MOSCOW CITY, RUSSIA

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

tak tak - ta w lustrze to niestety ja

oto konkluzja dnia dzisiejszego. w drodze po pomidory (Kleparz), weszłyśmy do Krakowskiej - dosłownie dwa sklepy. bo reszty mi się kompletnie odechciało. ja rozumiem, że kobieta w ciąży to zjawisko dla niektórych niecodzienne, ale można się nieco pohamować i nie gapić, jak sroka w gnat, tym bardziej, że nie wyglądam jak samica walenia (a nawet jakby, to co? nie mam prawa żyć?!!!?) grrr!!! poczułam się, jak trędowata między wychudzonymi 15'stolatkami wyglądającymi na zniszczone życiem 30'stki. czemu wszyscy się święcie przekonani, że ciężarne powinny ubierać się w namioty i siedzieć w domu? i jeść za dwóch. co za bzdury!!!
jestem kobietą (pomijając już fakt, że mam hopla na punkcie ciuchów) i chcę dobrze (patrz - modnie) wyglądać. oczywiście w granicach rozsądku i zdrowia mojego i Fasolki, ale nikt mi nie powie, że jedyny odpowiedni strój to dres. Fasolka mnie popiera radosnymi kopniakami :) - szczęśliwa mama, to dobra mama.
tak więc niedoczekanie anorektycznych ofiar mody - nie założę wora pokutnego (w rozmiarze XXXXL) i nie będę czekać w domu, aż przyjdzie TEN moment. i na porodówkę kupię sobie lansiarską piżamę - a co?!!!!!!!no dobra- popracuję na d przymiotnikiem na jutrzejsze korki. trzeba poszerzać zapas słów...epitetów ....

Brak komentarzy: