MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 2 listopada 2010

say it isn't so

zaczynam się poważnie zastanawiać, czy nie wisi nade mną 'fatum podróżowe'(forma językowa nieistniejąca, stworzona na własne potrzeby autorki). gdziekolwiek bym się w tym roku nie wybierała - daleko, czy blisko - szlag wszytko trafiał. a to pamiętny lot do Gdańska zakończony finalnie w punkcie wyjścia (krk), a to wyjazd na ślub M&M, który dzięki polskim drogowcom i objazdom zakończył się histerią i rozmazanym makijażem w jakiejś zabitej dechami wiosze. powiecie -bywa. taaaak. dwa razy - ok. ale żeby już trzy?
Moskwa oddala się poprzez widmo idących zębów. jak w tanim horrorze klasy B.

Brak komentarzy: