MOSCOW CITY, RUSSIA

środa, 16 maja 2012

But Johnny my friend, she's not what she seems

tyle się dzieje, że ledwie jestem w stanie ogarnąć rzeczywistość, a jakby kto pytał, to nic nowego.
Misha w delegacji (n-tej już w tym roku), bieganie z Wiewiórem na zajęcia, plus pakiet obowiązkowy: gotowanie, sprzątanie, mycie, czesanie, ubieranie itd, itp. - ni mniej, ni więcej, jak codzienność każdej kobiety.
ale ale. nieco się jednak zagalopowałam z tym brakiem nowości. otóż Wredny ma adoratorów. wiem, że dla niektórych to będzie mały szok, ale to i tak podobno spóźniony start. nasi znajomi obu płci już jako 1,5 roczne brzdące całowali się w krzokach.
u nas to widocznie wpływ nagłego ocieplenia. trochę dziwnie jest się przyglądać, jak moje dziecko (Aleksandra, 2.5 roku) chodzi za rękę z kolegami, albo dostaje od nich kwiaty. tak sobie myślę, że owi Konkurenci nieźle się nabierają na lekko nadąsaną buzię i grzeczne maniery. bo na placu zabaw Wiewiór z Wrednego przeistacza się w Idealną Dziewczynkę. zawsze (no, prawie zawsze :P) za rękę z mamusią, nie krzyczy, nie rzuca piaskiem, karnie czeka w kolejce do huśtawki, czy zamienia się zabawkami (ostatnio z zauważalną tendencją malejącą, ale jednak). przedwczoraj chłopcy nawet się o Wiewióra bili.
jak to dobrze, że nie widzą Wrednego w domu, w akcji. brrrrrr!!! charakterek to ona ma, oj ma!!! po 'siama' i 'nieeee/niet!', ulubionym jest 'moje!!!'.
no ale cóż: reklama dźwignią handlu.

Brak komentarzy: