie oczywiste) i wspolpracowac z nowymi modelami telefonow (!!!!).
taaadam!!!! +7 965 135 42 22 :)
a jutro czeka mnie walka z tutejsza biurokracja, czyli urzedo-noweli odcinek kolejny. licze na Wasze wsparcie duchowe.

poniedziałek, 9 marca 2009

przypadki

wczorajszy dzien kobiet moge oficialnie uznac za bardzo udany. pierwszy raz od dawna sniadania nie musialam robic ja :) w czasie gdy Misha smazyl bliny, ja jadlam lody .... zawsze o tym marzylam - kostka waniliowych lodow na sniadanie :) - mmmm!!!! szkoda tylko, ze zapomnialam o gardle, no ale - raz w roku jest dzien kobiet, nie?
.... wlasnie weszlam na wp.pl i ... lzy jakos same cisna sie do oczu. Prof. Religa zmarl. kiedy jest sie za granica boli jeszcze bardziej.

na zdjeciu ja (no kto by sie nie domyslal :P) i automat do sprzedarzy... pendrive'ow :)) serio - to cos istnieje naprawde!!!! podobnie jak zima, kotora wrocila i niestety ma sie dobrze. czy ja mowilam cos o wiosnie? :>

a moj maz (wow- jak dziko to brzmi :)) uczy sie twardo polskiego. i musze przyznac, ze nasz jezyk nie nazlezy do nalatwiejszych. a ja cwicze sie w cnocie cierpliwosci :
-'Mash, a czemu to jest tak?'
- 'Nie wiem, cholera, czemu!!! jestem Polka!!! nie mysle jak mowie!!! (prosze sie nie smiac) poprostu to czuje!' .
- 'Nie bede sie wiecej pytal!!'
- 'To nie pytaj!!!!'
5 minut pozniej:
- 'Mash, jak mam uzupelnic zdanie ; Co one biora?'
- 'Narkotyki!!! narkotyki biora!!! NIE pisz tego!!!zartowalam!!!'
itd, w ten desen. Kto wymysla te durne zdania w podrecznikach do nauki polskiego? grrr!!!

sobota, 7 marca 2009

wiosna - cieplejszy wieje wiatr!! wiosna...

no dobra- nieco przesadzilam. zadnego cieplejszego wiatru nie ma. a nawet mroz jest bym powiedziala. ale za to slonce swieci tak jakos inaczej. tak optymistyczniej, jasniej. i razi w oczy.
a ja jak zwykle slucham RMF'u (powinni mi chyba placic za reklame, co? :P) i .... nagle zatesknilam za obiadem mojej mamy. za jej rosolem (moj nie jest tak aromatyczny...) i ruskimi. za oh, nie chce tak tesknic. bo tak naprawde to tesknie przeciez za Nia. za jej ironia i zlosliwymi uwagami, kiedy za dlugo spie lub za czesto otwieram lodowke... uh.


tu wykipiala mi woda na makarona na nasz obiad.

o czym to ja? a - caly czas wciskaja w radio 'Kochaj i tancz'. podobno to super film - interesujacy (hmm - to chyba nie jest Polski jednak ..) i dobrze zagrany (jesli gra tam Damiecki to jestem w stanie w to uwierzyc - ja sie prawie plakalam jak wylecial z TzG- Boshe- toz to bylo wieki temu!!!) i takie tam. tylko, ze to przynosi skutek zupelnie odwrotny. serdecznie mam dosc pseudoseksownego' szeptu Izy Miko i jej usmiechu a'la cwana tchórzofretka (zdjecia na wp.pl).
dobrze, ze istnieje RMF Classic :)

no dobra - czas na mnie. idziemy z Misha wymienic ten jego spalony (h hi hi) dysk czy co tam on zamierza z tym skwarkiem zrobic. (Wojtek - on nie byl pijany , kiedy w nim dlubal. nie chce myslec o tym, co by bylo, gdyby jednak byl po 'jednym' ...).

piątek, 6 marca 2009

с наступающим :)!!!!!




uwaga uwaga!!! jeszcze tylko dwa dni do Miedzynarodowego Dnia Kobiet!!!! :)


a tak serio - tutaj swietuja juz od wczoraj.a dzis przejazd metrem zamienia sie w wizyte w kwiaciarni - wszedzie butkiety, szeleszczacy celofan i torebki z prezentami. kroluja tulipany - nigdy nie bylam ich fanka, ale teraz jestem poprostu oszolomiona ich roznorodnoscia i ..urokiem :)


juz rano, kiedy pojechalismy kolendowac w kolejkach do urzedu (to juz inna historia), panowie biegali obladowani kwiatami i bombonierkami. w sklepach kolejki po szmapana (wersja ocenzurowana) i torty. niezle jest tez podarowac pluszaka. i biznes sie kreci. oczywiscie w pracy swietuje sie od rana przy suto zastawionym stole - slatki, sledzik, te sprawy.
a dzis mija miesiac, od momentu naszego slubu :) hurrra!!! w sumie, to powinnismy pojsc na jakas kolacje..ale ze mna to teraz nawet nie warto. po co placic kupe kasy za...suchary? :) nawet nie wiem, czy oni maja cos takiego w menu. do restauracji idzie sie przeciaz jesc, a nie leczyc zoladek ;)..... juz to widze oczami wyobrazni - 'To ja poprosze .... eeee... wode niegazowana i ziemniaki. posolone. dziekuje'.

czwartek, 5 marca 2009

stosunki na szczycie


no dobra- przesadzilam. on nie mial na mysli, ze inni sa gorsi, niz oni - Rosjanie. wiem. ale cos we mnie peklo - nie moge siedziec bezczynnie ( a raczej 'bezslownie'). poprostu nie moge. i reaguje jak kot na widok psa. a potem zaluje ... zawsze o jeden most za daleko. o jedno slowo za duzo. lub wrecz przeciwnie- milczenie, choc tak naprawde chce sie krzyczec. i wykrzyczec wszystko.
na tancy oczywiscie wczoraj nie poszlismy i moze wlasnie dlatego tzw.polityczna poprawnosc gdzies sie zapodziala? moze... A moze tak wlasnie czlowiek (ja) uczy sie zycia z obcokrajowcem na... wlasnej skorze.
a chomik to zalosne wspomnienie moich mini-wakacji w Egipcie. ludzie, jesli juz koniecznie musicie tam jechac - NIE JEDZCIE TAM!!! ja do tej pory..no, niewazne :) (i bede sie trzymac tej wersji, jako powodu rezygnacji z tancow wczoraj).

środa, 4 marca 2009

blood on the dancefloor

dzis 'wielki' dzien. pierwszy raz ide na slynne tancy Mishy. wiecie- te, od ktorych wszystko sie zaczelo ;)...ehhh!!! to juz rok. a raczej rok bez ... 4 dni, jak przyjechalysmy do Rosji pierwszy raz. i kto by pomyslal.
taaak - ja juz Mishe w akcji na parkiecie widzialam. tak. ale dzis to ja mam sie pocic. i jakos tak ... no mam malego stresa. a jak sie okaze, ze moj talent oscyluje miedzy 'brak', a 'my juz pani podziekujemy'? i to po rusku.
aaa, musze jeszcze zdazyc do ksiegarni po koleja czesc "Confessions of a Shopaholic" po rusku. wciagnelo mnie, musze przyznac. lekture szczerze polecam - lekka, zabawna ksiazka - cos a'la Bridget Jones. ale film - wrecz przeciwnie!!!! wlasnie ogladam - nie warto!!! jakis taki plastikowy i latwy do przewidzenia. a szkoda.
no dobra- dzis juz chyba nie zdaze po ksiazke. ja, jak czegos nie zaplanuje na rano, to potem...

wtorek, 3 marca 2009

wall




a moj kochany maz (!!!!!!) 'zapomnial' zaplacic rachunek za prad :> i wczoraj dwa razy dzwonili z ponagleniem. jak uwielbiam te telefony "Вас приветствует компания ....." ('Wita Pastwa firma...'). zabawne - Putin zakreca Europie gaz, a Rosjanie korzystaja z kuchenek... elektrycznych. naprawde. w sumie to logiczne- lepiej obcym drozej sprzedac.
zdjecia to taki maly rownowaznik po Egipcie- u nas bialo i zimno. a podobno w PL wiosna pelna geba.
czytalam wczoraj bloga Klaudii ..heh. nawet nieco sie wzruszylam - opisywane przez nia D-pils nie zmienilo sie ani odrobine przez ostatnie dwa lata. no- moze teraz brak ogrzewania tlumacza kryzysem. czyli Mala Rosja wiecznie zywa. ale stop!!!! jest jedna zmiana - koordynator Erasmusa w D-pils zorganizowala wycieczke do Rygi dla studentow z wymiany. hahahaha!!!!!

poniedziałek, 2 marca 2009

nasza Rasha, czyli Dom 2




































































juz w domu... znaczy domu 2. tak w zartach nazywamy Moskwe.

podroz poslubna - tak to sie chyba nazywa, prawda? :D lato w srodku zimy. i najwazniejsze- SLONCE!!!!! nawet nie temperatura- 25 w ciagu dnia i 15 noca, ale wlasnie to slonce :)))

piasek, lezaki, parasole przeciwsloneczne.... woda w kolorze turkusowym - jak na zdjeciach z katalogow biur podrozy. tam czlowiek odpoczywa przez duze O. hmmm - ja to nie bardzo mialam od czego, ale dobra... tak wiec Misha Odpoczywal, a ja ... ja sie opalalam, plywalam i .... jadlam :>

tak - jak chomik jakis. jakbym nigdy w zyciu jedzenia nie widziala. taaak -tylko ja moglam pojechac do Egiptu bez srodkow typu Loperamid... do teraz nie moge niczego normalnego zjesc. i tylko pic, pic, pic... wode. bo na herbate juz patrzec nie moge. jaki z tego moral? hmmm ..pouczajacy, zeby nie powiedziec oczyszczajacy. doslownie.

w calym Sharm slychac prawie wylacznie ruski i angielski. wloski tez nie jest rzadkoscia. chociaz... tamtejsi, bijacy rekordy nachalnosci, handlarze potrafia powiedziec zdanie w kazdym chyba jezyku swiata. serio - gdy powiedzielismy, ze jestesmy z Polski - oni : ' Jak se masz?'!!!! grrr!!! w Chinczykow nie uwierzyli...ciekawe dlaczego :DDD. musze szczerze przyznac, ze sa w 99 % bezbledni w rozpoznawaniu po wygladzie... ale to w przypadku Rosjan nie jest wcale takie trudne- szpilk i kapiace zloto to standard wsrod turystek ze wschodu. my w naszych trampkach wpasowalismy sie gdzies miedzy Francuzow i Anglikow.

ale ale - Polki tez byly!!!! a jakze. na statku przedostatniego dnia, kiedy nurkowalismy (tzw. snorkling :PP). sprytna, pchajaca sie wszedzie panienka we wsciekle rozowej sukience (lub nieco dluzszym topie, jak kto woli) i jej maslane oczka do instruktora + jej mamusia wpatrzona w nia jak w obrazek. czemu My tacy jestesmy za granica? no czemu? pozostali uczestnicy rejscu patrzyli na jej umizgi zniesmaczeni, a ja zrezygnowalam z 'ujawnienia sie'. ....
zabawne - tydzien spedzony w Sharm zlal sie w jeden wielki dzien. i wszystko wydaje sie byc juz dzis tak nierealne... wysiadajac z taksowki na lotnisku wdepnelam w bloto po kostki i ...poczulam sie jak w domu :) domu 2.
..... но все-таки она наша - Наша Раша.....