MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 12 lipca 2011

Look at me now, will I ever learn?

no i proszę!!!! wychodzi na to, że nawet na 'własnym podwórku' nie może sobie człowiek spokojnie poprzeklinać w obcym języku. taki to jest pożytek z tej naszej globalnej wioski. grrrrr :>
spaceruję sobie (w miarę spokojnie), ptaszki śpiewają, kwiatki pachną, Wiewiór szaleje, czyli tzw. standard. od ciągłego nawoływania (eufemizm) i przywoływania Wrednego do porządku mam już seksownie (!!!!???!!!) zachrypnięty głos. jak zwykle produkuję się w dwóch językach. zdążyłam się już przyzwyczaić do zdziwionych/zniesmaczonych/ciekawskich/pełnych politowania spojrzeń. bo gdyby to jeszcze był angielski, lub inny, zachodni język. ale nie - ruski. ale wracając do tematu.
idę sobie, idę, a tu nagle słyszę 'nie styesnyaisya' (nie wstydź się!!). myślę sobie: 'e, przesłyszałam się' - ostatnio stale tak mam - ciągle mi się zdaje, że wszyscy mówią po rosyjsku. tym razem jednak słuch mnie nie myli. podchodzi do mnie chłopak, wyciąga rękę i mówi czystą ruszczyzną (wow, to takie słowo jednak istnieje :P). miło, nie powiem - pyta mnie, czy jestem Rosjanką. a może udaje, że nie słyszy akcentu? hmmmm. kolejna refleksja już mnie mniej cieszy - cholera!!!! teraz to nawet po rosyjsku sobie nie mogę pofolgować, O NIE!!!!!

Brak komentarzy: