MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 27 października 2009

say say say

zderzenie z jesienią - na masce

pogoda zdecydowała się nad nami zlitować i dziś obudziły mnie promienie słoneczne. oraz - co nieco mniej romantyczne, ale jakże życiowe - konieczność sprintu do łazienki. Fasolka postanowiła sobie popływać i nieco się porozciągać - i proszę.
a potem nastąpił festiwal zmian pogodowych i ubieranie się na spacer nieco się wydłużyło. sweter, koszulka, i te nieszczęsne skarpetki... całe szczęście, że czapkę nakłada się na głowę, a nie na nogi ;).
dzięki za wsparcie - wiem, że czas pędzi i za jakiś czas będziemy się śmiać z tego, co dziś nas 'boli' - rozłąki, tęsknoty. i przecież to nie ja powinnam narzekać - nie ja wracam codziennie do pustego domu, a Misha. ja mam całodobowe wsparcie rodziny i dobrych duszków - Wasze.
a może narzekanie wynika ze strachu? przed nieznanym, przed tym, czego nie mogę do końca przewidzieć, zaplanować? strach powinien motywować, a nie paraliżować. tak więc na początek oklepana, stara fraza: 'za miesiąc o tej porze będę się z tego śmiać'.
-> przeważnie działało :)

Brak komentarzy: