MOSCOW CITY, RUSSIA

sobota, 9 stycznia 2016

I wrote a letter in my mind, but the words were so unkind

Gdybym zasiadała do pisania za każdym razem, kiedy to miałam świetny pomysł na post, to powinnam mieć dużo lepsze statystyki, niż 1 notka na dwa miesiące. 
no - teoria już była.
w realu staram się trzymać w ryzach ten nasz cyrk na kółkach i nie zwariować. 
Wiewiór chodzi do szkoły na zajęcia przygotowawcze. póki co - odpukać (puk puk) - pełen zachwyt i miłość po grób. podchodzę od tego bez szału, bo wiem, gdzie leży pies pogrzebany: lubi, bo nie musi. dwa razy po dwie godziny, trochę czytania, dodawanie cukierków, lepienie z plasteliny. i PRZERWA. najważniejszy moment, kiedy to można coś przekąsić i pobawić się w berka na korytarzu. koleżanki, tornistry, bransoletki z gumek, no i dziewczyny kontra chłopcy - te sprawy. 
jest i zadanie domowe. 
właśnie tu pojawiają się małe schody, bo ochota nie zawsze jest. a tu trzeba jeszcze porysować, podroczyć się z Olgą - zająć się wszystkim, tylko nie odrabianiem. a że akcja dzieje się w Mordorze, to zadania są cyrylicą. matematyka w języku obcym kontra ja. ha!!! i po polsku nie było się orłem, a to dopiero początki. 
nie no, jeszcze daję radę, ale coś czuję, że będzie się działo. 
e, późno, idę spać. 
Dzieci śpią, cisza, ale mózg mi się do końca zlasuje od tych reklam środków na hemoroidy, kremów przeciwzmarszczkowych i czegoś, co ma stawiać konar do pionu. 
a może to był maszt?
cokolwiek to jest. 

Brak komentarzy: