MOSCOW CITY, RUSSIA

środa, 29 czerwca 2011

Bad medicine [is what I need]

dla takich, jak ja, powinni szybko stworzyć odwyk. odwyk od szmateksów.
na wiewiórcze ciuchy potrafię wydać naprawdę dużo. dużo za dużo. bo przecież wszystko potrzebne, śliczne i cacy. a to podkoszulki, a to kurteczki - a co, że na 6 lat - przecież się PRZYDA. jasne. ciekawe tylko komu i kiedy. ja nie wątpię, że dzieci szybko rosną, ale to już lekka przesada, prawda?
wszystko zawsze według tego samego scenariusza: dzień wcześniej znajome uczucie oczekiwania, potem termin dostawy i podniecenie 'co też dziś uda mi się upolować', następnie radość łowcy z udanego polowania, lub niedosyt/ rozczarowanie/ irytacja gdy nic nie znajdę. euforia opada zazwyczaj przy prezentacji dobra wszelkiego w domu - moja mama skutecznie potrafi ostudzić mój zapał... szkoda, że po fakcie.
to naprawdę jest jak narkotyk. rodzaj sportu wyczynowego - czasem zdarza się walczyć o lepsze kąski. przenośnia nieco wyolbrzymiona, ale bywa i tak.
a teraz czas wyprać dzisiejsze trofea, a potem w bliżej nieokreślonym 'gdzieś' je zmagazynować. tylko i aż.

Brak komentarzy: