MOSCOW CITY, RUSSIA

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Just singing in the rain

no i masz. jakby mało było Wiewiórczych zębisk i 39' na liczniku, rozchorował się Misha. wychodzi na to, że pojadę w piątek do Domu 1 z dwójką dzieci. chyba powinnam się już nastawiać na survival w wersji hard.
z grzeczności nie wspomnę, że sama ledwo mogę się wyprostować, bo nerwy robią swoje i kręgosłup nie chce współpracować. dziś jeszcze sobie dołożyłam, bo zamiast myśleć co i jak, poprawiałam fryzurę w sąsiedztwie huśtawki. kolano do teraz boli mnie jak ciężki fiks. później - o zgrozo - postanowiłam posmarować go rosyjską maścią na stłuczenia i teraz nie dość, że boli, to jeszcze chyba poparzyłam sobie cholerstwem skórę.
całe szczęście, że po burzy stulecia znacznie się ochłodziło i trzeba się ubrać cieplej. szorty odpadają na jakieś 2-3 tygodnie.

Brak komentarzy: