MOSCOW CITY, RUSSIA

środa, 26 marca 2008

Moscow.fm




25.03 2008
Dziś chyba po raz pierwszy powiało wiosną na naszym wschodzie. Zaświeciło słońce i od razu zachciało się żyć. Po zajęciach biegałam jak głupia po tym durnym akademiku, żeby znaleźć swojego pseudopromotora, którym okazał się typowo profesorkowaty, miły i spokojny typek po 40’tce. Nic ciekawego ogólnie rzecz ujmując. Już na poniedziałek mam mu przynieść plan pracy (yyyyyyyyyyyyyyy, a co to takiego?) i wiersze do interpretacji. No super, tylko, że nam tu książek do domu nie dają. Skąd ja sobie te wiersze wezmę? Ale dobra, przynajmniej mam konkretny powód, żeby nie pić cały weekend. Bo nie mam ochoty narobić sobie obciachu. W czytelni fajnie, tylko, że kurcze, ja się tam skupić nie dam rady. Co za motyw. cóż – czas na ostatnim roku studiów nauczyć się pracować w czytelni.

Tęsknota już mnie tak nie przytłacza – chyba powoli – baaardzo powoli – zaczynam się przyzwyczajać do tego miejsca. ... ON napisał do mnie – życzenia na święta mi posłał. A ja ... ja wcześniej nie mogłam o tym pisać... nie miałam siły. Nie muszę chyba dodawać, że popłakałam się jak dziecko. Z żalu, bólu i bezsilności. Moim największym marzeniem jest na ten moment możliwość powrotu do domu... do mojego krk. Ale w JEGO kontekście po prostu nie mogę – nie wrócę na tarczy. Zaciskam mocno zęby...
Za trzy tygodnie mamy odebrać przedłużenie wizy... a ja nadal nie wiem, czy ja chcę tu być. Najgorsze jest to, że musimy podjąć decyzję o powrocie – podać konkretną datę – i udać się po wizy tranzytowe. Do ich wystawienia potrzebny jest bilet powrotny. To powinna być męska decyzja.
Kiedy byłam w krk i myślałam o tym wyjeździe, liczyłam, że będzie tu się działo na tyle dużo, że zapomnę o wszystkim. Myliłam się. Zacytuję może Asię – ‘jestem tu szczęśliwa tylko, kiedy jestem pijana’. Nie wiem, czy możliwe jest wpadnięcie w alkoholizm w ciągu 2 tygodni, ale chyba nie ;). Twardo się trzymam i nie palę. No dobra- gardło nadal mi nie służy;///i po prostu się boję. Postanowiłam, że wyruszę na podbój Moskwy w kwietniu – jak się cieplej zrobi. Teraz czas na siedzenie w bibliotece w cudownym towarzystwie mojego jakże ..ciekawego :> tematu.
Opowiem może, jak cudownie robi się pranie w akademiku – niestety, jestem rozpieszczona i dla mnie pralka to rzecz podstawowa. Taaaak. Uroki prania ręcznego bluz i dżinsów są nieocenione – szczególnie w łazience bez okna i w misce wielkości większego talerza. (NIE)polecam!!!
Ufff, zrobiła swoje ćwiczenia – nie mogę rano, bo Asia się budzi. A teraz poszła na Internet – zaraz sama pójdę.
Nie wiem, czy to jakiś głupi żart, ale ... Asi ukradli telefon. Zostawiła go na chwilę i teraz ... ale ludzie są świnie!! Szukałyśmy go po piętrach i nic. Ukradli, bo nie odpowiada jej numer, jak się na niego dzwoni – ktoś wyjął sim’a. Kompletnie bez sensu.



No dobra, tytuł wymyślę później ;).
Teraz chciałabym się podzielić moją refleksją na temat ‘Święta na obczyźnie’. Jest jedna – NIGDY WIĘCEJ.
Na koncercie było super – fajnie poznać normalnych młodych Rosjan. I to takich, którzy super grają na gitarach (i hehe, na organkach :P) i b.klimatycznie śpiewają (Misza bas ;P). fajnie było poznać czarnoskórego Anglika, pracującego jako tłumacz ...rosyjskiego :>. Bardzo fajnie też pić piwo w metrze (to nielegalne, ale cicho!!!! ;) ) i kupować jajka na świąteczne śniadanie będąc fajnie wstawioną.
Niestety gorzej obudzić się kolejny dzień na kacu i gotować cholerne jajka (na mega potrawę ukraińską Ślązaczki Asi), próbując zebrać myśli i tak naprawdę NIE MYŚLEĆ o tym, że to ..święta. a Ty siedzisz w odrapanym akademiku na końcu świata (tu naprawdę UFO ląduje :P ), pada deszcz ze śniegiem i .. nie masz ochoty jechać do kościoła z innymi Polakami (a cholera, wpadasz na całą ich ‘wycieczkę’). Gdzieś tak od 15’tej siedziałyśmy w pokoju próbując nie płakać i udając, że jest super. Poprawiło mi się dopiero po piwie, mimo ,że solennie przyrzekałam, że ‘nie no, w święta, to nie!!’ .. taaaaaaaaaaak. A potem zasypiasz oglądając filmy Michałkowa, z żołądkiem zapełnionym typowo świątecznym daniem – chińską zupką. Żałosne?
A dziś... u Was lany poniedziałek – Święta. A my w bibliotece.. przepisując sygnatury przez –UWAGA – kalkę!! (konia z rzędem temu, kto jeszcze pamięta, co to jest!! ;P). a na obiad kasza gryczana z resztkami kiełbasy ze świątecznego śniadania. Zdrowo J. Ej, chyba miałyśmy wybić do Słowaczek na browar. Jeszcze tylko kilka zdań i dam Wam spokój. Dziękuję za życzenia.. wybaczcie, że nie odpisałam, ale naprawdę nie miałam na to siły – nawet do domu nie napisałam – po co się męczyć? Dziś mam fazę na ‘wszystko mi jedno’. Zobaczymy, co dalej – zapłaciłyśmy za przedłużenie wizy. Ja – na wszelki wypadek. Oby zdarzyło się coś, co sprawi, że będę chciała tu zostać te 20 dni dłużej.. ..oby. Ja wiem- wy się będziecie cieszyć, jak wcześniej wrócę ;p. jutro znowu do biblioteki. Może tym razem załączą mi się te cholerne zdjęcia? A jutro poznam mojego tutejszego pseudopromotora i dowiem się, co Rosjanin myśli o moim ruskim ;). See ya!

Brak komentarzy: