dziś znów mam nowy powód, żeby 'kochać' Moskwę, jak co roku, na początku lata, odłączyli nam na 10 dni ciepłą wodę. całkiem. na sucho. dzięki Bogu właściciele zamontowali w łazience bojler i przynajmniej kąpać się można bez obawy, że przeziębimy korzonki. nieco gorzej sprawa ma się w kuchni.
na samą myśl o myciu naczynia robi mi się niedobrze. podobnie z piecem. a tu, jak na złość, zawsze coś się wyleje, przypali lub wysypie. sama radość. nic, tylko gotować!!!! i to dwudaniowe obiady. plus kompot. i nie zapominajmy o deserze.
dobrze, że Wiewiór żyje w swoim świecie i kuchnię odwiedza tylko w porach posiłków. najchętniej wpada po ser żółty. na sam dźwięk tego słowa uśmiecha się od ucha do ucha i gładzi po brzuszku. plasterek sera jest dla niej wszystkim i nie daj boshe wypowiedzieć TO słowo na głos, lub pokazać przypadkiem po zakupach. dopóki nie dostanie - nie odpuści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz