MOSCOW CITY, RUSSIA

środa, 4 czerwca 2008

z RMF'em w tle :) > po Petersburgu























































DODALAM FILMY DO POSTA Z MECZU :) MILEGO OGLADANIA :)
03.05...06. 2008-06-03

O kurcze, mamy już czerwiec, prawda? A ja w ferworze walki jakoś zupełnie tego nie zauważyłam. Czy to przez Petersburg, czy przez temperaturę – w Rosji jest zimno. Nie ma więcej niż 15 stopni... no tak – w Moskwie – w P. było bardzo ciepło (nawet się opaliłam).
Ale po kolei – PETERSBURG JEST WSPANIAŁY!!! CUDOWNY, KLIMATYCZNY I ... EUROPEJSKI!!! Od razu zaznaczam, że lepsze zdjęcia z P. umieszczę na blogu, jak tylko wezmę je od Mariusza i Kingi. Moje to tylko taka mała próbka tego, co Was czeka ;).
Tyle mamy wrażeń, że nie wiadomo od czego zacząć. Od podróży? Czemu nie ;). Tak więc jechaliśmy od 22’giej do 6’tej rano w nowym pociągu i bardzo fajnie ma się jechało. O 6’tej rano w Petersburgu jest zupełnie jasno, jak w południe u nas. Mega. Ulice szerokie, prostopadłe, zabudowa niska – czuje się przestrzeń. Zakochałam się w tym mieście od pierwszego wejrzenia.
Kiedy dobrnęliśmy – po jakiejś godzinie – do naszych kwater ( super pokoje w klasztorze katolickim) z naszymi plecakami, ogarnęliśmy się i w miasto. Świeciło słońce, więc pojechaliśmy do Peterhoffu – cudownej letniej rezydencji carskiej położonej 15 km od P. Kiedy zobaczyłam park, prawie umarłam ze szczęścia, a to był dopiero początek. Pałac też robi wrażenie, ale ja tam nie lubię kapiącego złota, sami wiecie. Za to liczne fontanny – cudo! W takim miejscu, kiedy świeci słońce jest po prostu magicznie. Ale najlepsze było to, że ogrody wychodziły na...morze!!!!!!!!!!! kiedy tylko zobaczyłam fale i wodę po horyzont, nie chciałam się ruszyć z miejsca... taak. Jak w bajce. Dziwi mnie, że ci ludzie - carowie- byli tak nieszczęśliwi – w takim miejscu nie da się nie odpoczywać. No tak – patrzenie na ogród to nie jedyne zadanie cara... eh!
Po powrocie z Peterhoffu rozdzieliliśmy się- my z Kingą poszłyśmy zwiedzać, a reszta poszła odpocząć. Chodzenie po ulicach Pitiera to niesamowita przyjemność, jeśli dodać do tego liczne mosty na Mojce i Fontance – aż dech zapiera. Nie będę opisywać soborów – ich zdjęcia możecie zobaczyć na blogu później, ok.? (jakoś mnie nie kręcą, sorry ;P). nogi nas tak bolały, że o 23’ciej poszłyśmy spać. Druga ekipa buszowała do późna.
Dzień drugi to Pietropawłowskaja Krjepost (Twierdza Pietropawłowska) – od samego rana piekna pogoda, słońce. Nawet zjadłyśmy drugie śniadanie na plaży pod ścianami, mając przed oczami widok na Newę i Pałac Zimowy (Zimnij Dworjec) którym mieści się muzeum Ermitaż. Sama twierdza- nic takiego. Nieco się zawiodłam. Jedyna ciekawa rzecz tam, to grób Piotra I. Kiedy szliśmy – już całą ekipą – wzdłuż murów oglądać panoramę Newy, zaczął lać deszcz. Nie chciałam wierzyć, że pogoda w tym mieści zmienia się z godziny na godzinę, ale to prawda. Rano – upał, w południe strugi deszczu, zimno, po 15’tej znowu upał i potem znowu deszcz. Pogoda kapryśna, jak baba (ja tego nie napisałam;) ). Później poszliśmy obejrzeć słynną Aurorę (niewtajemniczonych odsyłam do czytania historii Rosji, a konkretnie – do początków Rewolucji 1917). p
Kolejne dni to Ermitaz i Carskie Siolo. niestety nie udalo nam sie zobaczyc Bursztynowej Komnaty, gdyz tego samego dnia mial przyjechac Putin i wszystko bylo zamkniete dla turystow. nie ma to, jak miec szczescie, nie? :) w nocy poszlismy ogladac podnoszenie mostow- super widok, pelno ludzi. aha - BIALE NOCE. jeszcze nie calkiem, ale do 1 jest jasno - cos niesamowitego!
podsumowujac - miasto magiczne, europejskie i mam nadzieje, ze jeszcze kiedys uda mi sie tam wrocic :) jak myslicie? podobno jak sie czegos bardzo chce, to sie spelnia :).
a teraz znowu pisze posta zamiast pisac magisterke - super bilaans- w ciagu pobytu w Moskwie splodzilam ..uwaga... 4 strony. bravo Masha, bravo :>. oby tak dalej.

Brak komentarzy: