MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 12 maja 2009

w tempie

wczorajszy post, jak pewnie nie trudno zauważyć, jest urwany. nie było mi dane go zakończyć - burza okazała się być zbyt blisko.
to przypomina mi jak kiedyś burza zastała nas z mamą na Cmentarzu Rakowickim bez parasola itd. gromy walą, potoki deszczu z nieba, a tu nagle moja mama się zatrzymuje na środku alejki i zasłania oczy. pytam zdumiona: 'Mamo, co Ty robisz?". i słyszę 'Boję się!'. urocze, prawda? :) wczoraj też się bała, ale w domu. dobrze, że nie mamy wysokiego stołu, bo by tam pewnie weszła - błyskawice były rzeczywiście niesamowite.
a dziś już chłodniej i jakby bardziej zielono. a ja mam spotkanie z fotografem - w końcu ślub trza uwiecznić, nie?
później:
Fotograf - swój człowiek. będzie dobrze :) jedno z głowy.
gorzej, że zadzwonili do mnie z USC i okazało się , że muszę przynieść im poprawione tłumaczenie. grrrrrrrr - błąd w nazwisku Mishy w ostatniej linijce. taaaaaaaaaak. znaczy, że znowu będzie opóźnienie w rejestracji małżeństwa. no bomba po prostu. oddychaj głęboko!!!!!!
teraz tylko muszę się zająć zaproszeniami, bo coś mi czas przez palce ucieka, a ślub przecież w wakacje. trzeba uprzedzić ze dwa miesiące wcześniej- ludzie planują urlopy.
eh, idę - dość mam tego całego zamieszania.

Brak komentarzy: