MOSCOW CITY, RUSSIA

piątek, 16 lipca 2010

hole in a head

przez ten upał zlasował mi się już chyba mózg - myślenie boli.
robię wszystko machinalnie i modlę się, żeby nie zawalić drobiazgów. wychodzę na spacery koło 9'tej i po 14'tej, żeby Turki pospał (strasznie się męczy biedna) i wieczorem nie czuję nóg. tak sobie pomyślałam(proces powolny, acz zachodzący jednak), że gdybym jakimś dziwnym trafem wszczepiła sobie licznik, to miałabym niezły wynik na koncie - strach się bać.
prawie się dziś zabiłam na upchniętych naprędce pod półką kaloszach. i dzięki temu przypomniałam sobie o ich istnieniu. zakup na czas, prawda? długo kombinowałam i mam! może w tym szaleństwie jest metoda - kupiłam gumiaki - leje się z nieba, ale żar.to może jak kupię sandały, to zacznie padać woda ---> deszcz? .......
no dobra- nich ktoś chociaż wyłączy to słońce!!!
chcę moRZa, a nie moŻe!!!!!!!

Brak komentarzy: