MOSCOW CITY, RUSSIA

czwartek, 3 maja 2012

Once I had a love and it was a gas Soon turned out had a heart of glass

maj powitał nas nieco nieoczekiwanie temperaturami rodem z października. nawet specjalnie się nie zdziwiłam, kiedy w TV podali, że miejscami nocą bywają przymrozki.
i tak zamiast typowej majówki z piknikiem i słońcem, mam katar po pas i zero ochoty na wypełzanie z domu. łykam sobie zatem tubylcze lekarstwa udając, że mi niebywale pomagają, w duchu pragnąc jedynie swojskiego GRIPEX'u MAX. nie pogardziłabym i herbatą z domowym sokiem malinowym, ale ten temat jest zbyt drażliwy, by się za niego zabierać.
na samą myśl o wieczornym spacerze robi mi się niedobrze: zanosi się na to, że znów będę 'pociągająco' kwitnąć pod huśtawką, lub biegać po krzokach za goniącym Bogu ducha winne gołębie Wiewiórem. kiedy jestem zdrowa jakoś mnie to nie martwi i nie męczy. zmęczenie materiału daje się jednak czasem we znaki, a wtedy nawet lubiane czynności stają się nudą nie do zniesienia.
do tego wszystkiego okazało się, że Pobyt czasowy nie rozwiązuje sprawy wizy i znów czeka mnie kolędowanie po papierki i pieczątki. no miodzio. ja już niczego tak nie pragnę, jak - poza zdrowiem rzecz jasna - końca tej paszportowej telenoweli. no bo ileż tak można?!?!

Brak komentarzy: