MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 4 czerwca 2013

My summer wine is really made from all these things



gdybym dziś rano nie spojrzała najpierw na termometr (25 ' na plusie), a na ulicę, to pewnie otarłabym się o zawał: za oknem znów biało.
spokojnie, to tylko topole. 
ze względu na problemy z kręgosłupem dostałam skierowanie na zastrzyki, gimnastykę rehabilitacyjną i masaże. spoko. chociaż nie kręcą mnie strzykawki, to to jeszcze jest do przeżycia. za ćwiczenia póki co się nie zabrałam z braku czasu (patrz: lenistwo). jaja za to są z masażem. kiedy się na niego zapisywałam, do głowy mi nie przyszło, że lepiej poprosić o masażystkĘ. 
jak to ja - wpadam do recepcji spóźniona, z tyłkiem bolącym od codziennej porcji witaminy B. wywołana wchodzę do wskazanej kabiny, a masażystA mówi do mnie: 'proszę się rozebrać do pasa i położyć, zaraz wracam'. JAKIE ROZEBRAĆ?!?!?! DO JAKIEGO PASA?!?!?! aaaaa!!! zamiast się wyluzować i mieć 10 minut luksusu w postaci tępego leżenia plackiem, przez cały czas myślałam tylko o tym, że kurde obcy facet mi patrzy na tyłek. po każdej uwadze 'proszę się rozluźnić', dostawałam ataku paranoicznego śmiechu i oczywiście spinałam się jeszcze bardziej. biedny facet musiał pomyśleć, że trafiła mu się jakaś pruderyjna i postrzelona baba. po zakończeniu seansu miałam nie zrywać się jak oparzona i chwilę poleżeć. taaaaaaaaaa. jeszcze nigdy tak szybko się nie ubierałam. 

Brak komentarzy: