MOSCOW CITY, RUSSIA

wtorek, 18 października 2011

Welcome to the minds of the infamous ones

jestem sama. to nawet lepiej, bo ziarno antypatii do Rashy wykiełkowało w moim sercu i nieźle się tam ma, podlewane codzienną dawką żółci. nie ukrywajmy - mówiąc najprościej - gryzę.
radość ze słońca całkowicie popsuła mi mega-hiper-wypasiona migrena, z którą udałam się na kolejną walkę z systemem, pozostawiając siostrę Mishy Wiewiórowi na pożarcie. i co z tego, że odbieranie świstka trwało mniej, niż minutę, jak dojazd i powrót zajął mi ponad godzinę. niech żyje ludzka BEZmyślność!!! aż ciśnie się na usta klasyczne 'o tempora, o mores!'.
tak więc sprint do domu i wio na spacer - gdzieś przecież musi się ulotnić wiewiórcza energia. gdy wracamy jest już ciemno. włączam światło i cyk. spaliła się żarówka w jedynej lampie w sypialni. ekstra. nieźle już nabuzowana lecę szukać nowej, włażę na łóżko, staję na palcach i dziękuję Bogu, że nie ma tu wysokich sufitów. radość pryska, kiedy w ręce zostaje mi abażur, a z sufitu ponuro zwisa kabel - kikut z jakimś dziwnym tatałajstwem. trzeba było uczyć się na elektryka, a nie 'bawić' w filologie. no ale teraz to tylko 'daremne żale, próżny trud'. uznaję, że toto do mnie nie przemawia i idę po jedyną dostępną lampę przenośną, czyli wielgachną lampę podłogową. radości co niemiara - jako, że z lenistwa nie wymieniliśmy żarówki w salonie, muszę z tym moim 'kagankiem' peregrynować nieomal po całym mieszkaniu.
kroplą, która przelewa czarę goryczy, a raczej jadu, jest mail od nieocenionego LOT'u w takiej mniej więcej treści: uprzejmie informujemy, że państwa lot 18.11. 2011 o godzinie PI został odwołany. możecie państwo go bezpłatnie oddać, albo zamienić na srutututu kłębek drutu w nieokreślonej przyszłości'. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!
gdyby jakims cudem w naszym domu było echo, to powtarzało by ponuro MAĆ...MAĆ... MAĆ!!!!!!

Brak komentarzy: