MOSCOW CITY, RUSSIA

czwartek, 16 czerwca 2011

free ride



zawsze lubiłam sporty ekstremalne. oglądać. to fakt. te emocje, adrenalina. nigdy nie przypuszczałam, że można uprawiać ten rodzaj aktywności nie ruszając się z domu. tak.
tu właśnie leży (sic!) pies pogrzebany. wczorajsza diagnoza zabrzmiała jak wyrok - 3 dni W DOMU!!!! aaaaaaaa!!! jeszcze zanim lekarz wyszedł miałam wizję siebie skaczącej z okna, ale mniejsza o szczegóły. i jak zwykle winne zębiska, które nie dają nam spokoju i obecnie wywołały ból uszu u Wrednego, który - jeżeli to w ogóle możliwe - zrobił się jeszcze bardziej wredny. biedaczysko i tak jest dzielne, bo nie najgorzej znosi ten dyskomfort.
gorzej ze mną - uziemiona w przysłowiowych 4 ścianach czuję się jak w więzieniu. do tego w ramach akcji solidarności z własnym dzieckiem i łączenia się z nim w bólu posłuszeństwa odmówił mi - dosłownie - kręgosłup. nie mogę się ruszyć bez tabletki przeciwbólowej. tak więc Dom 2 chwilowo zamienił się oddział geriatryczny z całym arsenałem kropelek do uszu, maści rozgrzewających i innych medykamentów godnych wieku bardziej zaawansowanego.
jak nic - downhill :>

Brak komentarzy: