MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 5 lutego 2010

aparat do bani

uffffffffff.
no w końcu nadszedł 5'ty lutego i nasze 3 miesiące skończone. aż się wierzyć nie chce, że już ok.90 dni temu pomyliłam skurcze porodowe z bólem kręgosłupa. taaaaaa.. a o 8,55 Aleksandra wydała swój pierwszy okrzyk i zażądała jedzenia.
nadal jednak czasem patrząc na nią nie wierzę, że to wszystko prawda. i że ta mała lalka to żywa istota, ze swoim charakterem i potrzebami. i że nie jest zabawką do przebierania i zabawy w mamę.
z olbrzymimi oczyskami, malinowymi ustami jak z reklamy i bujną nadal, choć już bardzo przerzedzoną czuprynką. i z całą piąstką w buzi ostatnio ;). nie ma to, jak własne palce- smacznego. no i gwóźdź programu - dołeczek w brodzie. i to cudowne 'aja aja' ze smoczkiem w buzi, gdy jest głodna. rozmowna się zrobił zresztą. prawdziwa z niej babka.
chociaż .... heh, ksiądz (spowiedź babci) zapytał, czy to on czy ona. heh, bywa.

Brak komentarzy: