MOSCOW CITY, RUSSIA

niedziela, 31 stycznia 2016

Hello from the outside

Dziś nowości ze wschodu.
Zima była, ale się skończyła. nagle. wczoraj minus 20 (odczuwalna minus 28), dziś plus dwa. to, co przepięknie wyglądało pod grubą warstwą śniegu, teraz widać jak na dłoni: brud, szarość i sankcje.
Wierzcie, lub nie, ale kiedy jest silny mróz, świeci słońce i śnieg skrzypi pod nogami, żyje się trochę jak w bajce. "Mam tę moc! mam tę moooc, i wszystko zmieni się!!!'  - tak, tak. jak w Krainie Lodu.
I nawet to, że trzeba się ubierać półgodziny (ciepłe gacie, wełniane rajty, ciepłe skarpetki, legginsy termiczne, spodnie narciarskie, golf, sweter z alpaki i ja wiem - jeszcze ze dwie pary ciepłych skarpet, walonki, kożuch i trzy warstwy rękawiczek plus czapka- papacha) i wypełzać na ten wygwizdów, nie jest takie znów straszne. Sajgonki zachwycone, policzki zaczerwienione, śpiki zamarzają. czad!
A teraz wyobraźcie sobie taki obrazek: sam na sam z 2 dzieci. wasz samolot o północy ląduje szczęśliwie w Mordorze, gdzie od kilku godzin buszuje burza śnieżna, jest dziki mróz. przechodzicie kontrolę paszportową (tym razem nie czepiali się, że nosisz inne nazwisko, niż twoje dziecko i nie musisz szukać w torbie cholernych aktów urodzenia. z tłumaczeniem przysięgłym!) i ledwie żywy docierasz do taśmy bagażowej. smętnym i utęsknionym wzrokiem wypatrujesz swoich dwóch sztuk, a tu LIPA. PUSTKA. NIE MA.
nie wiem, jak normalni ludzie, ale ja dostałam ataku histerii. kolejka do LOST&FOUND gigantyczna, ale jakoś mnie to nie pociesza. i w normalnych warunkach ja nie z tych, co to się łokciami przepychają. odczekawszy swoje, z makijażem a'la miś panda, staję przed urzędniczką. mam 'tylko' wypełnić 3 egzemplarze dwustronnego druku, nie robić broń Boshe błędów i iść z tym wszystkim przez całą halę bagażową do celnika. tam też kolejka. panu się nie spieszy, jest na stanowisku jeden. jeden na cały ten tłum. każdemu wypisuje RĘCZNIE uwagi w tych drukach i uważnie czyta kwity bagażowe. kiedy nastaje moja kolej, pyta: 'a jakże to pani bagaż zgubiła?'. JA?!?!?!?!?!!? od celnika truchtamy z powrotem do LOST&FOUND i z nową pieczątką możemy szczęśliwie opuścić ten hangar.  moje szczęście nie zna granonic!
złość, frustracja i chęć mordu też.
i tu wisienka na torcie. z ciepłego lotniska w końcu trzeba wyjść, nie? na czas podóży nie odziewam się zbyt ciepło, żeby nie oszaleć do końca. dżinsy, parka, adidasy. no więc drzwi się rozsuwają powoli, wkurzona jak wszyscy diabli wybiegam na pole, w twarz wali mi śnieg, wiatr wyje, a ja stoję po kolana w zaspie. i jest mega, cholernie i totalnie ZIMNOOOOOOO!!!

ta dam!!!!

ps 1: bez emocji, dzieci miały kombinezony i wszystko na miejscu. i TAK, wiedziałam gdzie lecę.
ps 2: bagaż się znalazł!

sobota, 9 stycznia 2016

I wrote a letter in my mind, but the words were so unkind

Gdybym zasiadała do pisania za każdym razem, kiedy to miałam świetny pomysł na post, to powinnam mieć dużo lepsze statystyki, niż 1 notka na dwa miesiące. 
no - teoria już była.
w realu staram się trzymać w ryzach ten nasz cyrk na kółkach i nie zwariować. 
Wiewiór chodzi do szkoły na zajęcia przygotowawcze. póki co - odpukać (puk puk) - pełen zachwyt i miłość po grób. podchodzę od tego bez szału, bo wiem, gdzie leży pies pogrzebany: lubi, bo nie musi. dwa razy po dwie godziny, trochę czytania, dodawanie cukierków, lepienie z plasteliny. i PRZERWA. najważniejszy moment, kiedy to można coś przekąsić i pobawić się w berka na korytarzu. koleżanki, tornistry, bransoletki z gumek, no i dziewczyny kontra chłopcy - te sprawy. 
jest i zadanie domowe. 
właśnie tu pojawiają się małe schody, bo ochota nie zawsze jest. a tu trzeba jeszcze porysować, podroczyć się z Olgą - zająć się wszystkim, tylko nie odrabianiem. a że akcja dzieje się w Mordorze, to zadania są cyrylicą. matematyka w języku obcym kontra ja. ha!!! i po polsku nie było się orłem, a to dopiero początki. 
nie no, jeszcze daję radę, ale coś czuję, że będzie się działo. 
e, późno, idę spać. 
Dzieci śpią, cisza, ale mózg mi się do końca zlasuje od tych reklam środków na hemoroidy, kremów przeciwzmarszczkowych i czegoś, co ma stawiać konar do pionu. 
a może to był maszt?
cokolwiek to jest.