MOSCOW CITY, RUSSIA

środa, 30 listopada 2016

Solo te veo, solo te deseo, eh oh

Powinni mi przyznać jaką specjalną nagrodę za wyczucie czasu. Sama nie wiem jacy 'oni' i jaką konkretnie, ale należy mi się bezsprzecznie.
Popijając sobie herbatę z sokiem malinowym, między wieszaniem prania, myciem naczynia i wycieraniem zadków, doznałam olśnienia, że jutro zaczyna się grudzień. Znaczy się ZIMA. Tak, u nas za Bugiem zima zaczyna się 1 grudnia. Chociaż w tym roku mogliśmy właściwie zacząć świętować tę porę roku miesiąc wcześniej, bo gdzieś tyle leży tu już śnieg.
Śnieg śniegiem, ale od kilku dni jest mróz. i to nie byle jaki. poniżej 12 stopni. mało? Przypominam, że to jest temperatura powietrza. odczuwalna oscyluje koło minus 20-21. tak, to ten moment, kiedy śpiki zamarzają w nosie, ręce wyjęte z kieszeni bolą po minucie, a Wiewióry i Susliki wyglądają jak Krakowianki: ich policzki są tak czerwone, jakbym długo i z namaszczeniem traktowała je purpurową szminką.
Trudno się więc dziwić, że jedyne o czym ostatnio marzę, to ciepło. I słońce. Nie jestem wybredna: plus 5 mi wystarczy. Tylko żeby niebo było niebieskie, a nie szare, jak szmata do podłogi. Tak więc bilety na Święta kupione i zaczyna się odliczanie do powrotu do Domu 1. Wiem, że to nie całkiem dorosła postawa, ale w nosie mam szkołę (rosyjską). Jakoś sobie poradzimy z nauką - chcę do domu!!!
Tak mi siebie żal, że przeprosiłam się ze słodkim i na dobry początek pochłonęłam babeczkę czekoladową i zapiłam winem. Nie z gwinta (aż tak źle mi nie jest... jeszcze) i nie przy dzieciach. Nigdy nie piję, kiedy harcują - nie mam zamiaru tłumaczyć się w razie czego (puk puk w niemalowane), że to tylko lampka wina była. NIE. NIGDY.
O czym to ja...
Mam takie dziury w pamięci, że sama się zaczynam zastanawiać, czy to nie ten moment, kiedy w kieszeni nosi się karteczkę z nazwiskiem i adresem...
Wcześnie coś, nie?
Ponieważ zaczął się Adwent, obiecałam sobie, że zacznę częściej pisać, więcej czytać, mniej się wydzierać na Sajgonki i .. i ... i?
Idę spać. 

Brak komentarzy: