MOSCOW CITY, RUSSIA

czwartek, 24 marca 2011

born this way

dzień pod znakiem zębów. moich okazjonalnie, że się tak wyrażę, a Wiewióra - standardowy.
u dentysty miało być szybko i bezboleśnie, a po sekundzie wiercenia - zachciało mi się grać bohaterkę i olałam znieczulenie - miałam świeczki w oczach. na widok zbliżającego się wiertła miałam ochotę krzyczeć i wiać, gdzie pieprz rośnie. po zakończonej operacji moje szczęki zdawały się mówić: nareszcie razem. następnym razem będę od progu wołać o znieczulenie - postanowione!!! o nie!!!! zapomniałam, że mam cholerne uczulenie i zaraz po zastrzyku ląduję z nogami do góry, bo tracę przytomność. jak nie kijem go, to pałą...
nigdy nie sądziłam, że to powiem, ale nie chcę już chudnąć. naprawdę. jeszcze jedno wiewiórcze zębisko i spokojnie wejdę w 36. panicznie wręcz boję się kolejnej akcji z trzonowcami, bo ta kosztowała nas kupę nerwów (ja), morze łez (Wredny) i ze 3-4 kilo (też ja).

Brak komentarzy: