MOSCOW CITY, RUSSIA

sobota, 1 października 2011

I'm alive, yes and no...

dzisiaj mieliśmy za oknem chyba wszystkie pory roku, oprócz lata. lazurowy błękit i granat bliskiej nawałnicy. słońce i deszcz. nie ustaje tylko jedno: koszmarny wiatr.
z okazji soboty i posiadania w domu Pana Męża, postanowiłam urwać się na chwilę ze smyczy i pojechałam do ... centrum handlowego. tak tak. zew zakupoholizmu zaprowadził mnie prosto do działu dziecięcego H&M. w Moskwie tylko w tym sklepie ceny są do przyjęcia, ale... tak, jest 'ale' i to nie takie 'małe ale': dzikie tłumy. jakby wszyscy się zmówili/umówili i postanowili kupować w tym samym miejscu i czasie, albo towary rozdawali co najmniej za darmo. kolejki do kas są tak długie, że każdy trzeźwo myślący człowiek natychmiast by zrezygnował. ja stałam - no przecież powiedziałam wyraźnie: 'TRZEŹWO myślący'. znaczy - nie ja.
a i tak powiem Wam w sekrecie, że NIE MA TO JAK SZMATEKSY!!! :)

Brak komentarzy: