MOSCOW CITY, RUSSIA

środa, 4 września 2013

Shut your mouth miss misery

zaiste miał Niemen rację śpiewając, że dziwny jest ten świat. i nie trzeba wcale długo szukać przykładów.
idę po zakupy. kiedy mam chwilę, lubię zatrzymać się przy owocach i jarzynach. kolory i zapachy cieszą oko i powonienie, a przynajmniej w teorii - powinny. w naszych tutejszych delikatesach jest wszystko. morele ze Stanów, śliwki z Azerbejdżanu, czereśnie z Hiszpanii, marchewka z Holandii,  czy ziemniaki z Izraela. tak światowo. nieomal darmowa podróż palcem po mapie. tyle, że to całe dobro doczesne jest całkowicie pozbawione walorów smakowych. a wygląda toto, jak  pisanka - takie cacane. z ceną gorzej, bo można się nieopatrznie nabawić niestrawności, gdy przeoczy się jedno z rzędu zer.
któregoś dnia nie wytrzymałam i zapytałam pani z obsługi, dlaczego nie ma ani jednego owocu/warzywa made in Russia. odpowiedź nieco mnie przeraziła: bo tak ma być, tu jest drogi sklep. 'swojskiego' nikt by im nie kupił. podobno tylko obcokrajowcy pytają o rosyjskie płody rolne.
heh. może ja dziwna jestem, ale wolałabym zjeść coś dobrego, o konkretnym smaku, nawet, jeśli skórka nie będzie idealna i znajdzie się kilka pestek.
znajomi ostudzili także mój entuzjazm, co do miejscowych palców targowych - trzeba wiedzieć, co i u kogo brać. bardzo często klienci, którzy nie 'kumają czczy', są oszukiwani na różne sposoby.
no to, to  się i w Polandzie zdarza, nie przeczę. ale to przecież taki 'swój' oszust, krajowy: wróg na własnej krwi wyhodowany.

Brak komentarzy: