MOSCOW CITY, RUSSIA

środa, 5 sierpnia 2009

the way I' r

juz po wizycie w banku - placenie rachunkow, i z chlebem z Ashana. a potem ...piechota na 11 pietro - sasiedzi wozili meble i zablokowali winde :>. no z rana cud-miod-i-orzeszki. Fasolka sie na mnie obrazila i spi. ufffffffffffff - nadal odczuwam miesnie nog, choc przeciez regularnie cwicze. zemsta wczorajszej czekolady?
do tego przychodzi Tanya i musze posprzatac...naczynia z kolacji walaja sie w zlewie, a ja marze o drzemce. ot i co.
pozniej - po spacerze na Chistykh Prudakh. pieknie, nie za cieplo, tlumnie. i babskie rozmowy o zareczynach, ich braku, rodzinie i takich tam. zabawne- mnie jakos ominely podchody za pierscionkiem zareczynowym - jakos tak Misha sam z siebie doszedl do tego kroku. ale widze, ze inni panowie tacy szybcy nie sa. ciekawe co ich tak naprawde przeraza - wydatek na bizuterie (krakowskie myslenie i podejscie), czy to, ze pewnie trza sie bedzie jednak ozenic...

Brak komentarzy: