MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 3 lipca 2009

kałuże, parasol i szpilki

czyli powrót deszczu. w sumie, to nawet dobrze - wczorajsza duchota była nie do zniesienia.
a akurat przypadł dzień wypełnienia dobrego uczynku wobec tzw.bliźniego. brzmi cukierkowo. z wykonaniem było ciut (eufemizm?) gorzej - kilka razy miałam ochotę:
a) wyjść ze sklepu
b) palnąć Ciocię
c) powiedzieć/wykrzyczeć co dokładnie o tym wszystkim myślę.
aż chciałoby się zanucić 'Rodzina, rodzina...' - resztę dośpiewacie sobie sami.
uwielbiam tzw. shopping ubraniowy, ale do wczoraj mam uraz i jak widzę ciuchy to mi słabo. terapia szokowa powiecie? no dobra- tylko to boli!!!! :)
a Fasolka jest Fasolką, bo ma być niespodzianka - tak zdecydowaliśmy. hmmm- nawet lepiej - w związku z wyprzedażami nakupiłabym kupę dziecięcych rzeczy. a tak - nie wiem i śpię spokojnie :)
jeśli naturalnie Fasolka akurat mnie nie kopie ;)
ale ale- wczoraj okazało się, że nie tylko mnie buty obcierają. we wszystkich okolicznych aptekach plaster to towar deficytowy. szczególnie taki do cięcia. buuu!!! ale co mi tam- i tak pogoda na kalosze. chociaż do miary sukienki ś. mam wziąć szpilki .... hmmm. to może jeszcze olejek do opalania i ręcznik kąpielowy? :P taka sama abstrakcja.

Brak komentarzy: