MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 26 stycznia 2010

golf kontra ramiączka, czyli sen na jawie

od wczoraj tęsknię do wiosny - do słońca, które grzeje, a nie tylko roztapia lód. takiego, jak w Egipcie. nie to, żebym jakoś się tam pchała - wspomnienia o zatruciu pokarmowym nadal żywe - ale chętnie bym zrzuciła te tony ciepłych ubrań i walonki (tak Misha nazwał moje podróby Emu). ale za nic w świecie nie wyszłabym teraz bez czapki i ciepłych galotów. i trochę mnie dziwi, że niektórzy (a raczej niektóre) biegają w kusych, cienkich kurteczkach, z gołymi głowami i bez rękawiczek. a może to ja jestem nienormalna i wiecznie zmarznięta? ha.
w taki mróz, jak obecnie, zazdroszczę Turkuciowi ślicznego kombinezonu - śpiworka. też bym tak chciała: leżeć w ciepełku i spać i żeby mnie w wózeczku wozili ... i tylko Misha brutalnie się ze mnie śmieje, że w takim razie odda mnie do domu starców.
zaraz zaraz - czy ja nie miałam przypadkiem iść po paszport Ola? hmmm... yyyyy...czyżby i skleroza mnie dopadała?

Brak komentarzy: