MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 19 lipca 2011

Cause in my castle i'm the freakin man


doszłam dziś do wniosku, że jestem naiwna. niby kozak ze mnie i wszystko potrafię załatwić, ale nie. już drugi raz kupiłam stare kwiaty nabierając się na gadkę-szmatkę pani sprzedawczyni. w domu okazało się, że kupiony okazyjnie 'duży bukiet' to pic na wodę - fotomontaż, bo do wstawienia do wazonu nadaje się do najwyżej jeden marny kikut. bywa powiecie. jasne. ale żeby 2 razy w jednym tygodniu? czyżbym biła jakiś rekord?
a może to jednak starość? jutro kolejny rok nam z Jerzym stuknie. z górki. nie żebym narzekała - broń boshe. nawet w liceum nie miałam tak dobrej wagi. cellulit? phi. przestałam się tym przejmować - są gorsze rzeczy na świecie. rozstępy? si. i co z tego? przecież nikt nie chodzi na co dzień w bieliźnie (oprócz słynnego już Sąsiada- Naturysty). nie jestem idealna i dobrze mi z tym.
Wasze zdrowie!!! :)

Brak komentarzy: