od jutra znów mam męża :)
miałabym i dziś, ale Misha nie byłby sobą, gdyby czegoś nie zapomniał i tym razem padło na ... paszport. tak. jedyną rzecz, której nie da się kupić, zamienić na inna itd. trochę to wkurzające, ale z drugiej strony - jak go za to roztrzepanie nie kochać, ha!?
usiłuję nie podpierać powiek zapałkami, ale i tak padam na klawiaturę. to owoc dzisiejszych perturbacji zębowych Wiewióra, który postanowił obudzić się bladym świtem z wrzaskiem godnym nacierającego plemienia Hunów. razem z nim obudziłam się nie tylko ja, ale też połowa naszego bloku - skala głosu Wrednego robiła wrażenie. śmiało mogłaby budzić ze śpiączki - pomyślę nad tym pomysłem następnym razem.
a teraz lecę. dosłownie i w przenośni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz