MOSCOW CITY, RUSSIA

poniedziałek, 27 czerwca 2011

In the songs of yesterday




niniejszym mogę już oficjalnie ogłosić, że od dziś nadajemy z Krk. tak, tak - jestem już online, więc pewnie będę tworzyć i płodzić na bieżąco.
ściśle rzecz ujmując na ziemi ojczystej wylądowaliśmy już w piątek, ale chwilowy odwyk od internetu zafundował mi mój nieoceniony Macbook, który nie chciał współpracować z naszą siecią i 'zmiękł' dopiero dzisiaj po wizycie informatyka.
wrażenia z podróży? tym razem bezcenne. Wiewiór zamiast tradycyjnie grzecznie przespać cały lot, zamknął oczyska na 20 minut. pozostałe 1,40 albo się darł wniebogłosy, albo kokosił na całego. a żeby obrazek był ładniejszy, to rankiem, w dzień wyjazdu, Wredny obudził się cały w malinowe kropki. jak nie urok to sraczka można by rzec. na wypadek podejrzliwych pytań straży granicznej mieliśmy wersję z alergią na truskawki. prawda okazała się być bardziej przyziemna - trzydniówka. no ale żeby usłyszeć tę diagnozę musiałam z lotniska dzwonić w panice do przychodni i pędzić tam w podskokach zaraz po rzuceniu walizek w Domu 1.
już poniedziałek, a ja do tej pory jeszcze się nie pozbierałam. chodzę jak lunatyk, cały czas się o coś potykam i nie mogę przywyknąć do zmiany czasu. Wiewiór chyba też, bo urządza mi regularne pobudki o - o z grozo - 6 rano !!!! koszmar jakiś - litości nie ma wredne Stworzenie.

Brak komentarzy: